Podnoszę stawkę, by czytelnik chciał więcejâŚ
Po premierze kryminału "Tylko mnie nie budź", rozmawiamy z jej autorem, ciechanowianinem Jakubem Trojanowskim.
Jakub Trojanowski ma 25 lat, pochodzi z Ciechanowa, chociaż urodził się w Krakowie. Ukończył szkołę podstawową i gimnazjum STO w Ciechanowie, absolwent "Krasiniaka", jako finalista Olimpiady Historycznej. W 2020 został magistrem prawa po ukończeniu Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Później, również tam, w ramach hobby studiował kryminologię. Obecnie jest aplikantem radcowskim w Okręgowej Izbie Radców Prawnych w Warszawie i pracuje jako prawnik w kancelarii w Warszawie. Do Ciechanowa lubi wracać i stara się robić to jak najczęściej, ponieważ tu mieszka jego rodzina. Jak sam mówi - to mój dom. Interesuje się literaturą, filmem, sportem i muzyką. W okresie liceum grał na perkusji w zespole rockowym. Ma wiele planów i marzeń, związanych głównie z pisaniem i podróżami dookoła świata.
*Jak to się stało, że po studiach prawniczych zainteresowałeś się kryminologią? Co było pierwsze: chęć napisania książki o takiej tematyce czy kolejny kierunek studiów?
- Pierwszą powieść kryminalną zacząłem pisać, z tego co pamiętam, w wieku osiemnastu lat, także ten plan towarzyszył mi zdecydowanie dłużej! Oczywiście tamta próba, podobnie jak wiele innych w międzyczasie, okazała się zmierzać donikąd. Porzuciłem ją jeszcze przed pięćdziesiątą stroną. Wtedy dopiero wybierałem się na studia prawnicze. Kryminologię zacząłem studiować hobbystycznie już po odebraniu pierwszego dyplomu i po ukończeniu "Tylko mnie nie budź". Myślę, że sam temat przestępczości od dłuższego czasu wzbudzał jakąś formę mojej ciekawości, między innymi ze względu na jego przedstawienie w literaturze, czy kinie, stąd pomysł na drugi kierunek studiów. Był to jednak wybór czysto hobbystyczny, z którym nie wiązałem przyszłości zawodowej, stąd nie sądzę bym kiedykolwiek dokończył te studia. Chociaż kto wie, co przyniesie przyszłość.
*Ile czasu zajęło Ci napisanie "Tylko mnie nie budź"? Jak wyglądał ten proces?
- Przez ostatnie lata moje procesy twórcze wyglądały raczej podobnie. Zazwyczaj kończyły się na dobrych pomysłach i kilkunastu zapisanych stronach. Wiem, że różni autorzy mają różne metody pracy nad powieścią. Niektórzy lubią płynąć przez swoją historię, by zobaczyć, dokąd ona ich poprowadzi. Od samego początku planują zaskoczyć się jej zakończeniem. W moim przypadku okazało się, że warto było zacząć od stworzenia konspektu. Potem, do momentu postawienia ostatniej kropki, spędziłem miesiąc z hakiem zamknięty w pokoju, pisząc po kilka - kilkanaście stron dziennie. Oczywiście przez to moja praca magisterska leżała nieruszona nieco dłużej, niż wtedy powinna. Pierwszą skończoną wersję na jakiś czas odłożyłem, żeby nabrać do niej dystansu. Dopiero wówczas wróciłem do tekstu i przez kolejne miesiące poprawiałem to, co udało mi się napisać.
*Podczas moich poprzednich rozmów z innymi debiutantami dowiadywałam się, że na początku swojej drogi musieli starać się i czasem wielokrotnie wysyłać swoje teksty do wydawnictw. Jak to wyglądało u Ciebie?
