Czy odwiedzają nas duchy bliskich?
Na przełomie października i listopada częściej myślimy o życiu po śmierci. Przy okazji rodzinnych spotkań słyszymy różne historie, np. o tym, że komuś przyśnił się zmarły, albo że po czyjejś śmierci w domu zatrzymał się zegar, słyszano kroki na schodach bądź na strychu. Zwykle przechodzimy nad takimi opowieściami do porządku, ale byłoby inaczej, gdybyśmy uzmysłowili sobie, że także poważne źródła zawierają relacje o kontaktach z duchami.
Naukowcy na tropie duchów
Już w drugiej połowie XIX stulecia w Europie i Stanach Zjednoczonych masowo powstawały organizacje zajmujące się badaniem fenomenów parapsychicznych. Najbardziej prestiżowym ośrodkiem tego typu było istniejące do dziś Towarzystwo Badań Psychicznych (Society for Psychical Research – SPR) założone w 1882 roku w Londynie przez uczonych z Uniwersytetu w Cambridge.
Prezesurę SPR sprawowali m.in. wybitny amerykański psycholog i filozof William James (1842-1910), brytyjscy fizycy: odkrywca pierwiastka chemicznego Tal William Crookes (1832-1919) i pionier radia Oliver Lodge (1851-1940), a także profesorowie – nobliści: fizjolog Charles Richet (1850-1935), filozof Henri Bergson (1859-1941) i fizyk John William Strutt (lord Rayleigh, 1842-1919). Aktualnie (2023) prezesem SPR jest Chris Roe – profesor psychologii w University of Northampton. A zatem badacze duchów to nie tylko szukający sensacji amatorzy i entuzjaści opowieści z dreszczykiem, mimo że świat akademicki pozostaje podzielony, jeśli chodzi o uznanie parapsychologii jako pełnoprawnej nauki.
Dodajmy, że w Polsce też istniały podobne organizacje, a w 1923 r. na Uniwersytecie Warszawskim odbył się nawet międzynarodowy kongres metapsychiczny, na który z całej Europy zjechali uczeni zajmujący się parapsychologią. Z kolei w Stanach Zjednoczonych prężnie działa założone w 1957 r. Parapsychological Association, którego prezesem jest psycholog kliniczny dr James C. Carpenter, a profesjonalne rozprawy poświęcone percepcji pozazmysłowej publikowane są m.in. na łamach „Journal of Parapsychology” oraz „Journal of the American Society for Psychical Research”.
Wróćmy do Towarzystwa Badań Psychicznych. Już w pierwszych dekadach istnienia SPR, jego członkowie zebrali tysiące poświadczonych przez świadków materiałów dot. fenomenów jasnowidzenia, proroczych snów, telepatii oraz ukazywania się osób zmarłych i umierających. Badacze analizowali wspólne cechy tych relacji i osobiście sprawdzali fakty, weryfikowali daty etc., co często przypominało pracę detektywistyczną. Sam tylko francuski naukowiec Camille Flammarion (1842-1925) zgromadził kilkaset faktów tego typu. Materiał źródłowy jest więc ogromny, a do tego istnieje wiele innych opisów rozsianych w literaturze wspomnieniowej – także w takiej, która na pierwszy rzut oka zupełnie nie kojarzy się z parapsychologią.
Wizja zmarłej siostry
Zacznijmy od przypadku często cytowanego w literaturze przedmiotu; po raz pierwszy opisano go w „Proceedings” amerykańskiego oddziału Towarzystwa Badań Psychicznych. Powagę świadków poświadczyli dr Richard Hodgson (1855-1905) i prof. Josiah Royce (1855-1916).
W styczniu 1888 roku jeden z członków SPR otrzymał list od pewnego komiwojażera. Mężczyzna informował w nim, że w 1867 r. jego osiemnastoletnia siostra zmarła na cholerę w St. Louis. Następnie przedstawił zdarzenie, do którego doszło w 1876 roku:
„Przebywałem służbowo w mieście St. Joseph i udałem się do swego pokoju w Pacific House, gdy przysłano mi nadzwyczaj duże zamówienia. Z tego powodu byłem radośnie usposobiony, a moje myśli krążyły wokół nich. Nie myślałem o zmarłej siostrze ani w ogóle o przeszłości. Działo się to w południe. Słońce radośnie rozświetlało mój pokój. Byłem zajęty, paliłem cygaro i spisywałem zamówienia, gdy nagle uświadomiłem sobie, że ktoś zasiadł po lewej stronie i położył rękę na stole. Błyskawicznie odwróciłem się i wyraźnie ujrzałem postać mojej zmarłej siostry. Przez krótką sekundę lub dwie wprost oglądałem jej twarz i miałem pewność, że to była ona. Podskoczyłem w zachwycie, wzywając jej imię i gdy to uczyniłem, zjawa natychmiast znikła. Oczywiście byłem przestraszony i oniemiały, niemal wątpiąc w me zmysły, lecz cygaro w moich ustach i pióro w dłoni wraz z atramentem, który ciągle pozostawał wilgotny na papierze, przekonały mnie dość, że nie śniłem i byłem ciągle przytomny. Znajdowałem się tak blisko, że mogłem ją dotknąć i dostrzegłem wyraz jej twarzy, szczegóły sukienki itd. Wyglądała jak żywa. Oczy miała życzliwe i w pełni naturalne, skóra była zupełnie jak żywa i mogłem oglądać jej jasną cerę. Nie było żadnej zmiany w jej wyglądzie w stosunku do tego, jak wyglądała za życia.
