Zimowe uroki sprzed lat
Czy naprawdę do jazdy na sankach lub nartach potrzeba gór nart po to, żeby sprawniej poruszać się po śniegu? Dawniej tak nie uważano.
Stąd jeszcze w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych ub. wieku mało kto kupował narty w tzw. sklepach sportowych. Ludzie chodzili jeździć na drewnianych nartach wykonanych własnoręcznie. Różnej produkcji, o różnym wykończeniu, z możliwością przymocowania do zwykłych butów. Fantazja, młodość i wrodzony Mazurom spryt zrobiły swoje. Zamiast jeździć czy latać do Szwajcarii, Austrii czy północnej Italii- wtedy to był przejaw "szkodliwie klasowego" luksusu - wystarczyło wybrać się na okoliczne pagórki i rozkoszować się urokami zimy. Kto by pomyślał, że jeden z takich "szlaków narciarskich" znajdował się w Morawach koło Stupska.
I jeszcze jeden element zimowego krajobrazu dawnego Mazowsza - lodowiska. Wyrastały niemal wszędzie, jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Ani funduszy samorządowych nie trzeba było, ani projektów obywatelskich, ani unijnych dotacji, i nawet fleszy lokalnych mediów. Wystarczył mróz. Najlepiej przez parę dni, choć mile widziany był przez najbliższe tygodnie. I oto na zamarzniętych stawach i jeziorach, na boiskach sportowych i kortach, przy remizach strażackich, szkołach i w wielu innych miejscach, niemal z dnia na dzień pojawiały się lodowiska./.../
Na starych zdjęciach widać łyżwiarzy, którym nie trzeba było kupować specjalnych łyżew. Takie stały się popularne dopiero w latach 60 i 70 ub. wieku, wcześniej dominowały własnej roboty. Często były to zwykłe płoz. Czasami przykręcane śrubami do obuwia. Ale najważniejsze było, żeby but był stabilny. Wtedy możliwe były różne piruety, które przyciągały wzrok innych, czasami budziły zazdrość, ale również służyły rozwojowi własnej kondycji sportowej. Do dziś możemy podziwiać na zdjęciach łyżwy sprzed wieku.
Ale najbardziej rzuca się w oczy uśmiech na twarzy łyżwiarzy. To było chyba najważniejsze. Zimowa zabawa- na łyżwach, sankach, nartach. Takie zimy pamiętano później latami...
LESZEK ZYGNER
Cały artykuł w TC nr 51/52 lub w wersji elektronicznej na portalu ciechpress
Komentarze obsługiwane przez CComment