ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Barber czyli fryzjer - mówi Mirosław Szymański

Rozmowa z Mirosławem Szymańskim, właścicielem Zakładu Fryzjerstwa Męskiego w Ciechanowie

Mirosław Szymański męskim strzyżeniem zajmuje się już od trzech dekad. Zaczynał na początku lat 90., gdy moda na męskie strzyżenie odbiegała od tej, którą widzimy dzisiaj na ulicy. Ale jak to w modzie - wszystko wraca do tego, co już było. Jak sam mówi, nie ma jeszcze takiego uczesania, którego nie wykonał na męskiej głowie.
Z okazji jubileuszu 30-lecia pracy w zawodzie postanowiliśmy zapytać pana Mirosława, ciechanowskiego "barbera", co tak niezwykłego jest w jego fachu.

Skąd wziął się pomysł na to żeby zostać fryzjerem?
- Kończąc szkołę podstawową nie bardzo wiedziałem co chcę dalej robić. To były zupełnie inne czasy, w Ciechanowie nie było zbyt wielu opcji. Większość moich rówieśników szkoliła się na mechaników samochodowych, ale ja do końca tego nie czułem tego zawodu. Utwierdził mnie w tym mój tata, o którym mogę powiedzieć, że to dzięki niemu zostałem fryzjerem. Pamiętam do dzisiaj jego słowa: "Gdzie będziesz siedział w tych brudnych i zimnych kanałach, idź na fryzjera". Posłuchałem wtedy ojca i było to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Dzięki pracy poznałem wielu ciekawych ludzi. A jeśli do swojego zawodu podchodzi się z pasją i odpowiednim zaangażowaniem, to można godziwie zarobić.

Jakie były wtedy możliwości zdobycia zawodu?
- Nie było wcale łatwo. To nie dzisiejsze czasy, gdy po kilku tygodniach dostajesz certyfikat i możesz nazywać się fryzjerem, albo zaliczysz 24-dniowy kurs i tytułujesz się "barberem". Dzisiaj to bardzo modne słowo, ale moim zdaniem używane trochę na wyrost. Strzyżenia brody, a nawet golenia, wszyscy z nas uczyliśmy się w szkołach i na praktykach. Co ciekawe na zajęciach z rysunku zawodowego trzeba było nawet rysować typy bród i wiedzieć jak odpowiednio ja strzyc.
Wracając do możliwości zdobycia zawodu, w moim przypadku przez trzy dni w tygodni trzeba było praktykować w zakładzie. Trafiłem na praktyki do pana Burkackiego, którego zakład mieścił się na ulicy Warszawskiej. W pozostałe dni chodziło się normalnie do szkoły. Początki w zakładzie fryzjerskim były ciekawe, wystrój na pewno różnił się od tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni dzisiaj, ale atmosfera był fajna. Jak każdy młodzieniec zaczynałem od sprzątania i zamiatania, ale równocześnie podpatrywałem jakie techniki strzyżenia stosuje szef. Chyba szło mi całkiem nieźle, bo po pierwszej klasie sam już zacząłem strzyc klientów. Po ukończeniu szkoły i praktyk, zdaniu egzaminu, otrzymałem dyplom czeladnika.

Jakie wówczas panowały trendy w męskim strzyżeniu?
- Wśród starszych dużo było strzyżenia w tzw. kancik, zazwyczaj tylko nożyczkami, szyja golona była brzytwą. Wkrótce do zakładu zaczęło przychodzić coraz więcej moich kolegów i rówieśników, którzy życzyli sobie już golenia maszynkami. Pojawiła się moda na "depeszy", czyli muzyków z popularnego wówczas zespołu Depeche Mode. Wyglądało to tak, że boki głowy goliło się bardzo krótko, a pośrodku zostawiało dłużej i zaczesywało do tyłu. Ten irokez był modny przez naprawdę długi czas, aż w końcu się uprzykrzył.
Ja, jako młody chłopak nosiłem fryzurę jak to się wtedy mówiło "na Limahla". Zdaję sobie sprawę, że dzisiejsza młodzież nie ma pojęcia o kim mówię, ale w połowie lat 80. to uczesanie była marzeniem nastolatków.
Później przyszedł boom na wszelkiego rodzaje wzorki, a było to związane z pojawieniem się w telewizji transmisji z meczów koszykarskiej ligi NBA. Nastąpiła szarża wycinania różnych pasków, gwiazdek, cegiełek. Obecnie, ze względu na dostęp do lepszego sprzętu, wszystko jest wykonać dużo prościej. Wtedy jedno machnięcie maszynką nie tu gdzie trzeba i musiałeś golić na zero. Dzisiaj strzyżenie jest naprawdę zróżnicowane. Od jakiegoś czasu ponownie wróciła moda na dłuższą górę i grzywkę, często podczesane na bok.