- Chociaż moje ego prawdopodobnie bardzo chciałoby w to wierzyć, niestety nie różnię się od pozostałych młodych autorów, czy innych ludzi, którzy próbują gonić za swoim marzeniem. Większość wydawnictw otrzymuje setki lub nawet tysiące zgłoszeń rocznie, z czego wydaje pewnie kilkadziesiąt książek. Szczególnie początkującym autorom ciężko jest spełnić pewne oczekiwania, a zwłaszcza zagwarantować swoim nazwiskiem odpowiednie zainteresowanie danym tytułem. W moim przypadku, po napisaniu pierwszego draftu wysłałem go do trzech, może czterech wydawnictw na próbę. Gdy one nie przyjęły mojej powieści, usiadłem nad nią ponownie i przepisałem w zasadzie od pierwszego do ostatniego zdania, zmieniając przy tym kilka istotnych szczegółów historii, a nawet pierwotne zakończenie! Dopiero wtedy, w odpowiedzi na kolejne próby, pojawił się odzew, chociaż cały proces trwał jeszcze kilka miesięcy.
*Czy możesz pokrótce zdradzić o czym jest "Tylko mnie nie budź"?
- Postaram się zrobić to w sposób, który mimo wszystko nie zdradzi zbyt wiele.
Historia zaczyna się w momencie, w którym pod Warszawą zostają odnalezione zwłoki wykastrowanego chłopca z tajemniczymi symbolami wyżłobionymi na plecach. W tym samym czasie pozornie przypadkowy student zaczyna śnić koszmary związane z tym zabójstwem. Niezależnie od oficjalnego śledztwa chłopak zaczyna szukać odpowiedzi na własną rękę. To w dużym skrócie, jeśli chodzi o fabułę. Przede wszystkim wydaje mi się, że ta powieść opowiada o poszukiwaniu, tym dosłownym, dotyczącym zabójcy, ale także o poszukiwaniu celu, spokoju, czy odkupienia. Porusza temat obsesji, objawiającej się na różne sposoby i niosącej daleko idące konsekwencje. Jest też o tym, że powroty potrafią być bolesne, a pustka ciężka do wypełnienia.
*Z mojej strony nie może zabraknąć też pytania odnośnie weny i inspiracji. Skąd pomysł na taki kryminał?
- W tym miejscu muszę powiedzieć, że wena jest naprawdę niewdzięczna. Potrafi znikać w naprawdę fatalnych momentach i wtedy ciężko jest ją odzyskać. Niemniej bywa też zaskakująca. Pomysł na tę powieść, jak mogłaby sugerować nazwa, w zasadzie mi się przyśnił. Pamiętam sen, w którym usilnie kogoś poszukiwałem, a po przebudzeniu uznałem, że w sumie ciekawym motywem byłoby poszukiwanie osoby tylko na tej podstawie, że pojawiła się we śnie. Tamtego ranka nie poszedłem na zajęcia i zacząłem pisać. Po kilku stronach co prawda odłożyłem ten pomysł na bok, ale wróciłem do niego po kilku tygodniach, czy miesiącach, tym razem z wyprzedzeniem przygotowując plan całej pracy. Gdybym miał wskazać swoje inspiracje podczas pisania kryminału, na pewno wskazałbym powieści znanych autorów, głównie Stiega Larssona, czy Jo Nesbo. Bez wątpienia inspirujące potrafią być sceny z życia, które przepuszczone przez filtr wyobraźni mogą stanowić ciekawy fragment opowieści. Lubię też pisać pod wpływem emocji wywołanych chociażby muzyką, filmem, czy sztuką w jakiejkolwiek innej formie.
*Czy w postaci Maksymiliana Mellera, studenta ostatniego roku prawa, można szukać podobieństwa do Twojej osoby?
- Podobne pytanie zadała moja mama, gdy pierwszy raz przeczytała jedną z próbnych wersji powieści, więc odpowiedź prawdopodobnie powinna być pozytywna! Na pewno posiadamy kilka wspólnych doświadczeń, zadajemy sobie podobne pytania i w podobny sposób jesteśmy mniej lub bardziej zagubieni - szczególnie, gdy pomyślę o osobie, którą byłem w momencie pisania tej powieści. Wydaje mi się, że każdy z bohaterów zawiera w sobie cząstkę mnie i moich bliskich. W przypadku postaci Maksa to skojarzenie jest trochę bardziej oczywiste. W każdym razie, tworząc Mellera, nie wyobrażałem go sobie jako siebie samego. Ostatecznie raczej przyjmujemy odmienne postawy, dokonujemy decyzji w inny sposób, a nasze opinie często się różnią.
