Anna Wojciechowska i "Słodkie łzy Nadii" - premiera
Przypominamy rozmowę z Anną Wojciechowską, autorką, która doczekała się, właśnie dziś, wydania jej debiutanckiej książki pt. "Słodkie łzy Nadii". Na niedługo przed premierą, udzieliła obszernego wywiadu "TC" i podzieliła się z nami swoją historią, a także opowiedziała o całym procesie powstania tej książki. Książka "Słodkie łzy Nadii" już od dziś (1 listopada) jest dostępna w przedsprzedaży, a 15 listopada trafi oficjalnie do najlepszych księgarń w całej Polsce. Dla tych, którzy chcieliby poznać autorkę osobiście, szykuje się okazja - w połowie listopada zaplanowano spotkanie autorskie. Anna Wojciechowska odwiedzi Powiatową Bibliotekę Publiczną w Ciechanowie.
* Skąd u ciebie miłość do pisania?
- Wszystko zaczęło się w gimnazjum i pierwsze co napisałam to była nowela romantyczna. Ten tekst powstał dzięki mojej nauczycielce, która dopingowała mnie i wspierała... Nie tylko w sprawach szkolnych, ale i prywatnych. Dbała o mnie i czułam, że zależy jej na moim rozwoju. Dzięki temu nie poddawałam się. Ta nauczycielka, Marta Śmigielska, pokazała mi też, że książki mogą być fajne, a nie tylko nudne, obowiązkowe do przeczytania na lekcje polskiego. Pierwsza, która zrobiła na mnie duże wrażenie to "Weronika postanawia umrzeć" Paulo Coelho.
Pisanie wierszy w liceum związane było z miłością mojego życia, to z tego uczucia czerpałam wtedy inspirację. Była to w pewnym sensie trudna miłość, której nie pochwalali moi rodzice, właściwie byli bardzo przeciwni temu, że spotykam się z chłopakiem. To nieznane dotąd nowe uczucie obudziło się we mnie i popchnęło w stronę pisania. Objawiło się w postaci wierszy miłosnych. Przelewałam na papier swoje emocje, myśli. Wtedy też udzielałam się jako redaktorka gazetki szkolnej, gdzie publikowałam swoją poezję.
* Mówisz, że zaczynałaś od wierszy, a to dość krótka forma wyrazu, jak przerodziło się to w pisanie książki?
- Już od dawna chciałam napisać książkę. Zbierałam się do tego kilkakrotnie. Pisałam parę stron i przerywałam, na początku nie było to łatwe, nadal nie jest. Nudziło mi się, nie miałam weny i rezygnowałam. Próbowałam odnaleźć się w tworzeniu horrorów - jak się teraz okazuje - stylowi romansów pozostałam wierna do dziś.
Tak naprawdę do napisania i ukończenia książki zmotywowała mnie moja sytuacja rodzinna. Podobnie jak w przypadku wierszy, chciałam podzielić się swoimi uczuciami, wyżalić się, pozbyć się negatywnych emocji i doznać ulgi. Wieczorami siadałam regularnie przed komputerem i pisałam. Pierwsza taka sesja trwała u mnie osiem godzin bez przerwy. To wszystko zaczęło się w zeszłym roku, w lutym. Miałam dużo więcej czasu, przez sytuację pandemiczną i zdalną pracę, więc postanowiłam wykorzystać sytuację pozytywnie. Nawet kiedy nie miałam ochoty to starałam się siadać i pisać, czytać to, co już napisałam. Tym razem mobilizowałam sama siebie, nie odpuszczałam i udało mi się opowiedzieć historię do końca.
* Łatwo było pisać, miałaś chwile zwątpienia?
- Starałam się siadać codziennie, chociaż po troszku coś dopisywać, poprawiać. Oczywiście zdarzało mi się, że kursor na ekranie migał, a ja nie dodałam ani słowa. Najdłuższa przerwa w pisaniu trwała u mnie prawie półtora miesiąca. To bardzo dużo czasu. Przyszedł jednak moment, kiedy zmusiłam się i znów wróciłam do pisania.
Najczęściej piszę nad ranem przy porannej kawie. Po przespanej nocy mam najwięcej pomysłów, które chcę jak najszybciej przelać na papier. Wtedy jestem wypoczęta, gotowa i pełna sił do pracy.
