Co się wydarzyło w Złych Borkach? Obcy nie zapukał do drzwi...
est wieczór 27 stycznia br. W jednym z pięciu domów w Złych Borkach, w gminie Siemiątkowo, malutkiej miejscowości położonej pośród lasów na odludziu, świeci się światło. Mieszka tu Agnieszka Czaplińska, sołtyska, radna gm. Siemiątkowo. Domownicy nie zdają sobie sprawy, że ktoś ich może obserwować...
W pewnym momencie gospodyni słyszy dźwięk otwieranych i zamykanych na dole drzwi. Nikt jednak nie wchodzi po schodach na górę, gdzie kobieta przebywa z koleżanką i małoletnim synem. Zaniepokojona schodzi na dół i po raz pierwszy spotyka młodego mężczyznę.
To jest mój dom
- Intruz przedstawił się jako A. Czapliński, prowadzący działalność gospodarczą od 2017 roku na moim adresie domowym podając NIP i REGON - relacjonuje pani Agnieszka.
Przeraziło ją to, iż obcy człowiek, który wtargnął do jej domu podał się za jej syna, który przebywa w Olsztynie, gdzie studiuje. Rzeczywiście prowadził taką działalność pod adresem domowym w Złych Borkach, ale ją zawiesił w ub. roku. Zdenerwowana kobieta kazała mężczyźnie opuścić posesję, ten jednak nie reagował, twierdził, iż wrócił do Polski po 5 latach pobytu za granicą, a to jest jego dom, na co ma dowody i wskazywał na trzymaną w ręku teczkę. Koleżanka gospodyni słysząc na dole krzyki, zeszła i nagrała zajście telefonem. Widać na nim jak intruz jest wypychany przez drzwi wejściowe, a w międzyczasie sugeruje, że domownicy to tak naprawdę... dzicy lokatorzy. Początkowo jest spokojny, ale po pewnym czasie zaczyna używać wulgaryzmów. Okazało się, że mężczyzna powiadomił policję o rzekomych "dzikich lokatorach" i ta zmierzała już na miejsce zdarzenia.
- Blokowałam go jak mogłam, by nie wszedł do domu. Zadzwoniłam na numer alarmowy, ponieważ bałam się, co jeszcze ten mężczyzna może zrobić. W tym czasie on wyciągnął klucze z zamku w drzwiach - opowiada Agnieszka Czaplińska.
Kobieta zadzwoniła też do swojego męża, który w tym czasie pracował w oborze. Ten szybko przyszedł do domu i wyprowadził mężczyznę przed dom.. Wówczas napastnik uderzył męża pięścią w twarz...
- Kobieto, to jest moja posiadłość, ja mam tu wszystko, KRS-y, wszystko. Wynoście się stąd..! - krzyczał tajemniczy intruz.
Wszystkie wyżej opisane wydarzenia działy się bez udziału policji. Właściciele domu twierdzą, że patrol jechał na miejsce około 40 minut (z jednostki w Żurominie do Złych Borków jest ponad 33 km). Sytuację dodatkowo utrudniały złe warunki pogodowe - padał śnieg.
Sprawca ucieka, policjanci nie reagują
- Patrol, który pojawił się na miejscu, w pierwszej kolejności zwrócili się do napastnika, a mnie kazano się odsunąć i nic nie mówić, bo zawiadomienie było tylko ze strony tego człowieka, nie z mojej - twierdzi pani Agnieszka, i dodaje - Policjanci odzyskali najpierw moje klucze, po czym prosili napastnika o dowód tożsamości. Ten jednak zabronił się dotykać i zaczął straszyć ich prokuratorem z Warszawy, który miał już jechać na miejsce interwencji. Zrobił kilka kroków w tył i ubliżając im oraz grożąc, że ich załatwi, coraz bardziej się oddalał i w końcu uciekł w stronę lasu. Policjanci nie wylegitymowali go i co najważniejsze, nawet nie podjęli próby zatrzymania - tak opisuje zachowanie mężczyzny i policjantów Agnieszka Czaplińska.
Mężczyzna zostawił też na schodach przed ich domem walizkę, którą tego dnia "pobieżnie" obejrzeli funkcjonariusze
- Po chwili odjechali, by sprawdzić czy napastnika nie spotkają na drodze. Po jakimś czasie policjanci wrócili i poinformowali mnie, że nikogo nie spotkali. A walizkę kazali wystawić mi za posesję. Po czym odjechali - dodaje właścicielka domu.
To jeszcze nie koniec nieprofesjonalnego, w ocenie pani Czaplińskiej, zachowania żuromińskiej policji. Cały reportaż dostępny jest na str. 15 bieżącego wydania "TC" lub tutaj [klik].
Komentarze obsługiwane przez CComment