6 razy tak prezesa K.
Ostatni tydzień lutego przyniósł nam wysoką jak na te porę roku temperaturę. W przyrodzie zaczęło się szaleństwo: zleciało się co niektóre ptactwo, rozkwitły przebiśniegi i pierwiosnki, a żaby stwierdziły, że to jest ten moment, gdy trzeba pomyśleć o przedłużeniu gatunku.
Ale wzrost temperatury i wyraźne poruszenie obserwujemy też w „przyrodzie politycznej”. Do wyborów samorządowych został zaledwie miesiąc więc partie, zarówno te rządzące, jak i opozycyjna stwierdziły, że to już najwyższy czas, żeby zagrzać do boju swoje elektoraty i w minioną sobotę skrzyknęły się na konwencjach samorządowych.
Właśnie – samorządowych… Przed nami wybory lokalne, wydaje się mniej ważne niż te do parlamentu, w których chodziło o Polskę. Teraz wybieramy tylko przedstawicieli do samorządów, swoich ludzi, znanych i lubianych (lub obiecujących, że takimi będą), bez zbytniego przyglądania się na ich legitymacje partyjne, więc wydawałoby się, że nie będzie już takiej mobilizacji partyjnej, jak w poprzednich wyborach, ale to nieprawda.
Mobilizacja jest wielka, bo obecną sytuację można przyrównać do dwumeczu w pojedynku piłkarskim, niech będzie – ligi mistrzów. Po pierwszym spotkaniu, które w ładnym stylu wygrał zespół 15 października (złożony z zawodników KO, TD i Lewicy) drużyny szykują się do rewanżu. Ale patrząc na bogatą historię pojedynków piłkarskich o taką stawkę, mamy wiele przykładów, że w drugim spotkaniu wszystko jest możliwe. Bo to będzie mecz o wszystko.
Wprawdzie jak na razie trenerzy koalicji 15 X mają lepszy pomysł na grę, widać wciąż dobrą współpracę na boisku oraz wielki doping publiczności, ale drużyna PiS, mimo że mocno poturbowana, wcale nie odpuszcza.
Zajrzyjmy więc do szatni i zobaczmy, w jaki sposób trenerzy zagrzewają swoje elektoraty. Coach Kaczyński po widocznym dołku po przegranej odzyskał nieco wigoru i na samym początku swojego wystąpienia zaskoczył sporą część publiki, ogłaszając, że jednak zachowa swoje stanowisko, również po 2025 roku (wcześniej zapowiadał, że ustąpi z końcem tego roku). Bardziej jednak zdziwił zebranych pomysłem na grę – „na tak”.
„Polska potrzebuje być na "tak". My wszyscy powinniśmy być na „tak”. My musimy być na „tak” dla inwestycji, na „tak” dla rozbudowy tego wszystkiego, co zostało już podjęte. Na „tak” dla różnego rodzaju innowacji, na „tak” przede wszystkim dla rozwoju – wyliczał prezes - „6 razy tak”.
No jak to? Do tej pory prezes był na „nie”, wszyscy byliśmy na „nie”: nie dla polityki rządu, dla zmian w sądownictwie, dla porządków w prokuraturze i TK, w mediach publicznych, w szkołach, w polityce klimatycznej... A teraz mamy przytakiwać? Jak żyć, jak grać panie prezesie?
I to był w zasadzie cały program Kaczyńskiego na nadchodzące wybory, jeśli nie licząc kilku patriotyczno-niepodległościowych haseł, pochwały dla kultu „żołnierzy wyklętych” i jakieś takiej nadziei, że nowo wybrane samorządy będą przeciwko temu rządowi, który, zdaniem Kaczyńskiego prowadzi szkodliwą dla Polski politykę. Proniemiecką, probrukselską, antypolską…
Nie wiem czy ogarniam całą strategią i taktykę prezesa-trenera, ale się staram.
Nastroje i same odprawy w zwycięskiej drużynie przebiegały w zupełnie odmiennej atmosferze. „Gramy swoje, idziemy po zwycięstwo” – taki ogólny przekaz poszedł od trenerów Trzaskowskiego, Kosiniaka-Kamysza i Hołowni, którzy jednak przestrzegali wyborców, żeby nie dali się nabrać, że PiS nagle zapałał miłością do samorządów, bo przez osiem lat je marginalizował, odbierał im środki, zabierał kompetencje. Mówił o tym m.in. Rafał Trzaskowski.
Włodzimierz Czarzasty zapewniał, że koalicja jest najważniejsza, a razem z nią prawa kobiet, z kolei lider PSL podkreślił, że nie odpuści sprawy obniżenia składki zdrowotnej dla mniejszych przedsiębiorców, a Szymon Hołownia zapowiedział, że czytanie projektów ustaw dotyczących liberalizacji prawa antyaborcyjnego może się zacząć jeszcze przed wyborami 7 kwietnia.
Te i inne pozytywne sygnały sygnały płynące ze strony faworytów meczu nie są oczywiście w smak Kaczyńskiemu, który z radością by witał każde pęknięcia i potknięcia koalicji. Przegrana PiS również w tych wyborach może być dla niego końcem kariery.
Na dodatek w całą tę przedmeczową atmosferę wmieszała się akurat teraz UEFA, przepraszam - UE, która poprzez zwycięską koalicję przekazała Polsce 60 mld euro. Dlaczego, za co? - zastanawia się prezes.
Komentarze obsługiwane przez CComment