Dłużej klasztora niż przeora
Upłynął rok od wyborów 15 października 2023, wyborów w których odsunięty został od władzy rząd Prawa i Sprawiedliwości. Większość mandatów, zarówno w Sejmie jak i w Senacie uzyskały demokratyczne partie opozycyjne startujące w ugrupowaniach: Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi oraz Lewicy.
Ale jak pamiętamy, zwycięzcy formalnie objęli rządy dopiero dwa miesiące później, 13 grudnia. A to przez obstrukcję prezydenta Dudy, który wprawdzie zgodnie z przepisami, ale wbrew oczekiwaniom społecznym i zwykłej przyzwoitości (nie mówiąc już o racji stanu) zwlekał jak mógł, żeby nie oddać zadania utworzenia rządu zwycięskiemu obozowi z Donaldem Tuskiem na czele. Najpierw zwrócił się do PiS i ustępującego premiera Morawieckiego z pomysłem, żeby to on skonstruował gabinet. Jak wiemy, skończyło się to „rządem 2-tygodniowym”, kompromitacją, stratą czasu, dodatkowymi wydatkami budżetu państwa, ale wiadomo, że Andrzej Duda chciał w ten sposób pokazać swoją rangę, a także przypodobać się ugrupowaniu, z którego się wywodzi. No i zaszkodzić Tuskowi.
Faktycznie wiec od powołania rząd koalicyjnego upłynęło zaledwie 10 miesięcy. Nie przeszkodziło to jednak obecnej opozycji rozliczać premiera Tuska i jego ministrów „po roku rządów”, a uczyniła to oczywiście w swoim stylu: przesadnie, hałaśliwie, często uciekając się do kłamstw i przeinaczeń. Najpierw wytyczne do krytyki zaserwował prezes Kaczyński na konwencji prawicy, a potem na czele chóru stanął znów prezydent Duda, który w sejmie na tą okoliczność wygłosił przemówienie, zwane orędziem. Zwane – bo nie była to mowa godna prezydenta państwa.
Wyobrażam sobie, że w orędziu każde słowo, zdanie, passus powinny być ważne, prawdziwe i odzwierciedlające rzeczywistość. A to, w jaki sposób mówił Andrzej Duda każdy (kto chciał) słyszał. Było to demagogiczne, konfrontacyjne wystąpienie aparatczyka partyjnego. Pochwalne pod adresem swojego środowiska, skrajnie krytyczne dla obecnych władz. Prezydent zarzucał rządowi Tuska: łamanie praworządności (sic!), politykę zemsty politycznej wobec poprzedników, błędy gospodarcze, m.in. zaniechanie budowy CPK i elektrowni atomowych, doprowadzenie do zapaści budżetu państwa, błędy w polityce migracyjnej, itd., itp.
Wystąpienie w sejmie było jeszcze jednym dowodem, że Duda już do końca swojej kadencji (niecałe 300 dni) jest zdecydowany na konfrontację z rządem. Na pewno, jak dotychczas, będzie odsyłał kolejne ustawy sejmowe do Trybunału Konstytucyjnego lub je wetował, wiedząc, że rząd nie ma takiej większości, by weta odrzucać, będzie blokował nominacje ambasadorskie proponowane przez ministra Sikorskiego. I oczywiście, wciąż będzie mianował neosędziów wybranych przez neo-KRS, powołaną niezgodnie z konstytucją. Słowem, dopóki będzie na urzędzie, będzie szkodził, sypał piasek w tryby rządu i nadal psuł naczelne instytucje państwa, głównie sądownicze.
Oczywiście to oburza, bo nie tak powinien się wypowiadać i postępować człowiek zajmujący najważniejszy urząd w państwie. W przypadku Andrzeja Dudy ma to jeszcze inny wymiar – to on sam walnie przyczynił się, podczas 8 lat rządów PiS-u do niszczenia praworządności i łamania konstytucji. To jego zachowanie, jego podpisy ten stan forsowany przez rząd premierów Beatę Szydło i Mateusza Morawieckiego (tudzież przez ministra Zbigniewa Ziobro) wszystko sankcjonowały. Dziś oglądamy go na mównicy sejmowej w przedziwnej roli, w tragikomicznym wystąpieniu.
Na szczęście Donald Tusk nie jest z tych, który przejmowałby się retoryczno-aktorskimi wystąpieniami Andrzeja Dudy. Byliśmy świadkami już nie jednej jego zdecydowanej, odpowiedzi. Taką również słyszeliśmy po ostatnim „orędziu” - rząd będzie robił swoje. Powoli, cierpliwie… Naprawiać i reformować państwo, winnych przestępstw i nadużyć ścigać i karać, ale zgodnie z prawem i procedurami.
A jeśli chodzi o prezydenta? Dawniej mówiono - dłużej klasztora niż przeora...
Komentarze obsługiwane przez CComment