Co możemy wziąć z "W pustyni i w puszczy"?
„W pustyni i puszczy” Henryka Sienkiewicza przerabiałem trzy razy. Pierwszy raz dawno, dawno temu w szkole podstawowej, drugi raz dwa lata temu, trzeci – w ubiegłym roku.
Tego pierwszego razu nie pamiętam za bardzo, tym bardziej, że fabuła lektury zlała mi się wkrótce z akcją filmu, który wszedł na ekrany w 1973 roku. Nie mniej książkę przeczytałem od dechy do dechy. No prawie. Ominąłem na pewno obszerne opisy przyrody, opuściłem fragmenty historyczne dotyczące powstania Mahdiego, prześliznąłem się przez historią budowy Kanału Sueskiego, przekartkowałem szybko charakterystyki różnych plemion afrykańskich...A na przypisy nawet nie spojrzałem. Takie to było czytanie.
Natomiast same przygody głównych bohaterów robiły oczywiście wrażenie na kilkunastoletnich chłopakach z tamtych lat. Któż z nas, 14-latków nie chciałby być dzielnym, mądrym i opiekuńczym Stasiem. Chyba też każdy marzył o podróżach po egzotycznych, nieznanych krainach. I to jeszcze na słoniu!
Minęły lata i pokolenia... Dwa lata temu w czasie ferii zimowych przyszła do mnie 12- letnia wnuczka z grubą książką pod pachą. Bez entuzjazmu poprosiła (w imieniu mamy), abym pomógł jej przeczytać zadaną lekturę szkolną – „W pustyni i w puszczy”, „bo nic z tego nie rozumie”. Przystałem ochoczo i… szybko poległem. Wnuczka była w stanie skupić się jako tako przez 10 stron. Straszna nuda: rozwlekła akcja, masa szczegółów, dialogi przegadane, język nieco archaiczny. Mordęga trwała kilka dni, zadanie nie zostało wykonane. Ratowaliśmy się wyszukanym w internecie filmem. Zachwytu w oczach wnuczki nie uświadczyłem.
Rok później sytuacja powtórzyła się z drugą wnuczką. Przez całe ferie nie dobrnęliśmy nawet do jednej czwartej objętości. A dzieło Sienkiewicza liczy stron prawie 400 . Skończyło się na bryku.pl.
Wspominam o męczarniach z tą lekturą szkolną, bo mamy kolejną, odsłonę dyskusji – które lektury szkolne należy wyrzucić, które przenieść do nieobowiązkowych, a które czytać tylko we fragmentach. I dlaczego.
Najwięcej emocji budzą dzieła Henryka Sienkiewicza, bo jest ich też najwięcej w kanonie lektur. Nowe ministerstwo edukacji przedstawiając listę zmian zaproponowało, by uczniowie, zamiast czytać całą „W pustyni i w puszczy” zapoznali się tylko z wybranymi fragmentami. A inne czytadło noblisty, „Quo vadis", przesunąć do lektur uzupełniających. W uzasadnieniu czytamy m.in., że brak tych lektur „nie wpłynie na poziom ogólnej wiedzy i umiejętności uczniów w procesie edukacji".
Oczywiście ta decyzje ministerstwa spotkała się z natychmiastową odpowiedzią opozycji, która ustami byłego ministra grzmi, że „ma to prowadzić do odcięcia Polaków od tradycji, od kultury, od historii Polski, czyli odcięcia od polskości”.
Powieść Sienkiewicza jako lektura szkolna krytykowana jest od wielu lat. Prof. Jan Błoński pisał: „Zwłaszcza spojrzenie Sienkiewicza na Murzynów kłopocze i obraża dzisiejszego czytelnika. Zdumiewa podatność na imperialistyczne komunały u przedstawiciela podbitego, bądź co bądź, narodu. Niepokoi prymitywizm, z jakim Sienkiewicz patrzy na obyczaj, kulturę, religię Czarnego Lądu".
Oczywiście racja, bo o jaką „tradycję, kulturę i historię” chodzi? Przypomnijmy, że w czasach, gdy działa się akcja powieści (druga polowa XIX w.) oraz kiedy była pisana (rok 1911) Polski nie było na mapie Europy. Mimo to Sienkiewicz krzewi „polską misję chrześcijańską” i chwali walkę o ziemię dla zniewolonego narodu (marzyły nam się kolonie na Madagaskarze). Gloryfikuje też brytyjski imperializm.
No dobrze, tylko wówczas taka opinia była dość powszechna, propagowana przez wielu pisarzy, przedstawicieli elit, bojowników o niepodległość Polski. Należał do nich również Henryk Sienkiewicz.
Totalna krytyka z dzisiejszej perspektywy i wrażliwości społecznej tamtych poglądów na kolonializm, wyzysk i nieludzkie, bądź paternalistyczne traktowanie mieszkańców Czarnego Lądu nie powinno dyskredytować powieści, która jest ze swej istoty książką przygodową.
Te wszystkie aspekty kolonialne, narodowe, religijne itp. w powieści to sprawy tak odległe, na pewno trudne do zrozumienia dla obecnego młodego pokolenia, że nie ma wyjścia – powinno się je pominąć, tak jak proponuje ministerstwo. Ewentualnie, jeśli się da, z dodatkowymi wyjaśnieniami.
A z powieści wziąć co najlepsze – przygody bohaterów, podróż przez pustynię, puszczę, sawannę i… opisy afrykańskiej przyrody.
I jeszcze fakt, że w „Pustyni i w puszczy” nadal łączy pokolenia, dziadków i wnuczków. To wspólne ślęczenie nad lekturą. I narzekanie.
Komentarze obsługiwane przez CComment