Ostatnia próba Arsena
Mieszkający od 20 lat w Ciechanowie Arsen Kasabijew wywalczył ,,mały" srebrny medal w podrzucie podczas odbywających się w Moskwie mistrzostw Europy w podnoszeniu ciężarów. W dwuboju reprezentant Polski zajął 7. miejsce z wynikiem 390 kg. To jego powrót na pomost po kilkuletniej przerwie. - Postanowiłem wrócić i spróbować jeszcze raz. Interesuje mnie tylko dźwiganie na najwyższym poziomie. Jeżeli nie wskoczę na taki, to zakończę karierę - mówił podejmując decyzję ciechanowianin, były zawodnik Mazovii.
Moskiewskie mistrzostwa przypadły równo w 10. rocznicę zdobycia przez Arsena złotego medalu mistrzostw Europy dla Polski. Gdy zdobywał tamten medal 10 kwietnia 2010 r. miał na sobie żałobną wstążkę przypiętą do piersi. Kilka godzin przed wejściem na pomost cała ekipa reprezentantów Polski dowiedziała się o tragedii polskiego samolotu w Smoleńsku.
Rok wcześniej pochodzący z Osetii Południowej sztangista otrzymał polskie obywatelstwo od prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Czekał na nie blisko osiem lat, od momentu przyjazdu do Polski. - Do Ciechanowa przyjechałem z Cchinwali jako 14-latek. Wszystko dzięki trenerowi i mojemu mentorowi Ivanowi Grikurowi - mówi Arsen. W załatwianiu spraw z dokumentami pomagali mu wówczas przede wszystkim Szymon Kołecki oraz trenerzy Zygmunt Smalcerz i trener Ivan Grikurowi. Wspierała go Mazovia z ówczesnym prezesem Jerzym Ostrowskim.
Trzykrotny uczestnik Igrzysk Olimpijskich
W 2004 r. jako 17-latek debiutował podczas Igrzysk Olimpijskich w Atenach. Zajął tam 14. miejsce. W 2008 r. jeszcze pod gruzińską flagą wystartował w Pekinie. Początkowo zajął tam czwarte miejsce, ale po latach okazało się, że wyżej sklasyfikowani rywale wspomagali się niedozwolonymi substancjami. Przyznano mu srebrny medal. Jego przyjaciel Szymon Kołecki, w wyniku tych samych okoliczności, odebrał złoto. Medale przysłano im pocztą. - Te Igrzyska do dzisiaj są moją zmorą. Nie lubię do nich wracać pamięcią. Uważam, że medal powinienem wywalczyć na pomoście. Byłem w odpowiedniej formie, ale coś poszło nie tak - wspomina sztangista. W 2012 r. w Londynie z powodu kontuzji musiał wycofać się po rwaniu. - Znowu odezwało się kolano, z którym walczyłem przez większość kariery - wyjaśnia Kasabijew. Ciężary, które w tamtym czasie przerzucał na treningach spokojnie zapewniłyby mu medal w Londynie.
W 2016 r. niedługo przed Igrzyskami w Rio de Janeiro polskimi ciężarami wstrząsnęła potężna afera dopingowa. Wśród zawodników, którzy zostali złapani na stosowaniu środków dopingujących znaleźli się ówczesny mistrz olimpijski Adrian Zieliński i jego brat Tomasz. Wcześniej zdyskwalifikowany został również Arsen Kasabijew, który po Igrzyskach w Rio planował zakończenie kariery. Wszystkich dopingowiczów zdyskwalifikowano na cztery lata. Od tamtego momentu niemal cała dyscyplina, która przez lata dostarczała polskim kibicom mnóstwa szczęścia i emocji znalazła się na krawędzi.
Dlaczego zatem Arsen Kasabijew postanowił prawie po 5 latach wrócić do rywalizacji? - Brakowało mi mojej ukochanej dyscypliny, rywalizacji, emocji związanych z wyjściem na pomost. Po nocach śniły mi się rwania, podrzuty, łapanie za gryf, zarzucanie sztangi. Budziłem się i zastanawiałem o co chodzi. Nie dawało mi to spokoju. Zacząłem chodzić na siłownie, a po pewnym czasie postanowiłem, że wrócę i udowodnię, że nie osiągnąłem w ciężarach tego, o czym zawsze marzyłem - tłumaczy sztangista Tarpana Mroczy.
O powrocie do sportu zadecydowały na pewno charakter Arsena i pochodzenie. - Tam skąd pochodzę, czyli z Kaukazu, terenu, który od lat naznaczony jest konfliktami i wojną, nauczono mnie, że walczyć należy do końca. Nie ważne czy w życiu, czy w sporcie. Liczy się tylko zwycięstwo. Dlatego tak trudno zawsze było pogodzić mi się z porażkami - dodaje Arsen.
