Chłopcy wywrotowcy
Rozpoczynające się właśnie rządy Donalda Trumpa w Ameryce dodają skrzydeł wszelkim ruchom populistycznym i wywrotowym w Europie. W Polsce również. Co i rusz, zarówno po prawej jak i po lewej stronie sceny politycznej pojawiają się postacie, które chcą za wszelką cenę "wywrócić stolik". A może i ustrój.
Francis Fukuyama, słynny politolog amerykański, ten od "końca historii" każe nam się przygotować na ciężkie lata. W Polsce musimy jednak najpierw przetrwać ciężkie miesiące kampanii prezydenckiej, która też się już formalnie zaczęła, i w której rozwija się twórczo "trumpizacja" polityki, jako nowa odsłona wolnej amerykanki. Wszystkie chwyty są dozwolone, zdają się mówić wywrotowcy. Byle uderzyć mocno, w splot słoneczny.
Bo trzeba wywrócić rząd. To patriotyczny obowiązek. Rząd organizuje w Polsce "protektorat rosyjsko-niemiecki". Odrzuca suwerenność. Na jego czele stoi "agent Berlina i Brukseli". Według Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry to dyktator i mamy w Polsce dyktaturę. Finis Poloniae. Mamy reżim i media reżimowe. Rząd oskarżany jest o zamach stanu i zamach na konstytucję. Były wicepremier Piotr Gliński pisze o "więźniach politycznych" Donalda Tuska i porównuje go z Gomułką i Łukaszenką. Można mówić i pisać wszystko. Rząd wszystko toleruje...choć zwalcza ponoć swobody. Kaczyński, w słowach Fredry, zdaje się głosić: "ojczyzna, mocium panie, oznaczać musi moje panowanie". Często domaga się dymisji premiera albo jakiegoś ministra. A zresztą każdy, po stronie opozycyjnej, domaga się czegoś od rządu. Nawet ksiądz Rydzyk domaga się więcej egzorcyzmów. Rządzący są przecież z piekła rodem.
Ale faktycznie mają swoje konwulsje w koalicji i nawet dyktatura im nie wychodzi. Jak dotąd nie tylko nie zamknęli żadnego polityka opozycji ale nawet nie sformułowali jednego aktu oskarżenia. Może z wyjątkiem Marcina Romanowskiego, oskarżanego o defraudację ponad stu milionów z państwowej kasy. Ten jednak nie w ciemię bity, uciekł na Węgry do Orbana i dostał azyl. Tam będzie organizował ruch narodowo-wyzwoleńczy żeby wreszcie był "Budapeszt w Warszawie". Rząd pewnie chciałby na odwrót.
Węgry już na dobre zblatowały się z Putinem i Trumpem, apostołami wolności.
Wolność nie jedno ma imię… W sąsiedniej Austrii też ona zakwita. Oto Austriacka Partia Wolności (FPÖ)wygrała jesienią wybory i najprawdopodobniej będzie rządzić krajem. To partia która dumnie nawiązuje do nazistowskich korzeni. Nie może rządzić samodzielnie więc teraz negocjuje z Austriacką Partią Ludową ewentualną koalicję. Kanclerzem ma być Herbert Kickl, były doradca Jörga Heidera, słynnego lidera który przed laty naraził się UE swoim uwielbieniem faszyzmu. W związku z tym był niegodziwie ostracyzowany. Poźniej zginął w wypadku. Kickl też nie lubi Unii i podobnie jak Orban na Węgrzech uśmiecha się do Putina. W Austrii według niego "represjonuje się wolność słowa". A w Rosji można wszystko powiedzieć o zachodniej demokracji… Problem w tym, że media austriackie ujawniły rozmowy bliskich kompanów Kickla przy piwie. Ukryta kamera odsłoniła to, co naprawdę myślą. Na przykład to, że partia z którą mieliby współrządzić jest "żałosna". I że trzeba obrzydzać imigrantom życie jak tylko się da. Bo to są "gwałciciele z nożami". "Wolnościowcy" wyrazili uznanie dla rządzących talibów w Afganistanie. A jednocześnie chcą wyprowadzić Austrię z Unii. Historia Austrii jest nieskończenie barwna. Jest w niej i Anschluss, entuzjastycznie przyjęty przez społeczeństwo i walny udział Austriaków w Holocauście, włącznie z tym że około 10% przywódców partii Hitlera pochodziło z tego kraju. Podobnie zresztą jak sam Adolf… I tylko najwięksi austriaccy pisarze jak Thomas Bernhard, Elfriede Jelinek czy Ingeborg Bachmann, wypominali rodakom to zaczadzenie faszyzmem, od czego oni sami odwracali się do tej pory plecami, jak gdyby się wstydząc. Teraz to się może zmienić.
