ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Kiedyś też tak było… Niechciane dzieci, smutna starość, odrażające morderstwa

"Co za czasy, dawniej to tak nie było..." - załamuje ręce starsza kobieta słysząc o szerzącej się fali rozwodów, rewolucji obyczajowej, o zbrodniach na niewinnych dzieciach (dwa lata temu w płońskiej sortowni śmieci znaleziono ciało noworodka), przypadkach pedofilii itd.

Słowa te są właściwe dla każdej epoki, gdyż z czasem wypiera się pewne fakty, idealizuje przeszłość, albo celowo przemilcza prawdę o niewygodnych wydarzeniach.
To, na co tak bardzo narzekamy obecnie, nie jest jednak wymysłem naszych czasów, wszystko działo się już dawniej, może w nie tak dużym stopniu, a może tylko przy znacznie mniejszym nagłośnieniu ze strony mediów.
Zajrzyjmy więc do dawnej prasy, dokumentów, lub posłuchajmy starszych ludzi, którzy nie będą wybielać dawnych, rzekomo tak cudownych czasów.

Niechciane dzieci
Rok 1863. Adam Czarnecki i Stanisław Borowiec z Gutkowa  (gm. Sońsk, pow. ciechanowski) wybrali się do lasu. Pod jednym z krzaków zobaczyli coś niedużego, zawiniętego w szmaty. Zainteresowali się tym. Znalezisko napełniło ich trwogą...
Po tygodniu obaj stawili się przed proboszczem łopacińskim, ks. Józef Ostromskim. Pleban w księdze zejść napisał: "Adam Czarnecki (...) i Stanisław Borowiec (...) oświadczyli, iż (...) znalezione zostało w boru Gutkowskim dziecię nieżywe płci żeńskiej, niewiadomych rodziców, które po odbytem Śledztwie Sądowem, tenże Sąd pochować nakazał." (pisownie oryginalna)
Co ustalił sąd i czy ustalił cokolwiek, tego nie wiem. Należy jednak nadmienić, że dawniej sytuacja panny, która urodziła dziecko, nie była do pozazdroszczenia. Bywało, że spotykała się ona z ostracyzmem ze strony społeczności. Ojciec dziecka nie zawsze poczuwał się do odpowiedzialności, by poślubić jego matkę. Przeszkodą mogły być np. różnice społeczne.
Podobna historia wydarzyła się w Nowym Mieście na Zaryniu w 1874 r.
Na tamtejszych polach "znalezione zostały resztki zwłok a mianowicie: kości czaszki, oraz nóg i rąk małego dziecięcia, zawinięte w podarty fartuch w pasku koloru białego i niebieskiego, oraz kawałek czerowonej chustki". (pisownia oryginalna)
Stosowne ogłoszenie ukazało się w "Dzienniku Warszawskim" z marca 1875. Wezwano, by "każdy ktoby posiadał wiadomości o tych zwłokach lub przyczynie śmierci dziecka zagrzebanego w miejscu powyżej wyrażonem (...) doniósł o tem Sądowi tutejszemu [w Pułtusku - przyp. P.S.]."
Czy ktokolwiek znał prawdę? A jeżeli tak, to czy powiadomił o tym stosowne organy? Odpowiedzi na te pytania nie odnalazłem, niestety, w kolejnych numerach gazety ...
Gdy dzieckiem okazał się dziedzic czy też bogaty gospodarz, u którego panna służyła, to zdarzało się, że zapewniał on byt swojemu dziecku, zapisał kawałek ziemi, czy pewien kapitał, a nawet żenił się z jego matką. Bywały jednak historie przerażające, o czym wiem z przekazów ustnych.
Służąca u pewnego bogatego gospodarza panna rok rocznie zakopywała pod jabłonką martwe dziecko, a w innym przypadku możny pan, zobaczywszy niemowlę, rzucił je między maciory... Co się stało z noworodkiem, nietrudno zgadnąć.
Młoda panna miała dziecko. Spodobała się kawalerowi. Powiedział jej, że nawet by się z nią ożenił, gdyby nie ono... Były żniwa, pracowała w polu za pomocą sierpa. Z tyłu głowy wciąż brzmiały jej słowa chłopaka. Mogła mieć spokojne, szczęśliwe życie, gdyby nie to dziecko, które kwiliło, leżąc nieopodal. W podnieceniu zabiła je sierpem i tym samym sierpem zaczęła kopać dół, by je pogrzebać. Ktoś zauważył, sprawa się wydała. Dalszy ciąg historii nie jest mi znany...
Na początku wojny zdarzyło się, że młoda dziewczyna zaszła w ciąże. Rodzina nie akceptowała panny z dzieckiem. Zrozpaczona nieraz powiedziała, że wolałaby je widzieć w trumnie niż w kołysce. Dziecko umarło. A ona dobrowolnie zgłosiła się do wyjazdu na roboty do Prus, słowa najbliższych tak bardzo ją zraniły...
A oto historia, która wydarzyła się  na Mazowszu 80 lat temu.
Pewne małżeństwo miało kilka córek, co nie zadowalało męża. Nie szczędził żonie wymówek, przykrych słów i pięści. Wkrótce urodziła syna. Ojciec czuł się spełniony. Za  kilka lat znów zaszła w ciąże. Bała się, co ją czeka, gdy na świat  przyjdzie córka. Poszła do babki, wiejskiej kobiety, która odbierała porody, ale potrafiła także usunąć ciąże. Wdało się zakażenie, kobieta zmarła, zmarły też dwie bliźniaczki, którym nie było dane urodzić się w normalny sposób. Sierotami zostało kilkoro dzieci.

Dziecięca prostytucja
Kamil Jacki w książce "Epoka milczenia. Przedwojenna Polska, o której wstydzimy się mówić" opisuje historię kilku prostytutek, dziewczynek  z Mławy w wieku od 9 do 13 lat. W 1933 r. do miasta przybył pewien nauczyciel, gdy jedna z nich, 12-lata zaproponował mu swoje usługi, zaprowadził ją na komisariat i miejscowi policjanci musieli wszcząć śledztwo.
Zdemoralizowane dziewczynki ze szczegółami opowiadały o swoich zajęciach, wymieniając z nazwiska 30 klientów. Wkrótce je puszczono, a one wróciły do dawnych praktyk. Przestały się bać, wiedziały, że nic im już nie grozi, o ile wcześniej ukrywały źródło zarobków, obawiając się reakcji dorosłych, to teraz wiedział, że są całkowicie bezkarne. Również ich klienci nie ponieśli żadnych konsekwencji, aczkolwiek zaprzestali kontaktu z dziewczynkami. Zaczęły więc świadczyć usługi przyjezdnym. Dzięki rozgłosowi w prasie stały się dużo bardziej popularne, a miejscowi pokazywali je nawet przyjezdnym jako "osobliwość lokalną"…   

Smutna starość
"Komu głód kumą, temu torba matką" - powiedział stary Bylica z "Chłopów" Reymonta.  Taki był los wielu starych ludzi. Kto zacznie badać swoje korzenie, zagłębi się w metryki przodków, to bardzo prawdopodobne, że znajdzie kogoś, kto zmarł jako żebrak, jako dziad kościelny, jako utrzymujący się z jałmużny.

Cały artykuł w numerze 6 TC z 2022 r.

Komentarze obsługiwane przez CComment