Pomysły równoległe
Czasem dzieje się tak, że dwie różne osoby wpadają na ten sam pomysł. Piszą podobny tekst piosenki, komponują podobną muzykę, malują podobne obrazy, wykonują podobne rzeźby czy grafiki albo czyni to jedna z osób, a druga, gdy to odkryje, rezygnuje ze swojego pomysłu; tak bywa w przypadku książek czy filmów.
Czasem dzieje się tak i w świecie nauki. Do urzędu patentowego 14 lutego 1876 roku zapukali Alexander Bell i Elisha Gray, każdy z prototypem telefonu. Obaj przeszli do historii jako wynalazcy, ale to o pierwszym z nich uczymy się jako twórcy telefonu. Takich zdarzeń w dziedzinie nauki można wymienić więcej. Podobno było co najmniej sześciu wynalazców termometru, ponad dwudziestu żarówki, choć mówimy tylko o Thomasie Edisonie, czterech fotografii oraz dwóch fotografii kolorowej.
Nieraz ten sam pomysł zostaje w różny sposób wykorzystany. Dziecko pozostawione w dużym domu stało się bohaterem francuskiego filmu „Wizyta Świętego Mikołaja”, do którego scenariusz napisał i który wyreżyserował René Manzor. Chłopiec broni siebie i posesji przed przestępcą przebranym za świętego Mikołaja i zastawia na niego skonstruowane przez siebie pułapki, wykonane m.in. z zabawek. Znany motyw, prawda? Film klasyfikowany jako thriller albo horror trafił do kin rok wcześniej niż amerykański, uznany za komedię, „Kevin sam w domu” w reżyserii Chrisa Columbusa, który współtworzył scenariusz. Jak wiemy, to Kevin stał się najbardziej znanym osamotnionym dzieckiem walczącym z bandytami, a nie mały Francuz. Czy tu rzeczywiście obaj twórcy mieli ten sam pomysł w jednym czasie, tylko jeden zrealizował go wcześniej, a drugi później? Czy podobieństwo tych dwóch produkcji filmowych to przypadek, tak zwana twórczość równoległa czy wkraczamy na grząski teren plagiatu?
Czasem dzieje się tak, że dwie różne osoby wpadają na ten sam pomysł. Niekoniecznie dotyczy on dzieła sztuki, wynalazku, książki, wiersza, dramatu, filmu, za to dotyczy powstania jakiegoś stowarzyszenia, towarzystwa czy klubu, organizacji jakiegoś wydarzenia itp. Gdy te dwie osoby żyją w tym samym mieście, bywają w tym samym środowisku i potrafią się ze sobą porozumieć, może narodzić się z tego coś dobrego. Tak jak w lutym dziesięć lat temu narodził się Ciechanowski Klub Fotograficzny, a jego „rodzicami”, pomysłodawcami są: Alicja Gąsiorowska i Zdzisław Smardzewski. Opowiedzieli mi, gdy pisałam reportaż o Klubie na jego pięciolecie, każde swoją wersję wydarzeń, a ja postarałam się ułożyć je chronologicznie, pokazując ich myślenie równoległe, narodziny tego samego pomysłu. Zdzisław Smardzewski pomyślał, że w naszym mieście mogłoby powstać towarzystwo takie jak Bałtyckie Towarzystwo Fotograficzne, do którego należał. Alicja Gąsiorowska dostrzegła potrzebę zrzeszenia fotografików po organizowanych przez siebie imprezach „Ciechanów Wrzuć na luz”, w których wieku z nich wzięło udział. Pomyśleli o tym podczas wernisaży, najpierw w Banku Spółdzielczym, potem w Powiatowej Bibliotece Publicznej (obecna wypożyczalnia) i o tym mówili. Pomysł spodobał się innym osobom. Założenie CKF odbyło się na następnym wernisażu wystawy fotograficznej, zorganizowanym 12 lutego 2014 r. w pizzerii „Da Grasso”, a założycieli było piętnaścioro. Kilka dni później, 18 lutego odbyło się pierwsze spotkanie Klubu, jego prezesem został Zdzisław Smardzewski i pełni tę funkcję do dziś, Alicja Gąsiorowska zaś pełniła, tak jak fotoreporter Bolesław Prus, funkcję wiceprezesa. Klub, przy którego narodzinach, od fazy pomysłu, byłam, istnieje do dziś, co mnie bardzo cieszy. Jego współtwórcom i współtwórczyniom, byłym i obecnym, życzę satysfakcji z „rysowania światłem” i jak najczęstszego uchwycenia bressonowskiego „decydującego momentu”.
Komentarze obsługiwane przez CComment