ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

"Mam braci w wojsku i cywilnej obronie. Oni w tej chwili walczą"

fot. K.Kujawa

Członkowie rodziny Iriny Szmyt, Ukrainki, która swoje życie związała z Lubowidzem, ukrywają się w piwnicy domu w Sarnach (zachodnia Ukraina, obwód rówieński) przed pociskami i ostrzałem rosyjskiego wojska. Kobieta stara im się pomóc wszelkimi sposobami.

Irina od 15 lat mieszka w Polsce, w Lubowidzu, w powiecie żuromińskim. Tutaj ma męża i dzieci, ale jej ukochanym domem jest Ukraina. Tam mieszka większość członków jej rodziny. Do Polski najpierw przyjechała ze względów ekonomicznych, a później została, z miłości.

W nocy z 23/24 lutego br. jej życie zmieniło się diametralnie.

Jej rodzina przeczuwała, że może dojść do konfliktu zbrojnego. Strach wisiał w powietrzu, ale i tak skala agresji wszystkich zaskoczyła. W nocy Irina otrzymała informację od rodziny, o tym, że Rosjanie zaatakowali Ukrainę.

- Pierwsze dwa dni to taka fala uderzeniowa - przerażenie, szok, stres tak duży, że aż paraliżujący. Ja mieszkam tu, ale cała moja rodzina tam, w Ukrainie. Nikt nie wyjechał z moich najbliższych: siostra, jej dzieci, mama... Mama była u mnie w Polsce. Dwa tygodnie przed rozpoczęciem wojny wróciła do Ukrainy - opowiada ze smutkiem Irina.

1 marca zjawiła się u niej kuzynka z malutkim, dwumiesięcznym dzieckiem, a dwa dni później dzieci jej rodzeństwa. Przebywanie w rodzinnych Sarnach stało się dla nich zbyt niebezpieczne. Dorośli zostali, aby bronić ojczyzny.

Będą walczyć do końca

- Moja rodzina, wszyscy Ukraińcy do końca wierzyli w siłę dyplomacji. Jak wyszło, wszyscy widzą - i Putin, i Ławrow kłamali, patrzyli w kamery, cały czas kłamali na temat planów dotyczących Ukrainy. Nikt też nie spodziewał się, że Rosjanie będą zrzucać na nas bomby. Teraz wiemy, że na ukraińskie miasta spadają iskandery, a nawet bomby próżniowe - mówi Irina.

- Mam braci w wojsku i cywilnej obronie. Oni w tej chwili walczą. Reszta rodziny ukrywa się w piwnicach swoich domów. U mojej mamy schroniło się 15 osób. Słyszą syreny i uciekają do piwnic - relacjonuje Irina.

Jeden z jej braci jest w Kijowe. Siostrze powiedział, że będą walczyć do końca, a nie pozwolą Rosjanom zająć stolicy.

Mieszkańcy Saren w miarę możliwości starają się zaopatrzyć w najpotrzebniejsze rzeczy. W miejscach, gdzie jest nieco spokojniej, ludzie oddają krew rannym żołnierzom i ofiarom bombardowania. W szpitalu zabrakło już woreczków, w których jest gromadzona krew, brakuje też leków. Irina próbuje je zdobyć tutaj, w Polsce, ale okazuje się, że nie jest to takie proste. Stara się również zorganizować jakieś potrzebne przedmioty dla wojska, na tyle, na ile jest to możliwe.

- Jestem społeczniczką. Podczas pomarańczowej rewolucji byłam w Kijowie, kiedy zajmowali Krym - płakałam. To, co robi Rosja, Putin, Ukrainie jest niewybaczalne. Ale wiem też, że moi rodacy są niezłomni. Staram się pomagać, jak to tylko możliwe. U nas kobiety są uparte, ja też taka jestem. Chcą zostać, walczyć, ale ich mężowie proszą, żeby zabrały dzieci i uciekały. Wtedy są spokojniejsi, mniej im się ręce trzęsą i mogą utrzymać karabin, gdy widzą lecącą bombę na ich dom i mają świadomość, że nikogo tam nie było - stara się przybliżyć sytuację walczących Ukraińców ich rodaczka.

W przeddzień naszej rozmowy otrzymała sms-a od swojej chrześniaczki z Kijowa.

