Czego słuchali nasi przodkowie?
Kiedy tydzień temu sięgnąłem po temat „radiowy” – przyznam, że trochę z sentymentu, a trochę z potrzeby wydobywania z lokalnej historii tego, co może być odskocznią od niespokojnych czasów – nie spodziewałem się aż takiego zainteresowania Czytelników.
Za wszystkie telefony i wiadomości dziękuję, a szczególnie wdzięczny jestem panu Jerzemu Buczyńskiemu za miłe słowa, ale też za przypomnienie postaci Szczepcia i Tońcia z „Wesołej Lwowskiej Fali” – co by nie mówić – najpopularniejszej przed wojną audycji Polskiego Radia, transmitowanej od 1933 r. przez Radio Lwów, ale już po roku w całym kraju. Według szacunków z końca lat trzydziestych jednorazowo gromadziła ona przy radiach 6 milionów słuchaczy! To był prawdziwy hit tamtych czasów, który jednak, w przeciwieństwie na przykład do „Podwieczorka przy mikrofonie”, też przecież swoimi początkami sięgający połowy lat trzydziestych, nie przetrwał wojennej zawieruchy, i tak jak cały Lwów zniknął z historii polskiej kultury po 1945 r. Ale skoro zapotrzebowanie na tematy radiowe jest spore, więc dziś jeszcze raz chciałem wrócić do przedwojennych fal radiowych na Mazowszu, aby co nieco uzupełnić, a przede wszystkim jeszcze raz sięgnąć do ówczesnych programów radiowych, publikowanych w lokalnych gazetach.
Zacznę od tzw. ramówki, gdyż koniecznie muszę dorzucić – o tym nie pisałem – że od połowy 1933 r. do audycji południowych, które zaczynały się sygnałem radiowym i „Hejnałem Mariackim”, a także audycjami nadawanych od popołudnia do północy dołączono audycje poranne. Najpierw były to godzinne audycje zaczynająca się o 7.00, ale już od 1935 r. program poranny w dni powszednie trwał od 6.30 do 8.30, a jego stałym punktem były wiadomości poranne (dziennik radiowy). W niedziele i święta audycja poranna rozpoczynała się o godz. 8.00 i trwała godzinę, a przez następną godzinę była transmitowana msza święta z kościoła Świętego Krzyża w Warszawie (jak dziś) lub z innych kościołów Krakowa, Lwowa, Poznania, Torunia (niekiedy o godz. 10.00). W 1937 r. w dni powszednie, krótko przed południem, nadawano audycje dla szkół. Były to na przykład audycje z cyklu „Od warsztatu do warsztatu”, w których można było poznać poszczególne rzemiosła, a po ich zakończeniu nadawano o 11.58 sygnał radiowy, a o 12.00 hejnał z Kościoła Mariackiego w Krakowie. Następną godzinę wypełniała muzyka i wiadomości południowe. Z kolei po południu codzienna ramówka rozpoczynała się miedzy 15.00 a 15.45, i każdego dnia zdominowana była przez muzykę: rozrywkową, poważną, sporadycznie też ludową. Nadawano opery i operetki, muzykę baletową, jazzową, koncerty symfoniczne i kameralne, a okresowo również kolędy, marsze i piosenki żołnierskie. I choć muzyka, razem z audycjami muzycznymi poświęconymi wielkim kompozytorom czy wybranych formom muzycznym, dominowały, to jednak nie tylko ich słuchano. Stałe były wiadomości wieczorne (dziennik wieczorny), wiadomości sportowe, audycje dla rolników, wiadomości giełdowe, wiadomości meteorologiczne dla komunikacji samolotowej, czy audycje z cyklu „skrzynka radiowa” (rolnicza, techniczna, językowa, PKO itp.), w której czytano i odpowiadano na listy słuchaczy. W soboty o godz. 17.00 było transmitowane nabożeństwo z Ostrej Bramy w Wilnie. Ciekawą audycją – dziś raczej nieobecną w radiu – były audycje dla chorych, które prowadził ks. Michał Rękas ze Lwowa. Miał natomiast już przed wojną swego poprzednika prof. Jerzy Bralczyk. W drugiej połowie lat trzydziestych zaczęto bowiem nadawać krótkie audycje o poprawności języka polskiego („skrzynka językowa”), które prowadził profesor Witold Doroszewski z Uniwersytetu Warszawskiego, po wojnie najbardziej chyba znany jako redaktor „Słownika języka polskiego”. Od czasu do czasu audycje na temat zwierząt i opieki nad nimi prowadził Jan Żabiński, dyrektor Ogrodu Zoologicznego w Warszawie, przed wojną jedna z bardziej znanych postaci Polskiego Radia, a ostatnio rozsławiony na całym świecie dzięki filmowi „Azyl”. Popularnością cieszyły się też nadawane z Poznania odczyty „Miasta i miasteczka polskie”, czy radiowe lekcje języka francuskiego.