Nasi zaś populiści też bardzo by chcieli pożegnać się z Unią, jakkolwiek nie wszyscy głośno o tym rozprawiają. "Obywatelski" kandydat PiS, Karol Nawrocki jest jak dotąd w tej kwestii ambiwalentny, ale w czasie niedawnej swojej wizyty na Jasnej Górze nie przeszkadzały mu okrzyki wznoszone przez kibiców, z którymi od lat się mocno identyfikuje: "raz sierpem raz młotem, czerwoną hołotę". Takie okrzyki w sanktuarium nie przeszkadzały też obecnym w czasie "jasnogórskiego kazania" Nawrockiego ojcom paulinom. Nawet jeśli niektórzy "kibole" demonstrowali na szalikach nazistowskie symbole, przypominające motto Hitlerjugend. Na Jasnej Górze przemawiali już różni. Nie tylko ojciec dyrektor Tadeusz Rydzyk, ale i Jarosław Kaczyński i Jadwiga Emilewicz, jako wicepremier w rządzie PiS. A w nieco dalszej historii Jasną Górę wizytowali tacy dygnitarze jak Heinrich Himmler, szef SS i Gestapo, czy gubernator okupowanej Polski, Hans Frank. Troszkę tłumaczył się z tego przeor o.o.paulinów na Jasnej Górze Samuel Pacholski, ale mało przekonująco. Wystarczyłoby gdyby paulini przekazali wszystkim wizytującym sanktuarium, że na Jasnej Górze nie uprawia się żadnej polityki. Czy chcą się przyczyniać do wywrotowej polityki?
Mamy także dość zabawnych wywrotowców, po prawej i po lewej stronie. Po obu stronach do prezydenckiej gry wstąpili politycy bez szans, ale tacy którzy są w stanie… wywrócić własne formacje. Na lewicy jest to oczywiście Adrian Zandberg i właściwie to on już od dawna jest wywrotowcem. W 2015 r. jego frakcja Razem poszła osobno, zdobywając 3%. Do Sejmu nie weszli, ale odebrali szansę Sojuszowi Lewicy Demokratycznej, który nawet po połączeniu z partią Palikota nie zdobył wystarczających punktów, żeby wejść do parlamentu. Zabrakło tylko pół procenta… ale dzięki temu PiS zgarnął dużo więcej mandatów niżby to wynikało z głosowania. Partia Kaczyńskiego mogła rządzić większościowo. Zandberg i jego frakcja, głosząc lewicowe idee, przyczynili się do zbudowania w Polsce prawicowego rządu. Teraz, będąc już w sojuszu z innymi lewicowymi frakcjami i mogąc uczestniczyć w rządzie, Razem znowu woli być osobno i na platformie antyrządowej Zandberg ubiega się o prezydenturę, chcąc zapewne zawstydzić desygnowaną do kampanii Magdalenę Biejat i wspomóc prawicę.
Podobne zamiary ma zapewne wywrotowiec radykalnie prawicowy Grzegorz Braun. Do tej pory był członkiem Konfederacji i korzystał z jej wsparcia gdy ubiegał się o mandaty. Teraz, gdy sam się wysforował jako kandydat na prezydenta, Konfederacja wyrzuciła go z partii. Tego się spodziewał, ale razem z nim wyjdzie więcej osób. Głosy elektoratu rozłożą się pomiędzy Mentzena i Brauna, dojdzie do napięć pomiędzy stronnikami. Straci Mentzen i Konfederacja. To zemsta Korwina-Mikke, który chciał tam rządzić dożywotnio, ale mu to uniemożliwiono. Mentzen i Bosak pokonali starszego pana. Ten sam los może spotkać Kaczyńskiego w PiS, jeśli Nawrocki przegra. A już teraz wielu w partii narzeka na tę kampanię i nie zgadza się z tym co wyprawia Nawrocki. Są tacy którzy chcieliby go zastąpić.
Konfederacja do tej pory tolerowała to co robił Braun. Nawet to że zgasił świece hanukowe w Sejmie w 2023 r., że zdemolował mikrofon profesorowi Grabowskiemu w czasie wykładu, różne inne incydenty. Jego reportaż filmowy "Gietrzwald 1877. Wojna Światów" eksponuje między innymi takich "bohaterów" jak Niemiec z AfD Erik Lehnert, czy rosyjski historyk proputinowski, Jewgienij Siergiejew. Ktoś inny mówi, że w popkulturze istnieje pakt z diabłem a muzyka rockowa jest dziełem okultystów. Braun odwołuje się do elektoratu antysemickiego i prorosyjskiego. Taki wszawy elektorat gdzieś tam się u nas ukrywa.
A właściwie nie wiem kto takich typów poprze. Wolałbym nie wiedzieć. Jak mawiał Monteskiusz, ludzie cenią bardziej swoje mniemania niż rzeczywistość. Tym bardziej że istnieje ona też w wersji wirtualnej a tam influencerzy, powołani do istnienia za pomocą sztucznej inteligencji mogą nam wszystko wmówić. Nawet to że Hitler był najlepszym demokratą...
Komentarze obsługiwane przez CComment