Dobre złego skutki
To, że w polityce jest dużo brudu i zła, to oczywiste. Dowodzi tego cała historia rodzaju ludzkiego, pełna intryg i wszelkiego rodzaju konfliktów, włącznie z wojną.
Dobitnie wypowiedział tę prawdę niedawno w telewizji, ociemniały w wyniku wybuchu bomby ukraiński żołnierz. „Wojna to najgorszy wynalazek ludzkości", oznajmił po prostu. I ja się z tą opinią zgadzam.
A jednak nawet zła z gruntu i nieludzka polityka prowadzi nieraz do dużego dobra. Tak już jest ten świat urządzony, że dobro kiełkuje także w samym siedlisku zła. O czym warto pamiętać w okresie Świąt.
Zarówno polskie jak i zagraniczne media pełne są doniesień o wszelkich zagrożeniach dla naszej planety. Nawet premier Tusk oznajmił w Bukareszcie, że żyjemy w czasie przedwojnia. Przypomina to trochę lata trzydzieste, klimat tamtych lat. Ostre konflikty, pomiędzy państwami jak i wewnątrz państw, duch faszyzmu krążący po Europie. W Niemczech zaczęły powstawać obozy koncentracyjne, w Polsce zresztą również - dla opozycji (Brześć i Bereza Kartuska). Gospodarki w krajach europejskich grzęzły w kryzysach, pomimo różnych fantastycznych projektów. Dziś idealizujemy ten czas, przez mgłę niewiedzy i sentymentu. Także poprzez to co historia przyniosła potem - totalną katastrofę. Hitler, Stalin i pandemonium wojny.
A jednak z tego horrendum Europa wyszła zwycięsko, Hitler i Stalin zniknęli w niesławie, na gruzach można było budować nowy, wspaniały świat. Niemcy zostały podzielone, spacyfikowane i zdemokratyzowane do tego stopnia, że dzisiaj zarzucamy im słabe przygotowanie do wojny i to że za mało wydają na przemysł zbrojeniowy. Wskutek tego za mało pomagają Ukrainie. Nie jest prawdą to co głosi w Polsce prawica, że Niemcy próbują budować IV Rzeszę. Już za Bieruta i Gomułki straszono nas niemieckim rewanżyzmem i militaryzmem, przeważnie powołując się na opinie dwóch starszych panów - Hupki i Czai. Oni podobnie jak pozostali panowie z ziomkostw ostrzyli sobie zęby, by napaść na nas i zabrać nam Ziemie Odzyskane. Tymczasem Niemcy poszli w inną stronę. Zbudowali liberalne państwo nastawione na pomoc socjalną dla potrzebujących i dokonali rzetelnego rachunku sumienia, wyrzekli się nazizmu. Przyłączyli się do powstających struktur europejskich, z czasem stając się lokomotywą gospodarczą na kontynencie oraz głównym graczem w UE. Pokojowe i demokratyczne Niemcy nie byłyby przecież możliwe bez uroszczeń Hitlera, bo nikt inny nie zmusiłby Niemców do zbiorowej ekspiacji. To jest to dobro pochodzące ze zła...
Z Rosją to inna sprawa, aczkolwiek też ma pozytywny wymiar, choć nie tak wymierny. Rosja nie przegrała wojny i nigdy nie była zmuszona do tak potężnej pokuty jaką przeszły Niemcy. Rosja przegrała pokój (tzn. Związek Radziecki) i na podobnej zasadzie jak kiedyś Niemcy po konferencji w Wersalu, została zmuszona do znaczących ustępstw. Putin to teraz wykorzystuje w procesach rewindykacji, budując wizję Wielkiej Rosji, która koniecznie musi zagarnąć ziemie, kiedyś należące do białego lub czerwonego imperium, wbrew prawu międzynarodowemu i zdrowemu rozsądkowi. Rosjanie cierpią na manię wielkości. Ta wielkość musi się wykazać olbrzymim terytorium, jak gdyby od tego właśnie czynnika zależeć miało szczęście obywateli. Zatem Rosjanie dają sobie placet na wszelkie barbarzyństwa wobec sąsiednich krajów, takich jak Gruzja czy Ukraina. Tym samym są potencjalnym zagrożeniem dla państw sąsiednich, jak również dla całego NATO. Taka taktyka zdążyła już zapalić wszystkie czerwone lampki w sojuszu północno-atlantyckim i bardzo wymiernie wzmocnić ten sojusz. Dołączyły do niego takie kraje jak Finlandia i Szwecja, ta ostatnia po dwustu latach neutralności. To jest to drugie dobro do którego sam Putin walnie się przyczynił, choć absolutnie nie było to jego zamiarem. Zresztą, Putin wzmocnił niechcący nie tylko NATO ale i Unię Europejską, która była dotąd pogrążona w dekadencji i rozsypce, marazmie, a teraz wiele wskazuje na to że czując zagrożenie ze Wschodu, stawia nie tylko na niezależność obronną, ale także energetyczną i technologiczną.
