

Z dyrektorem Gminnej biblioteki Publicznej w Krasnem Renatą Żmijewską rozmawiała Ewa Stangrodzka-Kozłowska
- W naszej placówce ciszy nie ma. Dziś jest grupa młodych ludzi, która zawiązała się w ramach projektu „Bardzo młoda kultura”. Wprawdzie projekt się skończył, lecz młodzi ludzie utworzyli dla siebie przestrzeń, w której wciąż podejmuje różne działania i funkcjonuj. Ta młodzież jest bardzo zdyscyplinowana, bardzo chętna, aktywna i pomysłowa. Myślimy zatem o kolejnej edycji tego projektu, do końca lutego musimy złożyć nowy wniosek. Młodzież znalazła tutaj dla siebie taką przestrzeń, której wcześniej w Krasnem nie miała dla siebie. Przychodzą, korzystają z usług świetlicowych, przychodzą do biblioteki, spędzają tu czas, pomagają w bardziej intensywnej pracy. Chcemy tym dzieciom organizować czas w sposób aktywny i też w taki, żeby one rzeczywiście uczyły się rzeczy, które mogą wykorzystać później w swoim życiu dorosłym. Pracujemy nad ich kompetencjami w bardzo wielu dziedzinach, czyli zostawiamy im sprawczość. Czasami niektórzy się dziwią, że dajemy im aż taką swobodę. Uważam, że to się przekłada pozytywnie, bo dzieci czują współodpowiedzialność za miejsce, za bibliotekę.
Co zatem ich przyciągnęło właśnie dzisiaj?
- Przychodzą tu codziennie, to jest ta najbardziej aktywna grupa dzieci, które z nami pracowały właściwie od maluchów. Mówimy, że to są takie nasze dzieci, razem z nami wychowane. Potrzeba utworzenia takiego miejsca wynikła trochę od nich samych, jakby przeskoczyli pewną granicę i nie odnajdują się w przestrzeni dla tych najmłodszych. Potrzebują przejść na wyższy level. Ten czas, który tutaj spędzają ma być takim czasem, który oni sobie sami mają organizować, ale nie organizować w jakiś bezsensowny sposób, tylko w taki, który przekłada się na różne działania, które też wspierają naszą pracę. Tak jak dziś… malują ściany! Wcześniej, w ramach projektu zbijali meble, tapicerowali, mieli warsztaty z komunikacji, warsztaty z psychologiem. Ten projekt był bardzo złożony, ale dzisiaj z perspektywy czasu, który spędziłam z nimi i patrząc na ich emocjonalny rozwój, nie tylko jako matka, ale i osoba odpowiedzialna za tę instytucję, to widzę, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty.
Odkrywają nowe zainteresowania, odnajdują siebie…
- Kiedy 13 – latka zupełnie świadomie przychodzi do mnie i mówi: „marzę o tym, żeby dostać na święta wkrętarkę. Odkryłam swoje nowe powołanie. Nie wiedziałam, że to jest takie fantastyczne”, to zaskakuje. Dla mnie ich radość, takie tworzenie i odkrywanie przez nich różnych rzeczy, to jest coś, co jest dla mnie rzeczą bezcenną, bo to są umiejętności, których nikt im nigdy nie zabierze. To co robią przekłada się na ich odpowiedzialność za siebie nawzajem, za to co robią, zmusza do myślenia – czasem krytycznego, a czasami bardzo pomysłowego, chociażby w kwestiach aranżacji przestrzeni czy myślenia o tym, jak to jak to miejsce mogłoby wyglądać na miarę możliwości. Rodzą się wtedy pomysły… Myślę, że to zaprocentuje. Na przestrzeni tych kilku lat mojej pracy widzę ogromną przemianę w dzieciach, które tu przychodzą.
Zwiększyła się niedawno wasza „przestrzeń życiowa”. Biblioteka, książki i co jeszcze?