Potem nadeszło [...] potwierdzenie moich słów, które nie pozostawiło wątpliwości odnośnie do tego, co faktycznie przeżyłem. Owa wizyta, czy jakkolwiek inaczej zechce Pan to nazwać, wywarła na mnie tak wielkie wrażenie, że wsiadłem do następnego pociągu i udałem się do domu. W obecności rodziców i innych osób opisałem swoje przeżycia. Mój ojciec [...] skłonny był mnie wyśmiać, gdy dostrzegł z jakim przekonaniem mu o tym opowiadam; lecz również i on był zdziwiony, kiedy powiedziałem mu o jasnej, czerwonej linii czy zadrapaniu po prawej stronie twarzy mojej siostry, co wyraźnie dostrzegłem. Kiedy wspomniałem o tym matce, ta stanęła na drżących nogach, prawie omdlała. Gdy tylko wystarczająco odzyskała panowanie nad sobą, łzy spłynęły po jej twarzy i zawołała, że faktycznie ujrzałem mą siostrę. Matka powiedziała, że żaden żyjący śmiertelnik oprócz niej nie wiedział o zadrapaniu i że to ona je uczyniła, przeprowadzając drobne zabiegi [przed pogrzebem] przy zmarłej siostrze. Ostrożnie ukryła wszystkie ślady drobnego zadrapania za pomocą pudru itp. i nigdy potem nie wspomniała o tym żadnemu człowiekowi... A teraz ujrzałem to zadrapanie tak jasno, jakby dopiero powstało…”.
Potwierdzenie świadectwa otrzymano od ojca i brata autora listu; jego matka zmarła wcześniej.
Z treści korespondencji wynika, że upłynęło dziewięć lat między śmiercią dziewczyny a jej ukazaniem się bratu. Do bardziej typowych należą zdarzenia, kiedy odejście osoby bliskiej nastąpiło w tym samym momencie, co wizja. Zdarzało się też, że człowiek, którego zjawa ujawniała się komuś we śnie bądź na jawie, w danym momencie znajdował się w agonii. Tak było m.in. w historii opublikowanej przez C. Flammariona:
Działo się to o siódmej rano 12 czerwca 1898 roku w budynku pensji przy via Gregoriana w Rzymie. Matka muzyka André Blocha właśnie się ubierała, gdy niespodziewanie ujrzała swego czternastoletniego siostrzeńca René Kraemera, z którym była bardzo związana. Chłopak uśmiechnął się i zawołał: „No tak, przecież umarłem!”. Dwa tygodnie później Bloch z matką udali się do Paryża, gdzie dowiedzieli się o śmierci René. Okazało się, że w momencie, w którym kobieta doświadczyła wizji, jej siostrzeniec konał w paryskim mieszkaniu przy rue de Moscou, a zmarł kilka godzin później.
Wypadek ten przypomina zdarzenie opisane przez brytyjskiego dziennikarza Williama T. Steada (1849-1912) w książce pt. „Prawdziwe historie o duchach”. Gdy Stead zbierał materiały do swojej pracy, spotkał się ze znajomym Burtem. Ten opowiedział mu o swoim przyjacielu nazwiskiem Crawford, który był przedstawicielem górników w mieście Durham. Crawford od pewnego czasu chorował, ale jego stan przed śmiercią poprawił się na tyle, że znajomi mieli nadzieję, iż wyzdrowieje. Tymczasem Burt przeżył bardzo wyrazisty sen: „[...] Śniło mi się, że stoję przy łóżku mojego starego przyjaciela. Przesunąłem dłonią po jego czole, a on przemówił do mnie z wielką tkliwością [...]. Powiedział, że umrze, ale znajduje pociechę w naszej długiej i bliskiej przyjaźni. Bardzo poruszyło mnie uczucie, z jakim mówił, i byłem przerażony, jakbym znalazł się w obliczu śmierci. Obudziłem się, a mój umysł był wciąż pod silnym wrażeniem snu. Miałem nieodparte wrażenie, że Crawford umiera. Po kilku godzinach otrzymałem telegram z informacją, że nie żyje. Było to tym bardziej niezwykłe, że oczekiwałem wyłącznie jego wyzdrowienia i zdaje się, że umarł w czasie, gdy śniłem”.
Cały artykuł w Tygodniku Ciechanowskim
Komentarze obsługiwane przez CComment