Na Zielonym Rynku
„Na straganie w dzień targowy, takie słyszy się rozmowy…”. To oczywiście Jan Brzechwa, ulubiony poeta polskich dzieci (ponoć nie wszystkich), który pod tym względem ustępuje chyba tylko Julianowi Tuwimowi, dziś najbardziej popularnemu dzięki zakazanemu wierszowi (mieliśmy już „zakazane piosenki”, teraz mamy „zakazane wiersze”) o „Murzynku Bambo”, którego może dałoby się poprawnościowo przerobić na „Afroamerykaninka Bambo”, ale ta „skóra” w pierwszej strofie…, to już dziś nie przejdzie.
Ale zostawmy choć na chwilę to kolejne w dziejach ideologiczne szaleństwo, którego powoli doświadczamy na każdym kroku, chyba trochę na własne życzenie, i przejdźmy do czasów, kiedy „czarne” było czarne, „białe” było białe, „czerwone” było czerwone, a „zielone” było zielone. No i właśnie popularnej „zieleninie”, jak potocznie określano dawniej warzywa i owoce, a dokładnie związanym z nią „zielonym rynkom” chciałem poświęcić dzisiejszy felieton.
Niemal każdy, kto na dłużej zawędruje do Trójmiasta, a konkretnie na Przymorze, trafi zapewne na słynne targowisko zwane Zielonym Rynkiem, jedno z bardziej znanych targowisk w Trójmieście (obliczono, że miesięcznie odwiedza je ponad 100 tysięcy klientów), którego początki sięgają czasów sprzed stanu wojennego. Przez prawie ćwierć wieku był to otwarty plac targowy, ale obecnie jest to już targowisko całkowicie zadaszone. Jeszcze starszą historię ma Zielony Rynek w Łodzi (dziś to Plac Barlickiego), którego początki sięgają drugiej połowy XIX wieku. Oficjalną nazwę Zielony Rynek wytyczony wówczas plac targowy na terenie dawnej dzielnicy Wiązowa (obecnie Stare Polesie) otrzymał on w 1873 r. i choć potem dwukrotnie ją zmieniono, to jednak w nazewnictwie używanym przez starszych mieszkańców Łodzi ciągle pozostał on zielonym rynkiem. Co ciekawe również Niemcy podczas pierwszej i potem drugiej wojny światowej plac ten nazywali urzędowo „Grüner Ring” (Zielony Rynek). Jednak i łódzki Zielony Rynek przy dzisiejszym Placu Barlickiego jest już też niemal w całości zadaszony. Nie widać tu dawnego targu (rynku), a o jego początkach sprzed prawie półtora wieku niewielu pamięta. Jedynie w zbiorach Archiwum Państwowego w Łodzi można znaleźć kilka jego zdjęć z początku XX wieku.
I tak właśnie – dla pewnego porównania – udając się na krótką wędrówkę na Pomorze Gdańskie i ziemię łódzką, chciałem powrócić na Północne Mazowsze, żeby przenieść się do XVIII wieku, kiedy to Przymorze było jeszcze wsią o nazwie Güntershof (od właściciela Gottfrieda Güntera), a niewielka Łódź – dziś czwarte co do wielkości miasto w Polsce – nie obejmowała jeszcze dzielnicy Stare Polesie (dawna wieś Wiązowa). Wtedy właśnie po raz pierwszy w znanych mi źródłach historycznych dotyczących północnego Mazowsza została utrwalona nazwa Zielony Rynek jako toponim (nazwa własna) na terenie Płońska. W lustracji województwa płockiego z 1765 r. (rok po objęciu tronu przez Stanisława Augusta Poniatowskiego), przy opisie dóbr miejscowego wójta, których część leżała na przedmieściu, zapisano: „Jest wójtostwo na przedmieściu płońskim przy trakcie warszawskim [drodze do Warszawy], Zielony Rynek nazwane, którego jest posesorem Wielmożny Jego Miłość Pan Michał Szymakowski, stolnik ciechanowski”. Co ciekawe dochody z Zielonego Rynku, obejmującego karczmę, domy żydowskie, pola i łąki, wynosiły w sumie 960 złotych i były większe o prawie 200 złotych od prowentów pobieranych z Wójtostwa leżącego w granicach ówczesnego miasta. Dla nas jednak najważniejsza jest zapisana w 1765 r. nazwa własna „Zielony Rynek”, której nie znał lustrator z 1664 r., ani ten, który opisywał wójtostwo płońskie w 1789 r. Zapewne w oficjalnej nomenklaturze funkcjonowała ona krótko, ale jako nazwa miejscowa mogła być używana przez mieszkańców Płońska znacznie dłużej, a jej genezę widziałbym w fakcie, że właśnie obok dawnego szlaku drożnego prowadzącego do Warszawy już wcześniej istniał w Płońsku plac targowy, na którym handlowano zieleniną.
