Muzyka to jest sprzedawanie czystych, żywych emocji - mówi Andrzej Piaseczny
Od ponad trzech dekad występuje na polskiej scenie muzycznej, a niedawno był gwiazdą koncertów z okazji urodzin Działdowa. Mowa o Andrzej Piasecznym, z którym to, tuż przed koncertem, przeprowadziliśmy krótką rozmowę. Jak mówi o swoich dotychczasowych osiągnięciach i szczęściu?
* Bardzo miło już po raz czwarty pana gościć w Działdowie. Jak nastawienie przed koncertem?
- Dla mnie każdy koncert jest pewnego rodzaju wyzwaniem, niezależnie od tego, że uprawiam ten zawód bardzo długo to przed każdym koncertem odrobinę tremuję się i zawsze mam nadzieję, że będzie dobrze. Nie ma dwóch takich samych miejsc i dwóch takich samych publiczności, więc pewności też nie ma nigdy. Mam nadzieję, że koncert uda się, a wszyscy mieszkańcy będą zadowoleni.
* Od ponad 30 lat występuje pan na scenie nieustannie oczarowując publiczność. Jest pan laureatem wielu konkursów takich jak Fryderyki czy też Superjedynki. Co znaczą dla pana te wyróżnienia?
- Człowiek jest próżny, artysta na pewno również. Oczywiście jest to miłe dostawać różnego rodzaju nagrody natomiast to jest tak, że najcenniejszym trofeum dla artysty - szczególnie, gdy uprawia swój zawód tak długo - jest to, że ludzie przychodzą na koncerty. Zobaczymy, czy nie wyjdą po Lanberry (śmiech). Natomiast faktycznie gdzieś tam mam to szczęście, że ludzie przychodzą na koncerty, mimo że teraz tych nagród i różnego rodzaju gratyfikacji jest mniej, bo to jest jasne, że rodzą się nowi artyści i oni w tej chwili zajmują szczyty list przebojów. Bardzo dobrze, tak powinno być. O ile utrzymuje się sentyment dla mnie i od czasu do czasu, albo częściej nawet, na moje koncerty przychodzą ludzie to jest wielka gratyfikacja.
* Wnikliwie obserwuję pana karierę i mam wrażenie, że mimo specyfiki tej branży, panu udało zachować się pewnego rodzaju klasę i autentyczność. Jak się to osiąga?
- Ja myślę, że żeby na najwyższych obrotach pracować, to w każdej branży jest ciężko. Właściwie to nie chciałbym mówić, że ciężko. Może od drugiej strony – jeśli ktoś uprawia swoją pasję, a to jasne oczywiście, że muzyka jest moim zawodem, ale również pasją, no to kiedy wchodzi się na scenę to jakby istnieje się trochę w równoległej rzeczywistości. Wtedy jest się kimś troszkę innym niż tak naprawdę poza sceną. Więc pewnie mnie to też dotyczy i jeśli tą autentyczność ludzie widzą no to świetnie, bo faktycznie jest tak, że kiedy ktoś udaje kogoś innego to jest to bardzo czytelne. Sztuka aktorska polega na tym, ale muzyka to jest jednak sprzedawanie czystych, żywych emocji takimi, jakimi one są.
* Posiada pan jakąś sprawdzoną receptę na szczęście, która zawsze działa?
- Nie zawsze działa, bo jesteśmy tylko myślącymi kupami mięsa, które poddają się nam i najróżniejszym emocjom. Natomiast niezależnie od tego, co robimy to zgoda ze sobą i uśmiech do siebie, najbliższych i do ludzi oraz takie otwarte ręce w stosunku do wszystkich, których spotykamy to jest bardzo dobre wchodzenie w rzeczywistość. Mam wrażenie, że taka metoda sprawdza się niezależnie od tego czy jest się artystą czy górnikiem. Nie wiem czy górnicy tak robią (śmiech), ale ja na pewno tak, mimo że oczywiście tak jak mówię, jestem zwykłym człowiekiem, więc bywa, że mnie głowa boli, a bywa też, że mam gorszy humor jak każdy. Natomiast faktycznie jest tak, że te szczególnie ostatnie lata są dla mnie uśmiechnięte i takie spokojne. Więc uśmiechnięty spokój.
* W takim razie czego mogę panu więcej życzyć?
- Powinienem powiedzieć jak narciarze ,,połamanych nart”, czyli zerwanych strun głosowych, ale faktycznie tak się zdarza, że któryś rok z rzędu mam bardzo bardzo dużo jesiennych, zimowych i wiosennych koncertów, więc właśnie jeśli chodzi o tę sprawność głosową i fizyczną to to jest mi najbardziej potrzebne.
Rozmawiała Agnieszka Jaroszewska
Komentarze obsługiwane przez CComment