* Czy miałaś gotowy pomysł i coś w rodzaju roboczego scenariusza, czy twoja historia rosła z każdą stroną?
- W ogóle! Na początku wymyśliłam tylko główną bohaterkę. Ona była najważniejsza i to wokół niej budowałam całą historię. Później, po kolei, na bieżąco wymyślałam i dopisywałam kolejne wątki oraz postacie. Wszystko zaczęło się od dziewczyny, od tytułowej Nadii.
* Jak udało ci się zrealizować swoje marzenie? Zdradzisz nam jak wygląda wydawanie książki od kuchni? A przynajmniej od strony autora?
- Samo pisanie przychodzi mi łatwo. Czasem prościej jest mi coś napisać i w ten sposób się wyrazić niż coś powiedzieć, mimo że jestem osobą wesołą, towarzyską i lubię kontakty z ludźmi. Dużo trudniejszy jest etap "po", kiedy stawiasz ostatnią kropkę na ostatniej stronie swojego tekstu. Nie chcę skłamać, wysłałam prawie 80 maili do różnych wydawnictw. Dużo się odezwało, ale nie wszystkie warunki były satysfakcjonujące. Na odpowiedzi zwrotne trzeba bardzo długo czekać, nawet trzy miesiące. Debiutująca osoba nie ma lekko. Czasem musiałam kilkakrotnie pytać w danym wydawnictwie czy są zainteresowani i przypominać się. Nie rezygnowałam i kontynuowałam swoje poszukiwania.
Najlepszą ofertę otrzymałam od wydawnictwa "Oficynka" i to z nim podpisałam ostateczną umowę na wydanie mojej książki. Jest to wydawnictwo z zasadami, które dba o autora. Bardzo długo trwa też proces wydawniczy. Podejmowanie decyzji, korekty, ostateczne wersje - to wszystko zajmuje sporo czasu. Otrzymałam wiele pomocy podczas pracy nad tekstem. Dużo rzeczy mogłam się nauczyć i na pewno wykorzystam to w przyszłości, przy kolejnych książkach...
* Czy zdradzisz nam o czym są "Słodkie łzy Nadii"?
- Nie chcę za dużo powiedzieć, ale mogę zachęcić moich przyszłych czytelników i uchylić rąbka tajemnicy.
Jest to historia młodej dziewczyny, która od zawsze miała pod górkę. Przez nieodpowiedzialnych rodziców musiała zamieszkać w domu dziecka. Gdy zostaje zaadoptowana przez zamożne małżeństwo, jej los staje przed znakiem zapytania. Jak się później okazało, nawet życie pełne pieniędzy nie musi być szczęśliwe. Pojawiają się tu tajemnice, problemy, kłamstwa, no i oczywiście wątek miłosny... Nadia musiała się szybko i samodzielnie nauczyć jak żyć. Nie zawsze jest lekko, łatwo i przyjemnie...
Tak jak sama mówiłam wcześniej, nie planowałam konkretnego zakończenia. Pomysł na nie zszokował nawet mnie. Mam więc nadzieję, że czytelnicy również będą zaskoczeni i zadowoleni.
* Skąd pomysł na taką właśnie historię?
- Czerpię inspiracje z życia, tak jak w przypadku wierszy, książkę napisałam w oparciu o własne doświadczenia i emocje, problemy... Nie jest to w żadnym wypadku moja autobiografia, ale są tu elementy zainspirowane tym, co sama przeszłam. Miałam skomplikowaną relację rodzinną, zawsze byłam dobrą córką i staram się, ale niestety nigdy nie spotkało się to z pozytywną reakcją ze strony rodziców... Mniej więcej w momencie kiedy zaczęłam się spotykać z ówczesnym chłopakiem zaczęły się problemy, które nie zostały rozwiązane do dziś. Książka jest trochę takim rozliczeniem się z tą relacją i jednocześnie chcę pokazać niedowiarkom, że potrafiłam doprowadzić ten projekt do końca. Udowodnić, że potrafię i nie odpuszczam, zarówno sobie i innym...
* Skąd czerpiesz inspiracje? Czy są autorzy, którzy mają na ciebie i twoją twórczość wpływ?
