W obronie życia pacjentów
W historii mazowieckiej medycyny ostatniego stulecia było wiele wybitnych postaci, których pamięć do dziś stanowi chlubę dla ich rodzin, szczycą się nimi miejscowości z których pochodzili, czy w których pracowali, a przede wszystkim pozostają żywi w pamięci swoich dawnych pacjentów.
Jedną z takich postaci był doktor Karol Mikulski, psychiatra ze szpitala w Gostyninie, którego rocznica tragicznej śmierci mija w tych dniach. Wydaje się, że wśród mazowieckich lekarzy czasów ostatniej wojny było niewielu, którzy swoim heroizmem mogli mu dorównać. Potrafił zafascynować nawet Stanisława Lema, który na kanwie jego wojennej historii napisał swoją słynną powieść „Szpital Przemienienia”, ale gdy dziś zapytać przeciętnego mieszkańca Gostynina, czy słyszał o doktorze Mikulskim, to zazwyczaj słyszy się odpowiedź: „Nie. A kto to był?” No właśnie – kim był ów pierwowzór lemowskiego doktora Stefana Trzymieckiego?
Karol Mikulski urodził się 13 czerwca 1901 r. w Kijowie. Jego ojciec, Antoni Feliks Mikulski, był profesorem psychiatrii, i po latach praktyki w różnych szpitalach dla chorych psychicznie, objął katedrę psychiatrii na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Z kolei matka Karola Mikulskiego, Maria Grodecka, absolwentka kijowskiego konserwatorium, była znaną pianistką. Po latach nauki gimnazjalnej we Lwowie i Łodzi, przerwanej udziałem w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r., oraz po otrzymaniu matury w łódzkim liceum młody Karol rozpoczął studia medyczne. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie oraz na Uniwersytecie Warszawskim. Na ostatniej z wymienionych uczelni w 1927 r. uzyskał tytuł doktora nauk medycznych. Po studiach pracował w Klinice Psychiatrycznej na Uniwersytecie Warszawskim, natomiast 1 listopada 1934 r. objął stanowisko wicedyrektora i zarazem ordynatora w nowo otwartym Szpitalu dla Psychicznie i Nerwowo w Chorych w Gostyninie. W 1936 r. odbył dwumiesięczny staż w wiodących ośrodkach psychiatrii europejskiej w Niemczech, Francji, Włoszech, Jugosławii i na Węgrzech. Pod wpływem nowych trendów w dziedzinie lecznictwa chorych psychicznie stał się zagorzałym zwolennikiem zreformowanej psychiatrii, opartej na terapii grupowej i humanitarnym podejściu do pacjentów, a także rozpoczął w Polsce badania gemeliologiczne, których efektem stała się praca „Krótki zarys nauki o bliźniętach”, wydana w Płocku w 1937 r. Jako lekarz brał udział w wojnie obronnej 1939 r. i dostał się do niewoli sowieckiej, a po ucieczce z transportu udało mu się w połowie października 1939 r. dotrzeć do Gostynina.
Wróciwszy do szpitala w Gostyninie i obserwując postępowanie niemieckich okupantów z ludnością polską i żydowską, a zwłaszcza z osobami chorymi psychicznymi, zmienił swój pogląd na temat niemieckiej psychiatrii i przeżył wewnętrzne załamanie. Nie mógł uwierzyć w to, o czym coraz częściej mówiło się w środowisku lekarskim. Być może to właśnie leżało u podstaw jego związania się z lokalnym ruchem oporu (Związek Walki Zbrojnej), którego komórka działała na terenie szpitala w Gostyninie. Od początku 1940 r., wraz z docierającymi wieściami o niemieckich planach eksterminacji chorych umysłowo, razem z innymi lekarzami pracującymi w Gostyninie, podjął decyzję o przewiezieniu kilkudziesięciu chorych na teren Generalnego Gubernatorstwa oraz powiadomieniu przez specjalnych emisariuszy rodzin chorych z prośbą, aby starali się jak najszybciej wypisać swych krewnych ze szpitala. Nie udało się jednak uratować wszystkich. W lutym 1940 r. Niemcy zabrali ze szpitala 24 chorych z powiatu sierpeckiego i płockiego, których następnie zamordowano. Czas działał na niekorzyść polskiego personelu szpitala. Już 6 marca 1940 r. władze niemieckie przejęły zarząd gostynińskiego szpitala, zwalniając z zajmowanego stanowiska dotychczasowego dyrektora, docenta Eugeniusza