Wizyty
Nie będąc w stanie wszędzie dotrzeć, nie mogąc tam, gdzie bym chciała, w danym czasie pójść lub pojechać, składam wizyty i odbywam spacery wirtualne. Słucham opowieści i oglądam fotografie na dużym ekranie w jednej z naszych bibliotek.
Częściej oglądam zdjęcia na monitorze komputera, w książkach lub w telefonie. Innym razem wędruję w myślach, wspomagając się zapamiętanymi obrazami. Przywołuję imiona, twarze, powiązania. Dziękuję, że jednych było mi dane poznać, o drugich posłuchać opowieści, kolejnych odkryć. I pewnie nie jestem ze swoimi myślami i uczuciami odosobniona.
Trudno wymienić wszystkie miejsca, spróbuję choć niektóre. Najpierw Ciechanów, o czym ci, którzy mnie znają, wiedzą, a inni się domyślają. Stąd rzut beretem do Sońska, Lekowa, Sulerzyża, Kraszewa, Opinogóry, Pałuk, Gołymina, ale ciągle brakuje czasu, by tam dotrzeć. Nie tak daleko Maków Mazowiecki, Winnica, Lubiel, Łomianki, Warszawa. To samo można powiedzieć o Pułtusku, Mławie, Krasnem, Strzegocinie, Klukowie, Nasielsku. Hadle Szklarskie, Manasterz, Hyżne oraz Mikołów na południu kraju, a Słupsk i okolice na północy – to już dalsza wyprawa, choć w porównaniu do Chicago nie tak odległa i trudna. Myślę o tych miejscach i ludziach z nimi związanych, mniej lub bardziej mi bliskich, krewnych, skoligaconych, powinowatych, przyjaciołach i znajomych, czytelnikach lub ich dzieciach.
Jednym z nich zawdzięczam: życie, wygląd, charakter, gen lub geny, jakiś pogląd, jakiś gest, z którego zdaję sobie sprawę lub nie, wychowanie, troskę, czułość, wsparcie, miłość. Jestem z nich, czy tego chcę czy nie, jednocześnie inna, osobna i własna jak każdy z nas. Oni są we mnie, niezależnie, czy kiedyś o tym myśleli, czy nie. Tworzymy łańcuch, sieć, splot, wzór. Drugim zawdzięczam: naukę, lekcje (i nie mam tu na myśli tylko szkolnej ławki), wsparcie, doświadczenie, sympatię, szacunek, czasem jakieś zdanie, czasem mówiące o wiele więcej niż słowa spojrzenie lub gest. Część z nich została utrwalona na zdjęciach. Niektórzy z nich obdarowali mnie książką lub drobiazgiem, napisali do mnie list, przysłali widokówkę; czyniłam to samo. O jednych myślę częściej, o drugich rzadziej, myśl o kolejnych pojawia się znienacka. Podobnie dzieje się z tęsknotą, której czasem towarzyszy uśmiech, wiersz, piosenka, czasem łza wzruszenia, czasem smutek. Nikt z nich pewnie nie chciałby, bym tego doświadczała, raczej życzyliby sobie czułej pamięci.
Pamiętam. Kochani, drodzy, najbliżsi, bliscy i dalsi. Składam wizyty i odbywam spacery. Tam, gdzie mogę. Najpierw w Ciechanowie, myśląc o mojej mamie, która wróciła na ziemię przodków, i moich dziadkach po kądzieli, w których domu się wychowałam, o wujach, a właściwie ciotecznym dziadku i pradziadku, których pamiętam z dzieciństwa, ciotecznej babci i jej mężu, w których mieszkaniu (odkupionym od ich spadkobierców) żyję, moich chrzestnych, ciotkach i wujach, dziadkach mojej mamy i jej pradziadkach oraz prapradziadku, kuzynkach i kuzynach, a także koleżance z klasy i koleżance ze szkoły, znajomych, sąsiadach i tych, z którymi łączyły mnie małżeństwa naszych krewnych. Pamiętam. Tam, gdzie nie mogę dotrzeć, składam wizyty i odbywam spacery wirtualnie. Zatrzymuję się, oglądając zdjęcia, wyobrażam sobie i przypominam. Po współczesnych i żyjących na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku został ślad, choć nie wszędzie. Po tych przed nimi, nie, więc tu przychodzi z pomocą wyobraźnia. Zatrzymuję się, modlę, wspominam, wyobrażam sobie. Zapalam światełka i kładę kwiaty. W rzeczywistości, wirtualnie i w myślach.
Komentarze obsługiwane przez CComment