Nie tylko Wisła i Narew
Od dwóch tygodni media lokalne i regionalne donoszą – informował o tym również TC – o wysokim poziomie wód w północno-mazowieckich rzekach. Wkra i Mławka już przed Bożym Narodzeniem przekroczyły w wielu miejscach stan ostrzegawczy, natomiast Orzyc i Łydynia znajdują się w strefie wysokiego stanu wody. Wszyscy ostrzegają, że obecne mrozy mogą doprowadzić do zatorów wodnych, a po ich ustąpieniu stan wód może stać się poważnym zagrożeniem.
Nic więc dziwnego, że doniesienia te wywołały różne komentarze. Szczególnie zagrożeni poczuli się mieszkańcy miejscowości położonych nad wspomnianymi rzekami lub w ich bliskim sąsiedztwie. I to oni głównie biją na alarm i wzywają do czujności służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo hydrologiczne. Z kolei inni do sprawy odnoszą się z lekkim dystansem, czy wręcz z niedowierzaniem. Co prawda wielu pamięta jeszcze „pułtuski potop” z kwietnia 1979 r., czy też największą powódź zatorową minionego wieku, która boleśnie doświadczyła mieszkańców Płocka i okolic zimą 1982 r., ale jednak powodzie te dotyczyły wielkich rzek, czyli Wisły, która zalała Płock (dokładnie jego lewobrzeżną część), oraz Narwi, która zatopiła centrum Pułtuska. Tymczasem Wkra czy Orzyc, a tym bardziej Mławka czy Łydynia, kojarzą się wielu osobom bardziej z rekreacją i pięknymi krajobrazami niż z żywiołem, który może być dla nich zagrożeniem. Okazuje się jednak, że nic bardziej złudnego. Wystarczy obejrzeć w internecie zdjęcia z kwietnia 2013 r., kiedy Łydynia zalała błonia zamkowe w Ciechanowie, a niewielka rzeka Węgierka park w centrum Przasnysza, czy samemu przekonać się na własne oczy, jak obecnie wyglądają zalane przez Mławkę łąki w okolicach Ratowa, czy podmokłe pola na Olesinie w Mławie (teren ten stanowi rezerwat o nazwie „Ostoja rzeki Seracz”), aby pojąć jak nieokiełzane potrafią być siły natury. A przecież dawniej bywało jeszcze groźniej.
O zagrożeniach jakie niosły ze sobą rzeki północnego Mazowsza w minionych wiekach dowiadujemy się z różnych źródeł. Najwięcej chyba wiadomości przekazywała na ten temat prasa, ale dotyczy to głównie okresu od połowy XIX wieku. To dzięki informacjom prasowym poznajemy szczegóły jednej z największych powodzi tamtego okresu, która nawiedziła Mazowsza w marcu 1888 r., i dotyczyła zarówno wód Wisły i Narwi, jak i wielu jej dopływów, w tym Wkry i Mławki. Pod wodą znalazł się wtedy Pułtusk, podpłockie Radziwie wraz z kościołem św. Benedykta, Pomiechówek, Nowy Dwór, Kamionka czy Modlin. Wielka woda z 1888 r. zerwała słynny most Singelsa w twierdzy Modlin, a różne jego elementy wyrzuciła na brzeg w okolicznych miejscowościach. Znaczne były też zniszczenia, których dokonała wtedy Wkra w okolicach Bieżunia i Radzanowa. Nic więc dziwnego, że niedługo potem rozpoczęły się w tym rejonie intensywne prace mające na celu regulację nurtu rzeki. Z kolei z prasy warszawskiej poznajemy szczegóły dotyczące wielkiej powodzi z marca 1947 r., która nawiedziła Warszawę i Mazowsze po wyjątkowo srogiej zimie z przełomu 1946/1947 r. Jej obrazy zostały utrwalone także w filmie dokumentalnym Jerzego Bossaka „Powódź”. Wraz z Wisłą wylały jej dopływy, w tym wspomniana Wkra. Wilka woda zniszczyła mosty w Warszawie oraz most drogowy w Modlinie, a także uszkodziła most kolejowy w Modlinie oraz most w Wyszogrodzie. Groźna okazała się również powódź zatorowa na Wkrze, która w 1948 r. nawiedziła Malużyn. Bryły lodu niesione przez nurt rzeki zerwała wtedy jeden z dwóch mostów, a jego elementy odpłynęły w kierunki wsi Sadek. Natomiast drugi z mostów ocalał tylko dzięki nadzwyczajnej mobilizacji wszystkich mieszkańców, którzy ponad tydzień walczyli z żywiołem. W prasie znajdujemy też wzmianki o powodzi w Pułtusku w 1958 r., czy o Łydyni, która w 1965 r. kolejny raz wylała w Ciechanowie. Natomiast trudno mi znaleźć coś na temat powodzi w Chorzelach z okresu międzywojnia. Została ona utrwalone na jednym ze zdjęć (datowanym przez Marię Weronikę Kmoch na okres przed 1935 r.), na którym widać jak wody Orzyca zalały centrum (rynek) tego nadgranicznego miasta.