- Bardzo lubię, można powiedzieć, moją ciechanowską rodaczkę, K. N. Hanner (przyp. red.: Katarzyna Nowakowska), której książki uwielbiam czytać. Muszę przyznać, że na początku zmylił mnie jej pseudonim i nie spodziewałam się, że mamy ze sobą coś wspólnego. Na mojej półce znajdą się też książki takich autorów jak Mia Sheridan, Vi Keeland, Cecelia Ahern czy Blanka Lipińska. Czytałam i uczyłam się jednocześnie: jak pisać, by książka była dobrze skonstruowana zarówno pod względem stylistycznym jak i fabuły.
Lubię czytać i pisać romansowe powieści z ciekawą historią w tle. Dobrze też, by książka była o życiu codziennym, bardziej przyziemnym i nadal przytrzymywała swoją fabułą czytelnika od pierwszej do ostatniej kartki.
* Dla kogo i do kogo piszesz?
- Przede wszystkim piszę dla siebie i spełniam swoje marzenie, które było dla mnie nierealne. Piszę też dla osób, które mnie wspierały: mojej przyjaciółki Emilii, nauczycielek, które mnie popychały w tą stronę, dla męża Piotra, który bez ustanku mnie dopingował. To on słuchał pierwszych rozdziałów, które powstawały. Znosił moje nastroje. Dla bliskich, dzięki którym udało mi się osiągnąć wyznaczony cel, ale przede wszystkim dla moich przyszłych czytelników, ponieważ bez nich nie miałoby to sensu.
Myślę, że moją książkę może przeczytać każdy. Dochodzą do mnie sygnały, że po "Słodkie łzy Nadii" sięgną również panowie. Nie sądzę, by moim czytelnikiem była tylko stereotypowa "nieszczęśliwa i niespełniona gospodyni domowa w wieku średnim". Książka jest wprawdzie romansem, ale ma w sobie też elementy innych gatunków. Jest tu dramat, trochę erotyki, wątki obyczajowe i wartka akcja. Nawet miałam trochę problemów z zakwalifikowaniem mojej powieści przez wydawnictwo do jednego konkretnego gatunku. Chcę by powieść oderwała czytelnika od życia codziennego i wciągnęła nawet na kilka godzin czytania.
* Czy jesteś zadowolona ze swojego literackiego debiutu i efektu końcowego?
- Jestem. Muszę przyznać, że wyszło "po mojemu". To moja pierwsza książka, pierwszy zrealizowany pomysł. Podobno, statystycznie, dopiero trzecia książka jest hitem (śmiech). Nie nastawiam się na ogromny sukces, ale ja jestem zadowolona. Teraz czekam na premierę, którą bardzo się stresuję i jednocześnie nie mogę się doczekać. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić tego dnia. Na pewno będzie to bardzo emocjonujący moment w moim życiu. Nie mogę wiele zdradzać, ale może ten dzień przyjdzie szybciej i przedpremierowo książka będzie dostępna wcześniej...
* Jeszcze jedno pytanie na koniec, na przyszłość. Czy masz gdzieś w szufladach lub w plikach kolejne historie, które chcesz opowiedzieć?
- Muszę przyznać, że tak. Druga książka jest prawie gotowa, ale na razie skupiam się na "Słodkich łzach Nadii". Tak jak mówiłam, podobno przy trzeciej książce odnosi się sukces, więc najpierw trzeba napisać i drugą i trzecią właśnie. A przede mną dopiero debiut. Dzięki bujnej wyobraźni mam wiele pomysłów, które chcę spisać i podzielić się nimi z czytelnikami. Zdradzę, że zostanę oczywiście w stylistyce romansu.
Czekam też na odzew czytelników. Zależy mi by pisać lepiej i trafiać w ich gusta oraz oczekiwania. Mam nadzieję, że książka się spodoba, ludzie ją kupią i chętnie podzielą się swoimi wrażeniami. To moja pierwsza książka, więc pewnie jeszcze wiele będę musiała się nauczyć, ale nie zrezygnuję z pisania. Może kiedyś uda mi się zostać "pełnoetatową" pisarką, zobaczymy, co przyniesie przyszłość...
NM
Komentarze obsługiwane przez CComment