Ulżyć w cierpieniach na jego prośbę
Ostatnio miałem okazję rozmawiać nie tylko z moją matką, ale i z innymi osobami dotkniętymi starością oraz terminalnymi chorobami, na temat godnej śmierci. Jest to trudny temat w naszym katolickim kraju, i w sytuacji gdy prawo karne traktuje eutanazję tak samo jak zabójstwo.
Z prawnego punktu widzenia eutanazja, czyli pozbawienie kogoś życia, czyn motywowany współczuciem, w sytuacji nieuleczalnej choroby, nosi znamiona najgorszego przestępstwa. Liczy się bowiem zamiar pozbawienia życia, a nie motyw, czyli chęć ulżenia komuś w cierpieniach, na jego wyraźną prośbę. Jest to trudne z każdego punktu widzenia, tym bardziej że nasze poglądy na eutanazję często zmieniają się w jedną czy drugą stronę. Na przykład, moja matka która jest konserwatywną katoliczką, przez całe życie była przeciwna eutanazji, obecnie jednak dopuszcza taką możliwość w pewnych, ograniczonych sytuacjach. Podobnie inne osoby, z którymi miałem okazję ten temat analizować. Na szerszym forum jest to nadal temat tabu. Choć przecież nie do końca.
„Johnny”, „Lęk”, i inne
Eutanazja wkroczyła u nas do poważnej sztuki. Już niektóre sekwencje filmu „Johnny" Daniela Jaroszka, rozgrywające się w hospicjum księdza Kaczkowskiego dawały do myślenia o godnej śmierci, podobnie jak sztuka Mateusza Pakuły pt. „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję", pokazywana w grudniu na festiwalu w Krakowie, traktująca o odchodzeniu ojca, walczącego z nowotworem w czasie pandemii. Najbardziej jednak odważnie poruszył ten temat niedawny film Sławomira Fabickiego pt. „Lęk".
Polskie kino przestało być kinem prowincjonalnym i nie zajmuje się tylko polskimi sprawami, jest w stanie „wiosną wiosnę zobaczyć, a nie tylko Polskę". Niemniej jednak filmy awangardowe, trudne, autorskie, przechodzą czasem niezauważone. Tak było z filmem „Lęk", który nie otrzymał żadnej nagrody na ostatnim festiwalu filmów polskich w Gdyni i przeszedł przez polskie ekrany przy prawie pustych widowniach. Dlatego chciałbym o tym filmie napisać kilka słów, ale najpierw o tym jak tego typu temat traktują inne kinematografie.
Pierwszym filmem który wywarł na mnie ogromne wrażenie był film z 1971 r. w reżyserii Daltona Trumbo pt. „Johny poszedł na wojnę". Młody, przystojny chłopak z amerykańskiego południa „poszedł" na jakąś wojnę (pewnie wietnamską, ale to nieważne) i tam straszliwy wybuch pozbawił go nóg, rąk, nawet twarzy. Potem okazało się że stracił także zmysł wzroku, słuchu, powonienia. I znalazł się w szpitalu gdzie lekarze „humanitarnie" próbują ratować jego życie, pomimo faktu że pacjent alfabetem Morse’a daje im do zrozumienia, że wcale tego nie pragnie. Chce umrzeć, ale tego mu właśnie nie wolno.
Wtedy w Ameryce eutanazja nie była jeszcze legalna w żadnym stanie. Ale już w filmie Clinta Eastwooda z 2004 r. pt „Za wszelką cenę" bohater skonfrontowany z podobnym dylematem niedługo się waha. Bohater to trener bokserski, szkolący (początkowo niechętnie) trzydziestoletnią bokserkę, odnoszącą sukcesy aż do momentu wystąpienia u niej nowotworu mózgu. Wtedy objawia się człowieczeństwo trenera. Pomimo wielkiego przywiązania do swojej zawodniczki, widząc jej męczarnie, decyduje się pomóc jej opuścić ten świat. Charakterystyczne że Eastwood, jeden z najlepszych i najbardziej znanych amerykańskich aktorów jest z przekonania konserwatystą i zawsze głosuje na republikanów. Nie miał jednak obiekcji żeby wyreżyserować film z taką wymową i zagrać w nim. Uznał widocznie że dobro człowieka winno stać ponad wszelkim dogmatem.
W Stanach Zjednoczonych było wielu artystów a także lekarzy walczących przez długie lata o depenalizację eutanazji. Wyróżnił się nieżyjący już doktor Jack Kevorkian, znany jako „doktor death” (śmierć), który asystował przy 130 takich „zabiegach" zanim wytoczono mu proces i otrzymał karę 8 lat więzienia. Jego historię opowiada film dokumentalny „Jack jakiego nie znacie". Dziś już dziesięć stanów w USA zalegalizowało „wspomagane samobójstwo".
W europejskiej kinematografii wymienić należy takie filmy Bergmana jak na przykład „Milczenie", czy „W końcu czyje to życie" Johna Badhama. Tam, bohater, po ciężkim wypadku, sparaliżowany i skazany na leżenie w łóżku błaga o eutanazję. Lekarze odmawiają. Podaje sprawę do sądu i mówi do sędziego: „Wysoki Sądzie, gdybyś na poboczu drogi zobaczył potwornie okaleczone zwierzę, zastrzeliłbyś je. Proszę tylko o takie samo miłosierdzie". W filmie „W stronę morza" Alejandra Amenabara jest podobna sytuacja, z tym że bohater jest przykuty do łóżka po jednym skoku z urwiska do morza. Brawura.
