ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Nie udawaj kogoś kim nie jesteś

fot. archiwum prywatne A.E.

Adam Ejnik jest dziennikarzem Radia 7, współautorem filmów przyrodniczych emitowanych w Telewizji Polskiej, ale przede wszystkim nauczycielem jęz. polskiego w Szkole Podstawowej nr 1 w Żurominie. Został w tym roku uhonorowany medalem Ministra Edukacji Narodowej oraz wyróżnieniem w ogólnopolskim plebiscycie na "Nauczyciela Roku", organizowanym przez MEN i tygodnik "Głos Nauczycielski". Rozmawiam z nim o satysfakcji jaką niesie nauczanie.

* Jesteś nauczycielem, dziennikarzem i od niedawna filmowcem. Jak znajdujesz czas na to wszystko?

- Proszę sobie wyobrazić, że to wcale nie jest takie trudne. Dni powszednie wypełnia mi praca w szkole i w radiu, w dni wolne realizuje pasję przyrodniczą. Podglądam zwierzęta, a przede wszystkim ptaki, w których jestem zakochany po uszy. To, co wówczas widzę staram się nagrywać. I tak się to kręci i w przenośni, i dosłownie.

Poza tym czasami udaje mi się zazębić te trzy dziedziny, mogę przeprowadzić wywiad ze swoim uczniem albo wykonać jakąś pracę z uczniami, która i mnie, i ich przybliży do natury. Mogę przygotować wywiad z ornitologiem, który pomoże mi zaplanować ptasie wędrówki.

No i rzecz najważniejsza pracuję ze wspaniałymi ludźmi, czy to w szkole, czy w radiu, czy w naszym ptasim filmowaniu. Jeśli mi z czymś nie idzie albo potrzebuję pomocy, to zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie wyręczy, wesprze, pomoże. Za co dziękuję z całego serca.

Nawet wystarczy dobre słowo albo uśmiech dziecka. Niedawno, po serii reportaży o Żurominie i niechlubnym procederze sprzedawania narkotyków w moim mieście, przyszedłem do szkoły i w drzwiach przywitała mnie dziewczynka z klasy piątej, Ola. Powiedziała: „Dzień dobry, jest pan bohaterem”. Proszę mi wierzyć, że po takim przywitaniu człowiek rzeczywiście dostaje skrzydeł.

* Do tematu fentanylu jeszcze w tej rozmowie wrócimy, a na razie chciałam zapytać jakie są twoim zdaniem cechy dobrego nauczyciela?

- Szczerość, sprawiedliwość, wyrozumiałość… Pewnie mógłbym tak wymieniać, ale te trzy cechy pierwsze przyszły mi do głowy. Bądźmy szczerzy, nie udawajmy kogoś, kim nie jesteśmy. Nie bójmy się również popełniać błędów. Umiejętność ich rozwiązywania to dopiero prawdziwa nauka dla ucznia.

Z drugiej strony moje doświadczenie nauczycielskie podpowiada mi, że sprawiedliwość to cecha, dzięki której można uzyskać szacunek ucznia. A kiedy ma się już ten szacunek, to o wiele łatwiej się porozumieć z uczniem, z klasą. Właściwie chyba z każdym. Pojawia się wspólna przestrzeń. Akt komunikacji nie jest niczym zakłócony.

Wreszcie wyrozumiałość. Przyświeca mi taka maksyma, że nawet najgorszy czyn, zachowanie dziecka nie jest jego winą. To gdzieś my, dorośli zawiedliśmy. Czegoś tego dziecka nie nauczyliśmy. Dlatego bądźmy cierpliwi, czy w domu, czy w szkole. Uczmy swoje dzieci. Przede wszystkim jak być szczęśliwym człowiekiem. Dajmy dziecku poprawiać swoje błędy. Pokazujmy, co robi źle.

Ja sam byłem niesfornym uczniem, więc pewnie mi łatwiej jest wybaczać. Margines tolerancji mam przesunięty maksymalnie.