- To był po prostu testament... Ona pisała do mnie ze świadomością, że może za chwilę umrzeć. Dziękowała mi, swojej chrzestnej, za wszystko. Byłam tym przerażona. Napisałam jej, żeby walczyła, nie poddawała się i znalazła bezpieczną kryjówkę. Odezwała się później, udało im się dostać w inną część Kijowa. Ona bardzo chciałaby stamtąd uciec, ale miasto jest odcięte, nie ma jak wyjechać. - Irinie łamie się głos, choć cały czas stara się zachować spokój.

Siostra z Rosji nie wierzy w słowa matki

Irina ma cztery siostry i pięciu braci. Jedna z jej sióstr wyprowadziła się do Rosji. Choć jej rodzina tłumaczy jej, jak w rzeczywistości wygląda sytuacja w Ukrainie, ona im nie chce uwierzyć.

- Generalnie w Rosji, na wsiach, ludzie żyją w tragicznych warunkach. Ciągle są poddawani propagandzie. Nie ma praktycznie dostępu do Internetu, nie wiedzą, co rzeczywiście się dzieje. Moja siostra dzwoniła do mamy 27 lutego. Mama jej mówi, że Ukraina została zaatakowana przez Rosję, że są bombardowania, że dzieci umierają, a ona mówi do mamy: "A ty widziałaś tam chociaż jednego rosyjskiego żołnierza?! Przecież to Ukraińcy zabijają Ukraińców. Nasze (rosyjskie) wojsko idzie, żebyście się wzajemnie nie zabijali".

Irina pamięta, że w 2014 roku było dokładnie tak samo. W ocenie większości Rosjan ich wojsko przyjechało "oswobodzić" Ukraińców od nich samych...

- Siostra nie wierzy też mamie. Mieszka na Syberii, w Jakucji. Mamy z nią utrudniony kontakt. Wyobraź sobie, że ciągle słuchasz fałszywych informacji. Naprawdę tam nie odróżniają prawdy od kłamstwa - Irina próbuje zrozumieć siostrę, dlaczego ona nie wierzy własnej rodzinie.

Niestety z siostrą Iriny teraz nie ma już kontaktu, bo połączenia między Rosjanami a Ukraińcami są blokowane.

Irina wyjaśnia nam, że w Rosji trwało intensywne przedstawianie Ukraińców z najgorszej strony, np. nazywanie ich banderowcami, choć środkowa Ukraina, Sarny, z których pochodzi jej rodzina, nie ma nic wspólnego z banderowcami, a temat ten jest poruszany, aby skłócić sąsiednie narody. Taka narracja miała wyizolować Ukrainę, aby w razie inwazji pozostała osamotniona.

Wdzięczność dla Polaków

- Przez te 15 lat zdarzały się różne sytuacje. Niektóre niezbyt przyjemne. Ale Polacy potrafili się teraz tak zjednoczyć... Ten zryw, akcja niesienia pomocy jest niesamowita. Nigdy z tej strony Polaków nie znałam, wydawaliście się raczej podzielonym narodem, a potraficie pokazać ogromne serce - Irina z wdzięcznością obserwuje pomoc, jaką Polacy niosą jej rodakom.

Opowiada, jak polscy celnicy przytulali na granicy małe dzieci, jak lekarze udzielili natychmiastowego wsparcia, kiedy powiedziała im, że z Ukrainy jedzie matka z niemowlakiem. Mieszkanka Lubowidza nie wiedziała, jak dziecko zniesie tak długą i ciężką podróż.

Irina codziennie martwi się o swoją rodzinę, obawia się, że pewnego dnia do kogoś z nich się nie dodzwoni. Początkowo Rosjanie atakowali głównie strategiczne cele wojskowe i infrastrukturę, teraz atakują bezbronnych cywilów, bombardują całe osiedla. Choć Rosja dwukrotnie zdeklarowała utworzenie korytarzy humanitarnych, aby ludność cywilna mogła opuścić najbardziej zniszczone działaniami wojennymi obszary, ich słowo znaczyło tyle co nic, ponieważ za każdym razem otwierano ogień do bezbronnych osób. Wojna codziennie przynosi ofiary, nie wiadomo, jak długo będzie trwać, ale Irina jest pewna, że bez względu na wszystko, jej kraj się nie podda.

 

Komentarze obsługiwane przez CComment