W tym roku sztangista skończy 34 lata, chociaż jak sam mówi czuje się świetnie. Zarówno pod kątem fizycznym, jak i mentalnym. Przyznaje, że jest silniejszy niż 10 lat temu. Ale czy w tym wieku można myśleć jeszcze o podbiciu światowych pomostów? Bo przecież Arsena interesują tylko medale i ściganie się z najlepszymi. Pewne jest, że na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio Arsena zabraknie. I nie zdecyduje o tym tylko i wyłącznie forma sportowa, bo tą ciechanowianin mógłby spokojnie zbudować. Obecne prawo w podnoszeniu ciężarów skonstruowano tak, że zawodnicy, którzy nie startują od dwóch lat w żadnych imprezach rangi krajowej bądź międzynarodowej nie mają prawa startować podczas Igrzysk. - W czerwcu odbywać się będą mistrzostwa Polski, na jesień zaplanowano mistrzostwa świata. Solidnie trenować będę do tych dwóch imprez. A później zobaczymy co się wydarzy. Do Igrzysk w Paryżu zostały trzy lata. Będę miał wtedy 37 lat i nie uważam, że będę za stary. Mogę dać polskim kibicom jeszcze wiele powodów do zadowolenia - wyznaje ciężarowiec.
Ostatnia szansa dla podnoszenia ciężarów
W Moskwie Arsen zaliczył dwie pierwsze próby w rwaniu - na 165 i 170 kg. Ostatnie podejście na ciężar 173 kg - spalił. Po rwaniu był jedenasty. Znacznie lepiej było w podrzucie. Bez większych problemów zaliczył wszystkie podejścia, kończąc rywalizację na 220 kg. - Miałem jeszcze trochę zapasu, podobnie w rwaniu, gdzie na ostatnich treningach podnosiłem ciężary o kilka kilogramów większe. Kilka dni przed zawodami coś delikatnie chrupnęło w nadgarstku i być może to zadecydowało o nieudanym ostatnim podejściu w rwaniu - wyjaśnia ciechanowianin.
Później okazało się, że wynik 220 kg w podrzucie zapewnił mu srebrny medal w tej kategorii. To jedyne oprócz brązowego medalu Bartłomieja Adamusa w podrzucie osiągniecie Polaków podczas moskiewskich mistrzostw Europy. Polacy przez kilkadziesiąt lat przyzwyczaili sympatyków dyscypliny, że z każdej poważnej imprezy przywożą worek medali. Obecnie dyscyplina przeżywa zastój. Nie tylko w Polsce, ale również na świecie. Dzisiaj ciężary należą do grupy dyscyplin zagrożonych wycofaniem z Igrzysk. A przecież to dyscyplina obecna na olimpiadzie od samego początku nowożytnych zmagań, czyli 1896 r. - Zdaję sobie sprawę, że przychodzę ponownie do ciężarów w trudnym momencie. Być może brakuje nam w chwili obecnej talentów na miarę medali i rekordów. Ale na wszystko potrzeba czasu. Następuje zmiana pokoleniowa, w której jednak mogę znaleźć miejsce dla siebie. Zgadzam się, że doping wyrządził tej dyscyplinie dużo złego. Mam nadzieję, że to jednak przeszłość i teraz wszyscy zaczynamy z czystą kartą a wszyscy sportowcy niezależnie skąd pochodzą będą równie skrupulatnie poddawani kontroli - wyjaśnia Arsen Kasabijew.
Zawodnik reprezentuje obecnie klub Tarpan Mrocza. Trenuje i przygotowuje się na zgrupowaniach kadry oraz w Ciechanowie, gdzie mieszka niemal od 20 lat. Podnoszenie ciężarów towarzyszy mu przez większość życia. Czy myśli zatem, żeby w przyszłości zająć się trenowaniem ciężarowców. - To jednak bardzo odpowiedzialny zawód. Wymaga poświęcania ogromnej ilości czasu i stresu. Gdy patrzyłem choćby na trenera Ivana widziałem ile kosztuje go to nerwów. Zawodnik wychodzi na pomost i ma po prostu podnieść ciężar, a trener odpowiada za wszystko. Podoba mi się jednak możliwość tworzenia zawodnika od podstaw, dlatego nie wykluczam, że zajmę się kiedyś trenowaniem. Na razie chcę skupić się na swojej drodze - kończy Arsen.
Komentarze obsługiwane przez CComment