Kiedy rozpoczynałem swoją nauczycielską pracę, natknąłem się na pewien tekst. Analizowałem go z uczniami, ale mam wrażenie, że to na mnie on odcisnął największe piętno. W skrócie. Rzecz działa się w Baltimore. Profesor socjologii wraz ze studentami mieli sporządzić prognozę dotyczącą przyszłości 200 losowo wybranych młodych ludzi z tamtejszych slumsów. Prognoza była jednoznaczna – nie mają szans. Po 25 latach inny profesor natknął się na te badania i postanowił je dokończyć. Okazało się, że większości z tych ludzi udało się. Zostali prawnikami, przedsiębiorcami, lekarzami. Mało tego, badaczom udało się dotrzeć do wielu z nich i zapytać, jak to się stało. Odpowiadali niezmiennie to samo: „Była pewna nauczycielka…”. Profesor dotarł do tej kobiety i zapytał, jaką magiczną recepturę zastosowała. Kobieta z rozbrajająca szczerością odpowiedziała: „Po prostu ich kochałam”. „Taki powinien być nauczyciel” – pomyślałem wtedy.

* Myślę, że każdy z nas spotkał na swojej drodze takiego wyjątkowego nauczyciela – z sercem. Ty zresztą również nim jesteś. W tym roku zostałeś wyróżniony w plebiscycie "Nauczyciel Roku 2024”. Do tytułu zgłoszono aż 100 kandydatur z całej Polski. To ogromny sukces. Czy wiesz, kto cię zgłosił i jak to uzasadniał?

- 100 zgłoszeń? To jeszcze nic. Moja była uczennica, dziś dorosła mądra kobieta, Ada, pogratulowała mi sukcesu za pomocą komunikatora. Ada na co dzień mieszka w Azji. Powiedziałem jej, że trochę odczuwam niedosyt, bo było tak blisko. Ada na to: cytuję „Zeszły rok szkolny zaczynało w Polsce 719 589 nauczycieli. To znaczy że 1 był bardziej doceniony od Ciebie, a 719 586 nie zostało wyróżnionych”.

Wracając do pytania, do konkursu zgłosiła mnie pani dyrektor szkoły Ewa Kowalczyk-Brożyna. Pani dyrektor widzi, co robię. Zarówno w szkole, jak i poza nią. Wie, że filmy, które nakręciłem z chłopakami i które wyemitowane zostały w telewizji (chodzi o przyrodnicze dokumenty „Bocian biały” i „Łabędź niemy”) również mają wartość dydaktyczną. Wie, że moje felietony w Radiu 7, czy cotygodniowe rozmowy historyczne również mają taką wartość. Wie, że referaty, które czytam od wielu lat 1 września i 11 listopada też takie są. Widzi moją współpracę z biblioteką, centrum kultury i innymi instytucjami. Zsumowując to uznała, że mam szansę w tym konkursie zaistnieć i trafić do „Złotej Trzynastki”. Nie myliła się. Pani dyrektor, jak zresztą oboje wicedyrektorów dbają o nas, o swoich nauczycieli, i nie mogliby takiej okazji przeoczyć.

Proces uzasadniania kandydatury był już bardziej skomplikowany i wzięło w nim udział wiele osób. Otrzymałem referencje od dyrektor Biblioteki Publicznej, od dyrektora Żuromińskiego Centrum Kultury, z Muzeum Wsi Mazowieckiej, Muzeum Małego Miasta, Welskiego Parku Krajobrazowego, od byłych uczniów, od uczniów, których teraz uczę, od rodziców mojej klasy, od kolegów i koleżanek z pracy, od szefostwa Radia 7, od dziennikarzy TVN-u, od psycholog Ewy Dobiały, z którą udało mi się zorganizować ważną konferencję.

Boże, mam nadzieje, że nikogo nie pominąłem. Ale tych referencji były dziesiątki. Bo działań było bardzo dużo. Żadna z tych referencji nie była na wyrost i wszystkie podparte konkretną robotą.

Oczywiście tych pism mogło być więcej, ale te już świadczyły o tym, że pracuję w wielu wymiarach, więc o więcej już się nie staraliśmy. Chociaż może trochę szkoda.

Cały wywiad dostępny jest w aktualnym, 42 numerze "Tygodnika Ciechanowskiego" na stronie 6.

Komentarze obsługiwane przez CComment