Demony wojny według Wyrwała
Spotkanie z korespondentem wojennym Marcinem Wyrwałem, które odbyło się 20 stycznia w MCKSiR w Raciążu, było źródłem wielu informacji i opowieści z pierwszej ręki, a także ciekawych spostrzeżeń i opinii okiem dziennikarza relacjonującego wydarzenia prosto z frontu.
W TC nr 4/2023 zdaliśmy obszerną relację z tego wydarzenia (zapowiedź), co jednak nie wyczerpuje tematu, którego bogactwem zdecydowaliśmy się obdarzyć kolejny artykuł. Warto poświęcić czas na lekturę, zwłaszcza że w oczach bohatera tego tekstu mamy nieco zafałszowany obraz tego, co dzieje się na Ukrainie.
Marcin Wyrwał przyjechał do Kijowa 7 lutego, dwa i pół tygodnia przed wojną. Był to czas, kiedy atmosfera robiła się coraz gęstsza. Dziennikarz jest przekonany, że władze wiedziały, co się wydarzy, ale nastroje wśród ludzi były raczej takie, że Putin "w coś gra". Wyjazd miał potrwać tydzień, ale skończyło się na dwóch miesiącach. Redaktor był w hotelu "Ukraina" na Majdanie, kiedy o 4 rano dostał telefon. Otworzył wtedy okno i usłyszał pierwsze eksplozje za oknem. Słyszał grupy dywersyjne, które wchodzą do miasta oraz serie z karabinów. Rano 700 metrów od hotelu zobaczył porozbijane samochody.
Rosjanie zaczynali z pozycji, kiedy mieli zajęte 7% Ukrainy (Krym oraz część obwodów donieckiego i ługańskiego). Szybko zdobywali teren i do pierwszego ustabilizowania frontu mieli już 21%. Kluczowy był Kijów. Redaktor uważa, że to co przesądziło wtedy o, połowicznym póki co, sukcesie Ukrainy i całego wolnego świata (gdyby wzięli Kijów, mogliby być pod naszą granicą), to że po pierwsze Rosjanie spodziewali się, że idą na spotkanie z armią z 2014 roku. Po drugie stopień korupcji w rosyjskiej armii był znacznie większy niż myśleli na Kremlu, a motywacja Ukraińców była nie do przecenienia. (...)
Cały artykuł wkrótce w TC
Komentarze obsługiwane przez CComment