W którym momencie podjąłeś decyzję, że to odpowiedni moment, aby otworzyć własny zakład fryzjerski?
- Po skończeniu szkoły trzeba było pójść do wojska. To też ciekawa historia, bo w jednostce był fryzjer na etacie, ale żołnierze nie za bardzo chcieli się u niego strzyc. Jak zobaczyli, że nieźle radzę sobie z nożyczkami i maszynką, to zaczęli przychodzić do mnie i prosić o obcięcie. W niedługim czasie strzygłem niemal całą kompanię. Pamiętam, że fryzjer skarżył się na mnie do dowódcy, a ten kiwał głową, że rozumie, a później pytał kiedy może przyjść do mnie na strzyżenie.
Po powrocie z armii dojrzałem do decyzji, że powinienem otworzyć swój własny zakład. To był czas męskich decyzji, bo w tym czasie ożeniłem się z moją narzeczoną Ewą, a wkrótce urodziła nam się pierwsza córka Angelika. Miałem zaoszczędzone trochę grosza z wojska, pomogła też rodzina. Wynająłem lokal, a w zasadzie stary dom przy ulicy Sienkiewicza. Pojawili się klienci, interes zaczął się kręcić. Przez 27 lat działaliśmy w tym samym miejscu, dużo mieszkańców kojarzyło je właśnie z naszym zakładem. Trzy lata temu zapadła decyzja o przenosinach do centrum handlowego "Dekada", czyli tak naprawdę rzut kamieniem od naszego poprzedniego zakładu. Mamy fajne miejsce, dobrze współpracuje mi się z właścicielami obiektu. Ta zmiana była potrzebna, nabrałem nowej energii do pracy, po klientach widzę, że też są zadowoleni.

Nigdy nie ciągnęło cię do strzyżenia damskiego?
- Na praktykach oczywiście musiałem ogarnąć i damskie fryzury, ale jakoś nigdy mnie do tego nie ciągnęło. Od początku wiedziałem, że chcę poświęcić się fryzjerstwu męskiemu. Co ciekawe, do dzisiaj mam kilka znajomych pań, które twierdzą, że na strzyżenie chcą przychodzić tylko i wyłącznie do mnie. Nie mogłem im odmówić, aczkolwiek ich fryzury są dość krótkie…
Nigdy też nie nastawiałem się na otwieranie "dużych" salonów, gdzie ludzie najpierw dzwonią i umawiają się na konkretne dni i godziny. Według mnie Ciechanów jest na to za małym miastem. My jesteśmy tradycyjnym zakładem fryzjerskim, gdzie klient przychodzi, czeka na swoją kolejkę i wychodzi ostrzyżony.

Wiem, że ostatnio wasz zakład odwiedził ciekawy klient...
- Zadzwonił telefon, głos w słuchawce zapytał czy za 15 minut mógłby wpaść klient, który w Ciechanowie kręci teledysk i potrzebuje "uporządkować" fryzurę. Nie wiedziałem za bardzo o co, i o kogo może chodzić, więc odpowiedziałem, że oczywiście. Kwadrans później do zakładu wchodzi Quebonafide, który pilnie potrzebował strzyżenia. Zresztą takich klientów, którzy są w mieście przejazdem lub przyjechali do Ciechanowa na obozy czy zawody sportowe i chcą się ostrzyc, jest całkiem sporo.
Zatrzymując się przy sporcie. Skąd wzięło się u ciebie zainteresowanie piłką nożną?
- W latach 80., jak większość chłopaków, od rana do wieczora graliśmy w piłkę. Później zamieniło się to w kibicowanie i jeżdżenie na mecze - zarówno domowe, jak i na wyjazdy. Od lat jestem zagorzałym kibicem dwóch klubów: MKS-u Ciechanów i Legii Warszawa. Po raz kolejny muszę w tym miejscu przywołać osobę mojego taty, który wiele lat temu "działał" w Mazovii. Najpierw zabierał mnie na mecze, a później, wspólnie z kolegami zaczęliśmy prowadzić doping na stadionie. Pamiętam jak przez pół dnia cięło się gazety, żeby na początku meczu lub po strzelonej bramce rzucić z trybun konfetti. Z tamtych lat zostały fajne wspomnienia. Dzisiaj, jak tylko mogę pomagam naszemu miejskiemu klubowi, ale też i piłkarzom. Zwłaszcza tym młodym, wychowankom. Na początku drogi zawodowej zawsze warto komuś pomóc.

Nie ma chyba też udanego życia zawodowego bez wsparcia rodziny?
- To prawda, a moja rodzina jest zwyczajnie wspaniała. Z żoną Ewą mamy dwie wspaniałe córki - Angelikę i Jessicę. Starsza córka wyszła za mąż, a my doczekaliśmy się cudownego wnuczka Oskarka, który często nas odwiedza.

Czy któraś z córek poszła śladami taty, zostając fryzjerką?
- Niestety nie, ale ja też jestem zdania, że każdy sam powinien wybrać swoją życiową drogę. Mogę ewentualnie coś podpowiedzieć i doradzić. Młodsza córka, Jessica, ma 14 lat i znacznie bardziej interesują ją kariera "mundurowa". Od wielu lat działa w harcerstwie, wyjeżdżała na obozy, a aktualnie uczy się w szkole nastawionej na służbę w strukturach mundurowych. Każdy musi wybrać swoją drogę.

Rozmawiał Radosław Marut

Komentarze obsługiwane przez CComment