Odpowiedzialni za polskie radio nie zapominali też o dzieciach i młodzieży. Z myślą o tych drugich emitowano różne audycje tematyczne oraz odczyty „Z życia młodzieży”, ale przede wszystkim modne szlagiery muzyczne (muzyka z płyt). Niemal każdego dnia były też obecne w eterze audycje dla dzieci. Były to słuchowiska radiowe, opowiadania podróżnicze, bajki, wiersze, ale nie tylko. Do najbardziej rozpoznawalnych postaci radia dla dzieci należał Janusz Korczak, prowadzący od 1934 r. audycję „Awantury. Listy do Starego Doktora”, zwaną popularnie „gadaninkami”. Niestety audycja była dwukrotnie zdejmowana z programu, ostatni raz latem 1939 r., podobnie jak dziś z podstawy programowej ma zniknąć korczakowski „Król Maciuś Pierwszy”. Dlaczego? W epoce haseł „Żydzi na Madagaskar” odpowiedź sama cisnęła się na usta, ale dziś, w dobie „poprawności politycznej”? No i wreszcie wspomniany we wstępie program „Na wesołej Fali Lwowskiej”, emitowany w wybrane niedziele od godz. 21.00. Ani „Podwieczorki przy mikrofonie”, nadawane z warszawskiego Hotelu Bristol, czy z Poznania i z Krakowa, ani „Kanarki przy mikrofonie” z Torunia, ani żadne skecze radiowe (np. „O człowieku, który sprzedał własny szkielet” z 1937 r.), nie były w stanie przebić popularności tego programu. Natomiast radiowy Szczepcio (Kazimierz Wajda), Tońcio (Henryk Vogelfänger), ale i sam mistrz Tadeusz Boy-Żeleński, który w Boże Narodzenie 1938 r. wystąpił w audycji „Z Tońkiem i Szczepkiem pod Bożym drzewkiem”, bawili miliony słuchaczy w całej Polsce. Zapewne to dzięki nim, ale oczywiście również rozwijającej się wtedy kulturze masowej, przybywało z roku na rok coraz więcej odbiorników radiowych na Mazowszu, a i jakość nadawanych audycji – po budowie słynnego masztu radiowego w Raszynie (1931) – stawała się coraz lepsza i docierała coraz dalej. A ile radioodbiorników było wtedy na północnym Mazowszu? Podam tylko dla przykładu, że w Płocku na koniec 1937 r. zanotowano 2334 abonamentów radiowych. Miasto liczyło wtedy około 33 tys. mieszkańców, czyli jeden odbiornik na około 14 osób, a przeciętna wtedy rodzina liczyła co najmniej pięć osób. Właściwie więc w co trzecim domu w tym mieście stał radioodbiornik (na wsi było znacznie gorzej). Najbardziej chodliwe były wtedy – jak wynika z reklam – odbiorniki „Radiofunken” oraz „Echo”. W okresie świątecznym można było je kupić po niższej cenie – zamiast 153 złote kosztowały 135 złotych (taka świąteczna promocja sprzed lat), z możliwością rozłożenia na 15 rat. Zdaniem lokalnej prasy, gdyby wtedy obniżono radiowy abonament miesięczny do 1,5/2 złotych, to zapewne przybyłoby drugie tyle właścicieli odbiorników. Ale jednak ciągle nie wszystkich na własne radio było wtedy stać.
Podobnie jak dziś, tak i wtedy nie wszystko w radiu wszystkim się podobało. „Głos Mazowiecki” z 9 stycznia 1938 r. gromił świąteczny program Polskiego Radia, który zdominowany był – jak pisał jeden z redaktorów – przez muzykę rozrywkową, zestawiając go z programem z „niekatolickiej Czechosłowacji”. Z zestawienia wynikało, że w radiu czechosłowackim prawie cały okres świąt dominowały kolędy, koncerty liturgiczne oparte na muzyce chorałowej, a także pogadanki, czytanki, słuchowiska i wykłady związane z tematem Bożego Narodzenia. A w Polskim Radiu 23 grudnia od godzin popołudniowych nadawano koncert fortepianowy (Schumanna), muzykę popularną, słuchowisko i muzykę baletową, operetkę, muzykę kameralną z Krakowa, muzykę taneczną, a wszystko wieńczyła o 23.00 rewia z Wilna. Autor rzucał więc gromy: „Mogło by się wydawać, że żyjemy w Honolulu albo gdzieś na Balearach, a nie «in Polonia semper fidelis» [w Polsce zawsze wiernej]”. Wszystkiemu zaś winna była dyrekcja Polskiego Radia, która – jego zdaniem – mogła przy układaniu programu kalendarze pomylić, i zamiast do katolickiego, uznawanego przez „olbrzymią większość radioabonentów”, zajrzeć do żydowskiego. Jak więc widać i wtedy, i dziś, walka o media to jeden z bardziej chodliwych tematów życia polityczno-społecznego. Jednak ta prawdziwa tragedia nastała 1 września 1939 r. Według drukowane w gazetach programu radiowego tego dnia poranna audycja miała się zacząć o 6.30, a o 8.15 miał być nadawany dialog pod tytułem „Urwanie głowy”. Polacy jednak zapamiętali na długo nadane tego dnia słowa spikera Józefa Margoszewskiego (notabene nagrane już dwa dni wcześniej): „A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory – weszliśmy w okres wojny. Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym – walka aż do zwycięstwa”. Jak dziś, po 85 latach, odczytywać te słowa? Jak zrozumie je uczeń historii po szkole podstawowej, który – jak proponuje nowa podstawa programowa – nie będzie już musiał znać przykładów bohaterstwa Polaków, takich jak obrona Westerplatte, Poczty Polskiej, bitwy pod Wizną, nad Bzurą, obronę Warszawy… Aż strach pomyśleć, co za chwilę możemy usłyszeć na falach Polskiego Radia, również tu na północnym Mazowszu, gdzie toczyła się wojna obronna 1939 r. i gdzie leży Mława, Modlin i Wizna.
Komentarze obsługiwane przez CComment