Zupełnie inne źródła mówią o powodziach i podtopieniach spowodowanych przez rzeki i strugi północnego Mazowsza w okresie staropolskim. Jak zawsze nieocenione okazały się w tym wypadku lustracje dóbr królewskich oraz wizytacje kościelne. I to właśnie dzięki nim wiemy, że w okresie nowożytnym nie tylko Wisła i Narew, które na co dzień służyły ludziom jako tzw. główne rzeki spławne, ale również mniejsze cieki wodne z naszego terenu, na czele z Wkrą, Mławką, Orzycem i Łydynią – również wykorzystywane do transportu drewna, zboża i innych towarów – bywały od czasu do czasu sporym utrudnieniem dla codziennego życia i pracy ówczesnych mieszkańców. W lustracjach z XVI wieku odnajdujemy kilkakrotnie wiadomość o powodziach, które często przeszkadzały w pracy młyna wodnego na Wkrze w miejscowości Kępa, należącego do domeny płońskiej. Z kolei w wizytacjach kościelnych mowa jest o Łydyni, która w Ciechanowie „czasem na wiosnę wylewem przejazd trudni”. Natomiast o ratowaniu młynów wzdłuż Wkry położonych, dzięki regulacji wczesną wiosną wód Działdówki na wysokości Radzanowa, za co odpowiedzialny był miejscowy młynarz, mówi wizytacja biskupia z 1775 r. Z tych samych akt dowiadujemy się o dwóch wsiach z terenu parafii Malużyn – Kałkach i Przyrowie, której mieszkańcy na skutek wiosennych wylewów Łydyni przez dwa/trzy tygodnie nie mieli możliwości dotarcia do kościoła. Również płynąca w okolicach Szreńska Przylepnica „dwa razy na rok, to jest w jesieni i na wiosnę, dla wielkich wylewów tej rzeki” była przyczyną niemożności dotarcia do kościoła w Szreńsku dla mieszkańców Mostowa oraz Krzywek, którzy w związku z tym udawali się do Kuczborka i do Lipowca. Niekiedy nawet niewielkie strugi w okresie wiosennych roztopów i powodzi okazywały się przeszkodą nie do pokonania dla mieszkańców niektórych wsi. Przykładem była niewielka struga Tana, płynąca w okolicach Dzierzgowa, która utrudniała komunikację mieszkańców kilku wsi (Wydrzywilk, Dobrogosty, Kurki, Waszyły, Skoczki, Grzymki), a także stanowiła przeszkodę dla dzierzgowskiego plebana w dotarciu z ostatnią posługą do mieszkańców tych wiosek. Podobny problem mieli również mieszkańcy wsi Gewarty koło Janówca Kościelnego, a to z powodu wylewu rzeczki zwanej Młynikiem, który był dopływem Orzyca.
Co nam zostało z tamtych lat ? Przede wszystkim widoczna rzeźba terenu i związane z nią toponimia (nazwy terenowe). Między innymi popularne wśród Ciechanowian „błonia zamkowe”. Właśnie wtedy, gdy wyleją wody Łydyni między ratuszem z zamkiem książąt mazowieckich, najlepiej widać, jaką rolę te sąsiadujące z zamkiem łąki – dlatego zwane „błoniami” – pełniły. I to nie tylko przed wiekami, ale jeszcze w marcu 2005 r. czy w kwietniu 2013 r. Również w dawnej Mławie funkcjonowała nazwa „błonie”, którą nazywano łąki leżące między traktem płockim a Starostwem, będące naturalnym terenem zalewowym dla płynącej od strony Zabród rzeki Seracz. Nieprzypadkowo na tych terenach nie budowano domów, a siano zbierane z tutejszych łąk – jeżeli w ogóle można było je zebrać – nadawało się co najwyżej na podściółkę dla zwierząt. Te prawdziwe łąki, użytkowane jako łąki kośne i pastwiska, znajdowały się na drugim krańcu Mławy. Były to Rozgardy, których nazwa wskazuje, że służyły niegdyś jako pastwiska dla koni. Warto na zakończenie tej powodziowej opowieści wspomnieć też o mazowieckich nepomukach (figurach św. Jana Nepomucena), wznoszonych w pobliżu rzek i przepraw mostowych, które miały chronić mieszkańców od zgubnych nurtów wodnych. Tych najstarszych już nie ma w naszej przestrzeni kulturowej. Ale nieco młodsze – te liczące ponad 100 lat – jeszcze się gdzieniegdzie zachowały. Jedna z nich stoi w Konopkach-Piaskach, przy drodze z Mławy do Ciechanowa, nieopodal Dunajczyka, dopływu wspomnianej już kilkakrotnie Łydyni. Być może pamięta ona jeszcze powodzie z początku XX wieku. A może jakieś inne, znane tylko lokalnym mieszkańcom, powodziowe historie ? Bo wcale nie trzeba mieszkać nad Wisłą czy Narwią, żeby doświadczyć jak potężnym żywiołem jest woda, zarówno ta życiodajna, jak i ta śmiercionośna.
Komentarze obsługiwane przez CComment