Zielony Rynek w Mławie w okresie drugiej wojny światowej (zdjęcia niemieckie)
Kolejny Zielony Rynek, znany ze źródeł z końca XVIII wieku – ale tym razem kartograficznych (pruski plan miasta Mławy z 1799 r.) – to plac targowy na wschód od głównego rynku w Mławie (dzisiejszego Starego Rynku). Aż do czasów międzywojennych nazywany on był Zielonym Rynkiem. Pod taką nazwą funkcjonuje on również na planach miasta z połowy XIX wieku. Niewątpliwie początkowo był to plac targowy, na którym sprzedawano warzywa, owoce, a być może również inne płody rolne, a do tego – co niepokoiło władze miasta w połowie XIX wieku – handlowano również rogacizną. Ponieważ naokoło tego placu znajdowały się budynki mieszkalne, a w jego północnej części stał budynek – jedynej wówczas w tej części Północnego Mazowsza – szkoły średniej (była to mławska szkoła powiatowa, zamknięta przez władze carskie w 1869 r.), więc po wielu pertraktacjach zakazano handlu w tym miejscu. Od tej pory rynek ten zmienił swoją funkcję i znaczną jego część stanowił niewielki park spacerowy. Właśnie do tego okresu odnosi się zapis w „Encyklopedii powszechnej” Orgelbranda z 1864 r., w którym czytamy: „Mława, miasto prawie całe brukowane ma dwa rynki, przy jednym z nich zwanym zielonym jest ogród spacerowy”. Jeszcze do czasów I wojny światowej było to miejsce na tyle reprezentacyjne, że w jego pobliżu mieściła się siedziba niemieckich władz okupacyjnych. Natomiast po odzyskaniu przez Polskę niepodległości władze miejskie dawny Zielony Rynek – do dziś tak nazywają go starsi mieszkańcy Mławy – nazwały Placem 3 Maja. Po drugiej wojnie światowej – w ramach komunizacji przestrzeni miejskiej – miejsce to nazwano Placem 1 Maja, a dwie przylegające do niego ulice: 18 Stycznia (dla upamiętnienia „wyzwolenia” miasta przez sowieckich żołnierzy, w miejsce dawnej ulicy Krzynowłodzkiej) oraz Marcelego Nowotki (na cześć lokalnego rewolucjonisty, w miejsce dawnej ulicy Narutowicza). O ile towarzysz „Marian/Stary” po 1989 r. podzielił los wielu innych patronów ulic z doby PRL-u, a w jego miejsce powrócił przedwojenny Gabriel Narutowicz, o tyle ulica „wdzięczności” dla Armii Sowieckiej pozostała, jak również nazwa Placu 1 Maja. Jednak słychać w Mławie od czasu do czasu, jak ludzie ciągle mówią, że ktoś mieszka, parkuje czy coś się dzieje na Zielonym Rynku, choć nikt tam ani po zieleninę, ani na spacer nie chodzi.
Nieco późniejszą metrykę posiada – zachowany z nazwy do dziś w topografii miejskiej – Zielony Rynek w Żurominie. Tak jak prawie przed dwoma wiekami, tak i dziś jest on ciągle placem targowym (rynkiem), gdzie można kupić wiele różnych rzeczy, ale przede wszystkim warzywa i owoce, które pojawiają się tu nie tylko w dni targowe. Dzięki mojej teściowej, która mieszka nieopodal i systematycznie ten rynek odwiedza, mogę wraz z rodziną zażywać smaków kupowanych tam warzyw, owoców (zwłaszcza sezonowych) oraz wiejskich jaj. W przeciwieństwie do głównego placu targowego w mieście (rynku), który był wytyczony już w XVIII wieku, tuż przed kościołem, gdzie handlowano między innymi końmi i bydłem, a także organizowano doroczne jarmarki, żuromiński Zielony Rynek ciągle zachował swoje pierwotne przeznaczenie i pozostał przestrzenią otwartą. Zgodnie z wolą władz i mieszkańców do dziś widnieje na planie miasta pod swoją historyczną nazwą i przez to już prawie dwa wieki jest tym wyjątkowym miejscem na Mazowszu, gdzie można ciągle zdobyć świeżą mazowiecką zieleninę na prawdziwym, otwartym, i nieprzechrzczonym – zgodnie z różnymi „dziejowymi” wytycznymi – Zielonym Rynku. Tu szczęśliwie historia się zatrzymała.
Komentarze obsługiwane przez CComment