- Po zwiększeniu się naszej „życiowej przestrzeni” biblioteka pozostaje w takim samym statusie jak dotychczas. Jesteśmy wprawdzie biblioteką, ale także można powiedzieć, że jesteśmy jedynym ośrodkiem kultury na terenie gminy. Bardzo mocno współpracujemy z różnymi organizacjami. Ponieważ pełnię funkcję rzecznika do spraw ekonomii społecznej i także dyrektora placówki, moim celem jest łączenie i współdziałanie z różnymi organizacjami, które funkcjonują na terenie na terenie gminy. A tych organizacji mamy bardzo dużo i są bardzo aktywne w życiu społecznym i bibliotecznym, wiele z nich ma tu swoje miejsce. Stworzyliśmy takie centrum przy bibliotece, w którym można się spotkać i realizować jakieś wspólne albo własne projekty. Mają tutaj miejsce seniorzy, grupy muzyczne, harcerze, „Wesoła gromadka”, aktywnie działająca młodzież, schola parafialna. To jest to dobre miejsce, ten budynek od świtu do nocy tętni życiem. Dużo się tu dzieje. Projekty z seniorami, zajęcia taneczne, muzyczne, warsztaty wokalne dla młodzieży i seniorów. Sala, która do niedawna była salą gimnastyczną szkoły, w tej chwili jest salą do wszystkiego. Odbywają się tu spotkania, mini koncerty, różne inne imprezy, organizacje mogą z tej sali skorzystać wtedy, kiedy potrzebują. Chodzi o to, żeby ten budynek żył i żeby to wszystko miało sens. Tę naszą retro kawiarenkę pomogli nam wyposażyć właśnie mieszkańcy i okazało się to fajnym pomysłem.
Skoro tyle się dzieje i mieszkańcy tu przychodzą, to znaczy, że jest im to potrzebne?
- My bardzo uważnie słuchamy tego, co mówią mieszkańcy, a ponieważ często tutaj ludzie spotykają się w większych grupach przy różnych okazjach. Zawsze pytamy o pomysły, sugestie, w którą stronę powinniśmy pójść z naszymi działaniami. To co my robimy zawsze jest odpowiedzią na coś. Jeśli mówimy o warsztatach dla dzieci, czy feriach, wakacjach, innych inicjatywach, to zawsze wynika z naszych z rozmów z ludźmi, czy ich potrzeb. Jesteśmy tu przecież dla mieszkańców. Nasze pomysły to jedno, a to czego ludzie potrzebują, to drugie. Myślę, że to jest takim kluczem do sukcesu. Ludzie przychodzą na nasze wydarzenia i czują się tutaj dobrze. Nawet artyści, którzy tutaj do nas przyjeżdżają, mówią, że tutaj jest coś niezwykłego - rodzinnie i domowo. Przestaliśmy być instytucją zamkniętą, jesteśmy instytucją, do której się chce przyjść, bo są tu przyjaźni ludzie, bo chce się tu spędzać czas. Czasami się śmiejemy, że kozetkę terapeutyczną powinniśmy tutaj wstawić, bo mamy też takich, którzy mówią: „Mam zły dzień, po prostu przyszłam do was posiedzieć”. I dla mnie to jest wyznacznik tego, że rzeczywiście udało nam się stworzyć niezwykłe miejsce.
Czyli otwarte serca są kluczem do innych serc?
- Myślę, że nasze serca są otwarte. Wszystko robimy z wielką pasją, z zaangażowaniem, z szacunkiem do mieszkańców. Ludzie nie są dla nas anonimowi, my się po prostu tutaj praktycznie z każdym znamy, wiemy jakie mają gusta, jakie potrzeby, kiedy mają gorszy czas, a kiedy lepszy. To też jest bardzo specyficzne środowisko, jest dużo starszych samotnych ludzi i takie czasami przyjście do nas jest swoistą formą terapii dla nich. Oni niekoniecznie chcą przyjść po książkę, ale też chcą bliskości z drugą osobą. Wiedzą, że będą mogli opowiedzieć o tym, co u nich słychać, cieszą się, że ktoś się tym zainteresuje, że ktoś zaproponuje im zwyczajnie herbatę…
Komentarze obsługiwane przez CComment