*Na polskim rynku, ale także światowym, kryminały już od kilku lat są na szczytach popularności. Czym wyróżnia się Twój debiut? Dlaczego czytelnik powinien po niego sięgnąć?
- Przede wszystkim mam nadzieję, że czytelnicy nie sięgną po mój debiut zamiast innych książek, ale raczej znajdą dla niego miejsce pośród pozostałych czytanych tytułów. Zgodnie z moim ulubionym cytatem "kto czyta, żyje podwójnie", więc warto takich żyć mieć jak najwięcej i wcisnąć tyle książek w swój czas wolny, ile się da.Myślę, że czytelnik "Tylko mnie nie budź" szybko złapie wspólny język z bohaterami, z którymi w wielu momentach będzie mógł się utożsamiać. Jedna z najważniejszych postaci, wspomniany Maksymilian Meller, jest też dość nieoczywistym odejściem od stereotypowego detektywa rozwiązującego sprawy dzięki sile dedukcji. Ja natomiast zrobiłem wszystko, żeby powieść czytało się po prostu przyjemnie. Przy okazji próbowałem lekko zahaczyć o kilka zagadnień z zakresu prawa, filozofii, psychologii czy religii, oczywiście w sposób, który, mam nadzieję, nikogo nie zanudzi. Wydaje mi się, że takie połączenie zebranych w obrębie jednej powieści tematów może być dość wyróżniające. Poza tym myślę i mam nadzieję, że ta książka będzie dla czytelnika po prostu dobrą zabawą.
*Na zakończenie, pytanie o zakończenie. Jak dobrze poprowadzić fabułę? Czy w Twojej książce finał historii zaskoczy czytelników?
- Myślę, że uda mi się zaskoczyć czytelników nawet kilka razy, w tym oczywiście również przy rozwiązaniu tej historii! Zakończenie kryminału nie może być jednak całkowicie wyrwane z kontekstu, bo wtedy odbiorcy byliby po prostu zmieszani. Każdy autor i czytelnik pewnie inaczej widziałby dobrze poprowadzoną fabułę. Na szczęście, co jest dość wzbogacające, nie działa jeden stały schemat. Gdybym miał znaleźć jakieś istotne elementy prowadzenia fabuły, to zacząłbym od wprowadzenia - dlaczego dany bohater znajduje się w tej historii. Czy na przykład jest w niej z powodu wykonywanego zawodu, czy na skutek innych wydarzeń. Bohaterowie muszą mieć cel, który jest przyczyną ich działań. Tym lepiej, jeśli ich wybory lub nieświadome zachowania prowadzą do określonych konsekwencji lub napędzają kolejne wydarzenia. W trakcie historii warto podnosić stawkę, a po zakończeniu każdej ze scen pozostawiać czytelnika z pragnieniem poznania dalszych losów bohaterów. Sam natomiast lubię powieści, których finał stanowi pewne katharsis i mam nadzieję, że takie udało mi się osiągnąć.
*Czy szykujesz kolejne części? Czy masz "szufladę" z kolejnymi tekstami?
- Na pewno nie chciałbym, żeby "Tylko mnie nie budź" było moją ostatnią książką. W swojej "szufladzie" mam dużo rozpoczętych i niedokończonych tekstów, natomiast nie jest to jeszcze nic gotowego. Mam w planach kilka projektów, które już teraz wydają mi się mieć potencjał na coś ciekawego, jednak na ten moment nie chcę zdradzać, czy którykolwiek z nich będzie kontynuacją pierwszej książki. Nie chcę też ograniczyć się do pisania kryminałów, także pozostawiam przed sobą wiele możliwych opcji. Nie ukrywam, że wiele będzie zależało od czytelników i muszę przyznać, że już teraz spotkałem się z bardzo pozytywnym odzewem wielu osób. Mam więc nadzieję, że jeszcze o mnie usłyszycie!
Komentarze obsługiwane przez CComment