Zmarł Emilian Kamiński. Miał 70 lat
W wieku 70 lat, w poniedziałek 26 grudnia br., o 7.30, po długiej i ciężkiej chorobie, zmarł w swoim domu w Józefowie Emilian Kamiński, aktor i reżyser, twórca Teatru Kamienica dobrze znany na naszym terenie, bo często gościł w miastach i miasteczkach dawnego województwa ciechanowskiego. Wielokrotnie był w Ciechanowie i pobliskiej Opinogórze.
Przy okazji jego wizyty w Płońsku na XXXIII Płońskiej Biesiadzie Artystycznej przeprowadziliśmy z aktorem obszerny wywiad. Oto jego fragment:
* Pański Teatr Kamienica stara się wracać do korzeni...
- Na tym się głównie opiera. Moja kamienica jest budynkiem, który ma już 120 lat i szczęśliwie ocalał z II wojny światowej. Z uwagi, że to miejsce jest reliktem, element historii był tu obecny nie tylko w sztukach teatralnych, ale również w innych występujących u nas wymiarach sztuki.
Generalnie niestety dzisiejszy teatr bardzo się pauperyzuje. Zupełnie zanika rzemiosło gry aktorskiej na scenie. Wiele spektakli to bardziej performance aniżeli sztuki z przesłaniem. Mnie jako odbiorcę kultury to trochę boli, że korzenie i sposób gry, na jakich się wychowałem, pomału zanikają.
* Wynika to ze słabości aktorów bez doświadczenia?
- Nie chcę nikogo obrażać, ale w teatrze zaczynają pojawiać się amatorzy. Ja jestem wychowany na teatrze rzemieślniczym. Aktor, tak jak muzyk, musi być przygotowany do zawodu nie tylko poprzez talent, ale również ciężką pracę. Nie chodzi mi o skończoną szkołę aktorką, bo to wcale nie jest konieczne. Musi to być człowiek, który czuje pewne niuanse gry. Szybko reagujący na emocje, których w teatrze jest ogromna ilość zarówno ze strony publiczności, jak i kolegów występujących obok. To, co obserwujemy w telewizji i w serialach, woła o pomstę do nieba. Mamy wyraźny zanik aktorstwa, a coraz częściej na ekranie można zobaczyć celebrytów, którym gra aktorska jest zupełnie obca.
* Może nowemu pokoleniu aktorów brakuje autorytetów, od których pan czerpał?
- Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Szkolenie ma na pewno znaczenie, choć pewnie więcej sytuacji dyktuje aktualnie rynek. W telewizji patrzy się na słupki oglądalności, nie zwracając uwagi na przekazywane wartości. Wątpię, by w najbliższym czasie przy takim podejściu mogło się coś zmienić. I w ten sposób teatr stał się instytucją elitarną, dla wybranych. Dziś na spektaklach odwiedzają nas przeważnie ci sami ludzie. Ich nie trzeba przekonywać do teatru, bo nadają z ludźmi pracującymi w teatrach na tych samych falach. Programy typu show są dla ludzi z nieco inną wrażliwością.
* Wierzy pan, że dziś teatr może jeszcze pełnić funkcję misyjną?
- Jestem przekonany, że mój teatr taką funkcję spełnia. Ostatnio zrobiliśmy na podstawie książki "My, dzieci z dworca ZOO" bardzo poważną sztukę na temat problemu narkomanii. Mam w życiu taką zasadę: nie burzyć, a budować. Mało tego, kiedy piszę scenariusze, staram się patrzeć na nie z perspektywy widza. Aby tworzyć dobre sztuki, trzeba "wąchać" czas, by robić coś aktualnego z pewnym przesłaniem. Tak żeby widz opuszczający teatr miał własne przemyślenia. Nawet gdy gramy farsę, musimy zmusić publiczność, by u nas zauważała pewne zachowanie ze swojego domu czy życia. To ważna identyfikacja pozwalająca na zbliżenie aktora z publicznością. Jak mówił Gogol: "Z czego się śmiejecie? z siebie samych się śmiejecie". Teatr jest po to, by podnosić poziom intelektualny ludzi, a nie go obniżać.
Komentarze obsługiwane przez CComment