Bez wróżb i postanowień
„Do końca nie wiemy”. Czyż to nie brzmi ciekawie, a i wieloznacznie? Jeszcze nie wszystko. „Żałowała z całego serca, że córka dokonała wyboru, skazując siebie na ostracyzm, a ją, matkę, na samotność tak ciężką i przygnębiającą jak jesienny mrok”. Mocne, prawda? I można to zdanie połączyć z poprzednim. „(…) z półmiskiem lasagne i nałożyła mu sporą porcję”. Hm, bez komentarza. Cofnijmy się nieco. „Trzeba tak żyć, by mieć zapas na czterdzieści dni – zapewniała staruszka”. Pasuje do tego przed nim, niekoniecznie do tego wcześniej. „Ależ nie trzeba było”. W końcu trzeba czy nie, i co takiego?
To nie jest (luźny) strumień świadomości felietonistki, tylko …zabawa. Pierwsze zdanie na dwudziestej czwartej stronie książki, którą teraz czytamy, opisuje podobno nasz rok, wskazuje, co nas czeka. Ponieważ zdarza mi się czytać dwie książki jednocześnie i nie inaczej jest w tym miesiącu, zajrzałam do dwóch gatunkowo różnych powieści, wydanych w poprzednim roku. „Śmierć śląskiej matki” Roberta Ostaszewskiego, naszego ziomka, jak mówi część młodych ludzi, należy do śląskiej serii kryminalnej, zaś „Zaklęte zwierciadło” Ewy Sobieniewskiej to opowieść z serii o kobietach z historią w tle. Stąd pochodzą początkowe cytaty. Pierwszy to komentarz prowadzącego śledztwo policjanta, drugi dotyczy matki jednej z głównych bohaterek. Tego dnia gdy trafiłam na zaproponowaną przez Empik zabawę, skończyłam kryminał licealnego kolegi Roberta i zaczęłam komedię kryminalną Alka Rogozińskiego „Pod Czerwonym Aniołem”. Z niej ten półmisek powyżej. Ciekawa, co wyjdzie, gdy się cofnę, sprawdziłam stronę dwudziestą czwartą w czytanych w grudniu powieściach: po raz drugi „Uwierz w Mikołaja” Magdaleny Witkiewicz i po raz pierwszy „Dużo miłości” Agnieszki Olejnik. Z nich pochodzą ostatnie powyższe cytaty. Zestawienie ciekawe, nieprawdaż? Całości niech dopełnią słowa z nie będącej powieścią, tylko zbiorem opowieści książki Anny H. Niemczynow „Ciche cuda”, którą czytałam w grudniu: „… nie miałam normalnego życia”.
Tak, drodzy państwo, „do końca nie wiemy”. Nawet jeśli nasze marzenia przechodzą w sferę zamierzeń czy planów, i tak nie mamy pewności ani wiedzy, czy te plany zrealizujemy, czy tylko częściowo, czy w taki sposób, jak byśmy chcieli. Niektórzy z nas, by wiedzieć, udają się, szczególnie na początku roku, do wróżek czy wróżów. „Mądra kobieta idzie do psychologa, a głupia kobieta idzie do wróżki”, powiedziała pół żartem, pół serio na spotkaniu w ciechanowskiej miejskiej bibliotece Magdalena Witkiewicz, która wybrała drugie rozwiązanie. Usłyszała, że nie skończy pisać pierwszej książki, a jeżeli skończy, nikt jej nie wyda, a nawet jeżeli ktoś wyda, to nikt nie będzie chciał jej czytać, poza tym usłyszała, że nie skończy studiów podyplomowych, które wówczas zaczęła. Stało się inaczej, studia ukończyła, powieść wydała, w dodatku okazała się ona sukcesem, w ubiegłym roku obchodziła piętnastolecie od debiutu, napisała kilkadziesiąt książek, ma tłumaczenia i film na podstawie powieści „Uwierz w Mikołaja” (kto go widział?), pasję zamieniła w zawód i współzałożyła wydawnictwo. Inna znajoma usłyszała od wróża przedziwną rymowankę, której nie pamiętam, a którą cytowałam kiedyś w tej rubryce. Kolejna znajoma dowiedziała się tego, co mogłabym jej powiedzieć bez wnoszenia opłaty. Cóż, każdy decyduje za siebie.
Weszłam w nowy rok bez wróżb, te książkowe i inne traktuję jak zabawę, i bez postanowień. Noworoczne w większości przypadków nie bywają trwałe. Wolę przemyśleć, co chcę zmienić i jak mogę to uczynić, czy jestem na to gotowa, a może już zaczęłam to wdrażać.
Komentarze obsługiwane przez CComment