Marzy o wolności, którą dałaby mu śmierć, ale jest całkowicie sparaliżowany i niezdolny nawet do zadania jej sam sobie. W filmie „Wszystko poszło dobrze" Francois Ozona bohaterem jest 85-letni ojciec, sparaliżowany i proszący własną córkę by pomogła mu odejść. Film tyleż o eutanazji ile o miłości między ojcem a córką.
Ale czy z miłości można zabić?
Tak, jak najbardziej. O tym jest właśnie głośny film Michaela Haneke z 2012 r. pt „Miłość" (zdobywca Złotej Palmy na festiwalu w Cannes). Opowiada on o dwojgu starych małżonkach, którzy przechodzą ogromny kryzys. Ona ma jeden wylew, potem drugi, traci kompletnie sprawność i sterowność. On cierpi, nie może tego znieść, wreszcie zabija najpierw ją, a potem siebie. A wszystko z prawdziwej miłości pokazanej z maestrią przez świetnych aktorów.
Tu wróćmy do polskiego filmu „Lęk" Fabickiego. Jest to trochę inna historia, choć chyba inspirowana Bergmanem. Opowieść o dwóch siostrach, bardzo się kochających ale uwikłanych w konflikt, gdy z Polski jadą samochodem przez Niemcy do Szwajcarii, gdzie starsza Małgorzata, cierpiąca na nieuleczalny nowotwór pragnie poddać się eutanazji. Młodsza, Łucja, która jest zdrowa, nie może się z tym pogodzić. Jest to film drogi. Siostry jadą, rozmawiają, milczą, często się kłócą, bo Małgorzata (świetna rola Magdaleny Cieleckiej) zawzięła się, żeby skończyć z cierpieniem, ale jest mało komunikatywna, wręcz nieprzenikniona a Łucja (gra ją równie znakomicie Marta Nieradkiewicz) nie ogarnia tej sytuacji i sporo czasu upłynie zanim pojmie, że to nie jej emocje są w tym wszystkim najważniejsze. Po drodze spotykają różnych ludzi, którzy zapewne nie odegraliby żadnej roli gdyby nie choroba Małgorzaty.
Ale choroba wszystko zmienia. I choć Małgorzata, z zawodu adwokatka, nadal jest w stanie dzwonić do biura i wydawać rozsądne polecenia, jej psychika, naznaczona bólem, działa już na innych obrotach, reaguje niestandardowo w zwykłych wydawałoby się sytuacjach. Włącznie z tym, że próbuje uprawiać seks z zupełnie przygodnym mężczyzną, ale ten jest jej zachowaniem zniesmaczony.
Jest także pod wpływem morfiny, którą sobie wstrzykuje ,i która jedyna uśmierza ból na krótki jedynie czas.
Łucja chciałaby okiełznać wewnętrzną rozpacz siostry i jej wyraźną rezygnację z życia, a jednocześnie jest wściekła, że jej się to nie udaje. Frustracja przyciąga i odpycha. „Lęk" jest także filmem o miłości, takiej która ewoluuje od egoizmu do bardziej dojrzałych form, pozwalających zrozumieć, że najważniejsze jest dobro osoby, którą kochamy a nie nasza własna wygoda. Bo w końcu Łucja godzi się na eutanazję Małgorzaty.
„Lęk" jest filmową rozprawką - etiudą nad życiem i śmiercią, nad naszym prawem do podejmowania decyzji ostatecznych. Siostry docierają do Lugano w Szwajcarii, miasta położonego nad przepięknym jeziorem i tam w komfortowych warunkach Małgorzata odchodzi. Była co prawda wcześniej rozpatrywana opcja umieszczenia Małgorzaty w niemieckiej klinice, gdzie mogli ją leczyć i przedłużyć życie o rok czy dwa, ale było też jasne że jakość jej życia jeszcze bardziej by się pogorszyła. Tę opcję siostry odrzuciły.
„Lęk" pozbawiony jest zupełnie wymiaru duchowego, religijnego, siostry o tym nie rozmawiają. Dla niektórych może to być wadą filmu, ale jest oczywiste, że bohaterki są osobami laickimi (można to wydedukować po ich gestach, słowach, zachowaniu).
Eutanazja jest coraz bardziej częścią naszej rzeczywistości i nasz stosunek do niej ewoluuje, niezależnie od tego czy jesteśmy religijni. Popatrzmy na to jak zmienił się nasz stosunek do samobójców w ciągu ostatniego półwiecza. Nawet pośród duchownych, jak wynika z badań część tylko wierzy w Boski Plan, którego elementami są ból i jakikolwiek brak nadziei.
Polski ustawodawca też będzie musiał rozważyć...
W najbliższej przyszłości polski ustawodawca będzie musiał rozważyć czy także w Polsce zalegalizować eutanazję. W wielu krajach już jest ona legalna, na przykład w Belgii, Holandii, Niemczech, Kanadzie, częściowo w Stanach Zjednoczonych i Australii, etc. A jednocześnie pojęcie to ma długą historię. Pojawia się po raz pierwszy w V wieku p.n.e. w greckiej komedii Kratinosa, który chwali je jako „dobrą śmierć". Podobnie była oceniana przez Cycerona. Ale z tego absolutnie nie wynika, że musimy ją rozważać w naszym własnym życiu. Każdy musi mieć wybór. Może nie umrzemy...? Najlepiej nigdy nie znaleźć się w sytuacji bez wyjścia.
Tylko... czy to od nas zależy?
DANIEL KORTLAN
Komentarze obsługiwane przez CComment