Do tego wszystkiego dosypuje swoje „zasługi" również Donald Trump, ponownie ubiegający się o urząd prezydenta w Białym Domu, straszący Europę że Stany „wypiszą się" z NATO, w świetle faktu, że nie wszystkie państwa łożą akuratnie na swoją obronę. To niewątpliwie zaalarmowało wielu szefów państw i w rezultacie Unia zorientowała się, że w optymistycznym scenariuszu może być jeszcze światową potęgą i nie być zależną (jak dotąd), ani od Moskwy ani od Waszyngtonu. W tym sensie Donald Trump, apostoł amerykańskiego izolacjonizmu, demon polityczny, okazał się nieomal mężem opatrznościowym dla Europy. Zło rodzi dobro.
Zresztą, jak się okazuje, nie taki diabeł straszny. Trump już całkiem ostatnio w publicznym wywiadzie wycofał się ze swoich słów i zapewnił że Ameryka na 100% nie wycofa się z NATO. Zaraz potem zaczął tracić w sondażach do Bidena.
W Polsce też są powody do optymizmu. Wprawdzie nasze społeczeństwo jest jednym z najbardziej spolaryzowanych na świecie i to z pewnością jest złe bo nie zachęca do chrześcijańskich gestów, ale podziały które się ostatnio wytworzyły, zarówno po prawej jak i lewej stronie, dają szansę że te rowy nie będą tak głębokie, że najprawdopodobniej wykształci się inna konfiguracja polityczna, która nie będzie przebiegała wzdłuż linii PiS versus anty-PiS. Zjednoczona Prawica już od dawna nie jest „zjednoczona", bo w tym obozie tworzą się nowe sojusze i całkiem po prostu trwa walka o schedę po prezesie. Z kolei rządząca koalicja stworzyła spektrum różnych orientacji, które w czasie takim jak obecny, czasie wyborczym , muszą się starać pokazać swój prawdziwy „kolor", swoją własną, prawdziwą tożsamość, żeby nie zostać schrupaną przez większego koalicjanta „przystawką". Dzięki temu Polacy mają w czym wybierać w najbliższych wyborach samorządowych. Znaczenie samorządu wzrośnie.
Na szczęście polityka w Polsce, choć bywa szorstka i brutalna, nie jest jeszcze aż tak brudna jak na przykład w Argentynie. Nawet obecny prezydent Javier Milei nie cierpi polityki. Tak przynajmniej mówi. Do kandydowania przekonał go Bóg za pośrednictwem nieżyjącego już psa Conana, mastifa angielskiego. Tylko ten pies był jego zasłużonym „doradcą politycznym". W efekcie prezydent kazał go sklonować i teraz ma... pięć takich mastifów.Ale wciąż prezydent kontaktuje się z Conanem za pośrednictwem medium, którym jest siostra Karina. Prezydent dostał misję od Boga, jest katolikiem ale co jakiś czas zapowiada że przejdzie na judaizm. I co na to papież który jest z Argentyny?
Polityka może jest brudna ale nigdy nie była aż tak ciekawa jak teraz! I nigdy nam się w Polsce nie powodziło lepiej niż teraz. Nigdy nie mieliśmy tylu swobód. Nie ma tego złego.... Jak głoszą słynne Desiderata, wyśpiewywane przez krakowską "Piwnicę pod baranami": "Przy całej złudności, znoju i rozwianych marzeniach" jest to piękny świat". A jednak.
Było co celebrować przez Święta.
Komentarze obsługiwane przez CComment