Jak kapitan z Drogiszki walczył z bolszewikami
Dyskusję budzi to, jak sami dziś odbieramy wielkie zwycięstwo w bitwie warszawskiej. Potocznie używana u nas nazwa „cud nad Wisłą” wskazuje na magiczny splot okoliczności, być może nawet „boską interwencję”. Niesłusznie. Warszawę uratował sprawnie poprowadzony – choć niepozbawiony ryzyka – manewr militarny Józefa Piłsudskiego oraz szefa sztabu generalnego Wojska Polskiego Tadeusza Rozwadowskiego. Polegał on na oskrzydleniu Rosjan w momencie, gdy Polacy wciąż cofali się przed ich naporem. Jeśli już zatem był to cud, to raczej „cud kunsztu wojennego”. Szybkie przechylenie sytuacji na swoją korzyść dzięki błyskawicznej, ryzykownej reakcji. A potem rozpoczął się marsz polskich pułków w celu odbicia ziem zajętych wcześniej przez bolszewików.
W relacjach z pierwszej ręki, zamieszczonych choćby w przepastnych zeszytach „Zarysu historii wojennej pułków polskich 1918-1920”, czytamy (pisownia oryginalna): „że animusz u szwoleżerów, a zwłaszcza u ich dowódcy był wielki, więc szarżowano. Piechurzy, zdezorjentowani ostatniemi walkami, bez walki rzucili broń. Obdarci, bosi, wynędzniali nie przedstawiali groźnego widoku. Ponieważ patrol musiał wracać w kierunku dochodzących sztrzałów, szwol. Kozłowski zdał komendę nad jeńcami sołtysowi. Damy sobie z nimi radę — upewniał uradowany sołtys”. Podczas lektury wielokrotnie napotkamy na miejsca dobrze nam znane. „Następnego dnia pułk maszeruje przez Chotum, Modłę do Czarnocina, gdzie łączy się z pozostałemi pułkami brygady. Tutaj major Głogowski zawiadamia pułk, że duże kolumny sowieckie wycofują się z Żurominka na Mławę. Dlatego też nakazuje zaraz atak na Żurominek od południa 203. pułkowi ułanów, a od wschodu obu pułkom szwoleżerskim. Maszeruje więc pułk na Niedzbórz i Drogiszki.”
Przypadająca na dzień 22 sierpnia 1920 bitwa pod Żurominkiem (dziś miejscowość należy do gminy Wiśniewo) była jednym z ważniejszych starć tamtego etapu wojny, czyli pościgu naszych rodaków za wycofującymi się Rosjanami. Doczekała się wielu opracowań. Możemy o niej poczytać choćby u Stanisława Kwasieborskiego w pozycji "Od Wisły do Korostenia. Wspomnienia ochotnika 201 Pułku Szwoleżerów", gdzie autor posługuje się barwnym i emocjonującym językiem. Świetnie słucha się też Antoniego Skiby, żołnierza I Pułku Szwoleżerów w relacji głosowej dla Radia Wolna Europa, którą odnajdziemy na kanale „Portal 1920” w serwisie YouTube.
Jeden krótki artykuł to zbyt mało, aby prześledzić każdy fascynujący lokalny ślad tej przełomowej wojny. Dziś chciałbym skupić się na bohaterze, który szczególnie mocno ważny jest dla jednej z miejscowości wspominanych w owych relacjach - Drogiszki (gmina Strzegowo). Cofniemy się jednak blisko dwa miesiące przed wydarzenia z bitwy warszawskiej. Przy okazji prostując szkodliwe i krzywdzące uproszczenie, iż do momentu bitwy warszawskiej Polacy nie potrafili w żaden sposób odpierać bolszewików. To w Drogiszce urodził się 15 lipca 1884 Józef Wasiak, absolwent szkoły powszechnej w Mławie, który – po powołaniu przez wojska rosyjskie w roku 1914 – walczył na froncie wschodnim I wojny światowej z Niemcami. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wstąpił do odrodzonego Wojska Polskiego. Mając duże doświadczenie bojowe, z bolszewikami walczył już w stopniu kapitana. Został dowódcą 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej. Poprzednie akapity poświęcone były temu, co działo się w wojnie polsko-bolszewickiej w sierpniu 1920 i po nim. Wspomniana została bitwa pod Żurominkiem. Był to już moment przejścia Polaków do permanentnej ofensywy. Niestety, Wasiak jej nie doczekał. Zginął w momencie naporu bolszewików w bitwie pod Duniłowiczami (dziś na terenie Białorusi), która rozpoczęła się 3 czerwca 1920. Urodzony w Drogiszce kapitan w ferworze walki doznał ciężkiej rany – odłamek granatu trafił go w pierś. Wiedząc, że jego rana jest śmiertelna, natchnął towarzyszy do dalszej walki bez niego. Swoje ostatnie słowa skierował do dowódcy plutonu: „Panie Bocheński oddaję panu kompanię, (…) kontratak bezwzględnie prowadzić dalej.” Być może to spokój ducha i opanowanie śmiertelnie rannego dowódcy zainspirowała garstkę jego kompanów do wyjątkowo brawurowej akcji. Przeważający oddział nieprzyjaciela został rozbity, część zabito podczas starcia, część rozproszono, a stu wzięto do niewoli. Zdobyto też umocnione linie nieprzyjaciela oraz sprzęt wojskowy. Kapitan Józef Wasiak zmarł nazajutrz, 4 czerwca 1920. Za bohaterstwo w walce został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. Sama bitwa pod Duniłowiczami zakończyła się zwycięstwem polskich pułków. Straciliśmy wówczas ponad 200 poległych i rannych żołnierzy, ale straty Rosjan wyniosły około tysiąca poległych, rannych, jeńców, a także sprzęt wojskowy (choćby 8 cekaemów). Nie powstrzymało to niestety czerwonego pochodu na Warszawę. Na wielkie, ostateczne zwycięstwo Wojsko Polskie musiało jeszcze trochę poczekać. Z pewnością brakowało mu odpowiedniego przygotowania, uzbrojenia czy skutecznych planów na najwyższym szczeblu. Jednak duch walki to akurat coś, co zawsze było w nim na swoim miejscu. W tym kraju nigdy nie stanowiło to „cudu”, czego jednym z wielu dowodów choćby niezłomna postawa kapitana z Drogiszki.
Komentarze obsługiwane przez CComment