Wilczkowskiego. Niedługo potem przyjechała do Gostynina niemiecka komisja, złożona z gestapowców i lekarzy, która 17 marca 1940 r. nakazała doktorowi Mikulskiemu sporządzić listę chorych nierokujących poprawy, których – jak słusznie przypuszczał wspomniany lekarz – planowano wywieźć ze szpitala i zgładzić. Na nic zdały się jego przekonywania, że medycyna nie pozwala przy obecnym stanie wiedzy na stawianie nie budzących wątpliwości diagnoz w stosunku do tych chorych. Niemcy byli nieustępliwi i dali doktorowi Mikulskiemu 24 godziny na sporządzenie wspomnianej listy chorych. Jego podpis na tej liście był jednoznaczny z wydaniem wyroku śmierci na wskazane osoby. Odmowa sporządzenia listy oznaczała dla niego aresztowanie, co mogło skończyć się brutalnym śledztwem i dekonspiracją kolegów działających w podziemiu. Nie widząc innego wyjścia, 18 marca 1940 r. doktor Karol Mikulski popełnił samobójstwo, pozostawiając żonę Jadwigę, dziewięcioletnią córkę Izabellę, i swego pasierba, Jerzego Januszkiewicza. Jego śmierć, która wywołała duże poruszenie i na pewien czas powstrzymała plany eksterminacji chorych z gostynińskiego szpitala, przyjęto jako protest przeciwko zbrodniczym planom okupanta, natomiast pogrzeb doktora Mikulskiego – i to w okupacyjnych warunkach – stał się wielką manifestacją lokalnej społeczności wobec niemieckiej polityki narodowościowej i bohaterskiej postawy gostynińskiego lekarza.
O motywach i postawie moralnej doktora Mikulskiego wspominają świadkowie tamtych wydarzeń. Szczególnie wymownie brzmią słowa doktor Anny Kulikowskiej, która wtedy pracowała w Gostyninie, i określiła swego kolegę jako człowieka szlachetnego, wielkiego humanistę, a przede wszystkim lekarza z powołania, który dla swoich chorych był gotowy na wiele. Również syn docenta Eugeniusza Wilczkowskiego, dyrektora szpitala w Gostyninie, Andrzej Wilczkowski, który w dniu śmierci doktora Mikulskiego był dziewięcioletnim chłopcem, pisał po latach: „Dnia 17 marca1940 roku Niemcy pod groźbą aresztowania zażądali od doktora Mikulskiego, żeby na drugi dzień przedstawił im listę chorych umysłowo, którzy nie rokują wyzdrowienia. On wiedział, że oznacza to ich zagładę. Listy nie sporządza. Nad ranem dnia 18 marca popełnia samobójstwo. Pozostawia żonę, dziewięcioletnią córkę i siedemnastoletniego pasierba. Ja też miałem wtedy dziewięć lat. Zobaczyłem wówczas tragiczny protest lekarza, który nie godzi się na zło. Ci ludzie – jego pacjenci i tak zginęli. Okupanci poradzili sobie bez niego i innych polskich lekarzy. Nie podejmuję się egzegezy postępku doktora Mikulskiego. Po prostu go czczę. Tak jak czczę doktora Korczaka, Ojca Kolbe, pielęgniarki z powstańczych szpitali w Warszawie, które nie odchodziły od swoich rannych i ginęły wraz z nimi. Bardzo powoli docierało do mnie przeświadczenie, że są sytuacje, kiedy ofiara z życia jest jedyną postawą godną człowieka”. W podobny sposób wspominała Karola Mikulskiego jego córka, nieżyjąca już, wybitna historyk sztuki, doktor Izabella Galicka, która owego pamiętnego ranka 18 marca 1940 r. jako pierwsza podbiegła do martwego ojca, doznając przy tym ogromnego szoku. Po latach pisała o samobójstwie ojca jako o czynie wypływającym z poczucia obowiązku oraz odpowiedzialności za powierzonych jego opiece pacjentów: „W 1940 r. mój ojciec oddał życie w obronie swoich chorych. (...) Był bezgranicznie oddany swoim chorym i swemu zawodowi. Spędzał na oddziale nieskończoną ilość godzin, wracał bardzo często późnym wieczorem. Poświęcał czas pacjentom również w dni świąteczne, zarazem intensywnie pracując naukowo. Chorzy byli jego światem i jego życiem”. Kiedy umierał miał 39 lat. Dziś od jego śmierci mija już prawie 85 lat. Czy pamięć o nim przetrwa? Często właśnie w marcu, w różnych miejscach, stawiam to pytanie, a dziś dzielę się pamięcią o nim z moimi Czytelnikami.
Komentarze obsługiwane przez CComment