O letnich koncertach w amfiteatrze i... nieprawidłowościach w MGOK
Janusz Kuklewicz, obecnie dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Lidzbarku, wspomina zwięźle pracę w Żuromińskim Centrum Kultury oraz opowiada o nowych wyzwaniach, jakie stawia przed nim praca w lidzbarskiej instytucji kultury. Wygląda na to, że nie wszystko jest do końca jasne...
* Pracował pan w Żurominie ponad 8 lat. Pamięta pan jeszcze swoje początki w tym mieście?
- Rewelacyjnie pamiętam, był to upalny dzień. Na schodach spotkałem panią Teresę, a drugą osobą była nieoceniona Marta Kwiatkowska, która usłyszała ode mnie: „Dzień dobry, jestem najnowszym dyrektorem”.
* W jakim stanie było wtedy centrum i kino?
- Nie było takich standardów jak dziś. Podłoga sali kinowej to była deska sosnowa, malowana farbą olejną, a sufit składał się z płyt eternitowych. Scena była malutka, zbita z desek. Oświetlenie sceniczne to były lampy na budowę, a nagłośnienie wstawiało się odrębnie na każdy występ.
* Pamiętam, że właściwie od początku miał pan trudne relacje z lokalną radą. Teraz, patrząc na to z innej perspektywy, jak pan myśli, skąd brały się te napięcia między wami?
- Nie było większych problemów z radnymi. A że kilku z nich było kolegami poprzedniego dyrektora... Może stąd? Wszystko się ustabilizowało po przegraniu sprawy sądowej, kiedy Żuromińskie Centrum Kultury zostało pozwane, aby ustalić stosunek pracy z poprzednikiem.
* Co udało się panu osiągnąć przez lata pracy w Żurominie?
- Uruchomiłem kino cyfrowe w aktualnych standardach, klimatyzowane, wygodne, z internetowym systemem sprzedaży. Jeszcze przed odejściem napisałem kolejny projekt na remont rampy wyjściowej z centrum, a zakończyłem pracę wraz z odejściem robotników oddających hol kinowy po gruntownej renowacji.
* Niezły skrót, bo pamiętam, że tych działań było więcej. Chyba wiele osób zapamięta pana jako dyrektora, który własnoręcznie łatał dach. Była to innowacyjna forma apelu do władz o środki na remont... Jest coś, co pan zapamięta z tego miasta szczególnie miło? A czego panu brakować nie będzie?
- Spotkałem wielu cudownych ludzi o dobrym sercu. Nie będzie mi brakowało dojazdów do pracy, zwłaszcza zimą- zyskuję godzinę dziennie na tym, że pracuję w miejscu zamieszkania.
* Przez trzy miesiące pracował pan zarówno w ŻCK jak i w MGOK w Lidzbarku. Jak do tego doszło i czy było trudno pogodzić pracę w roli dyrektora w dwóch miejscach jednocześnie?
- Były problemy z „wypuszczeniem” mnie z Żuromina. Odbyły się dwa konkursy na to stanowisko. Rozstrzygnięcie poznaliśmy dopiero 20 grudnia i wówczas otrzymałem zgodę na odejście z Żuromina. Nie było łatwo przemieszczać się dość szybko i dotrzymywać terminów oraz napisać kolejne wnioski. Bo dla Miejsko- Gminnego Ośrodka Kultury w Lidzbarku również napisałem kilka wniosków na dobry początek.
* Dopiero w styczniu rozpoczął pan w pełnym wymiarze pracę w Lidzbarku. Jakie obecnie panu emocje towarzyszą?
- Jest przesympatycznie. Większość pracowników znam od lat, innych już poznałem. Przede mną podobna sytuacja jak kiedyś w Żurominie. Jednostka jest zaniedbana technicznie, ostatni remont sali miał miejsce około 20 lat temu.
* Czy konieczny będzie audyt?
- Jest dużo rzeczy do wyjaśnienia. Niewykluczone, że będę musiał zgłosić nieprawidłowości odpowiednim organom. Instytucja nie miała się dobrze w październiku, były sytuacje kiedy brakowało na płace, a jednocześnie płacono potężne honoraria wykonawcom. Z racji wykształcenia ekonomicznego widzę co pochłaniało pieniądze w jednostce. Obserwuję także brak nadzoru, który z czegoś wynikał. Audyt nie będzie konieczny, posiadam wystarczającą wiedzę żeby ocenić nieprawidłowości i dzięki temu nie wydać środków na audyt. Może za zaoszczędzone pieniądze kupię reflektory sceniczne, bo takich brakuje na wyposażeniu.
* Jaką ma pan wizję rozwoju lidzbarskiej jednostki kultury? Wprowadzi pan dużo zmian?
- Zacząłem od napisania wniosków, ponieważ głęboka zapaść w wyposażeniu wymaga nadrobienia. Planuję uruchomić kino wzorem Żuromina, podnieść atrakcyjność sezonową poprzez organizację koncertów w sezonie letnim. Wprowadzić mnogość zajęć do MGOK, aby był ciągle odwiedzany przez dzieci, młodzież oraz dorosłych.
* Lidzbark to miasto turystyczne. Z pewnością nasi czytelnicy chcieliby wiedzieć czy mogą liczyć na kontynuowanie projektów z poprzednich lat, chociażby Dni Lidzbarka, czy może na jakieś inne inicjatywy? Czy uda się na ten cel zagospodarować środki z budżetu? A może miasto chętnie wesprze tego rodzaju inicjatywy?
- Dni Lidzbarka pozostają, w tym roku nadal termin lipcowy, ale może warto uświadomić, że najwięcej opadów jest w lipcu. Co prawda jest to tzw. sezon wysoki, więc sporo wczasowiczów przebywa w okolicy, w związku z czym raczej termin ten pozostanie bez zmian. Dokładam, kolokwialnie mówiąc, imprezy muzyczne – naprawdę jest je gdzie organizować. Podjąłem starania o przejęcie amfiteatru od MOSIR, ponieważ tam będą się odbywały koncerty latem.
Planów jest sporo. Przede wszystkim starania o środki zewnętrzne. Liczę, że dzięki lokalnym posłom i senatorom nie będziemy narzekać na biedę w kulturze. Gmina nie należy do najbogatszych, boryka się ze sporym zadłużeniem, ale mam obietnicę burmistrza Andrzeja Piątkowskiego oraz skarbnik Gabrieli Sadowskiej, że do każdej pozyskanej złotówki dołożą drugą aby MGOK mógł się rozwijać.
Komentarze obsługiwane przez CComment