Nie śmiejcie się z psów i kotów
Dokładnie 200 lat temu, w 1824 roku w brytyjskiej Izbie Gmin posłowie dworowali sobie z jednego ze swoich kolegów, niejakiego Richarda Martina, który przedstawiał projekt ustawy zapobiegającej okrucieństwu wobec koni.
- To może psy i koty też obejmiemy ochroną!? - kpili parlamentarzyści.
W kwietniu 2024 roku w Sądzie Okręgowym w Gdańsku zapadł wyrok za znęcenie się (ze skutkiem śmiertelnym) nad psem polskim. Waldemar Bonkowski, były senator RP z Pomorza, były członek PiS, został skazany przez Sąd Okręgowy w Gdańsku na trzy miesiące bezwzględnego więzienia i rok ograniczenia wolności w postaci prac społecznych. Mężczyzna przywiązał zwierzę do haka holowniczego samochodu i ruszył zwiększając szybkość. Pies nie nadążył, najpierw usiłował biec ile sił, a potem upadł i był wleczony za pojazdem. Doznał obrażeń i nie przeżył.
To już kolejne w ostatnich latach postanowienie sądu surowo traktujące takie czyny (na podstawie ustawy o ochronie zwierząt z 1997 roku, z późniejszymi nowelizacjami).
Sędzia uzasadniając wyrok (znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem) zauważyła, że od pewnego czasu wyłączona została dowolność w traktowaniu zwierząt, uważa się, że zwierzę jest istotą żyjącą, odczuwającą także ból, cierpienie. W związku z tym ustawodawca zdecydował się, uchwalając w tym zakresie odrębne przepisy, wskazywać zachowania naganne i penalizować zachowania, które nie mieszczą się w humanitarnym traktowaniu zwierząt.
Wysoki sąd odrzucił też linię obrony byłego senatora, że jest on ofiarą nagonki lewaków i hejtów w mediach społecznościowych, dlatego że jest (był) osobą publiczną i pełni określone funkcje społeczne. Co do intencji postępowania Waldemara B. nie było żadnych wątpliwości, nagrane zostało kamerą samochodową i przekazane policji oraz rozpowszechnione w internecie przez przypadkowego kierowcę.
Oskarżony po wyjściu z sali rozpraw „rozprawił” się z obecnym rządem oraz sądami w Polsce, porównując je do standardów białoruskich i północnokoreańskich, a wyrok określił jako farsę polityczną. Dodajmy, że wyrok zapadł w II instancji i jest prawomocny. W porównaniu z decyzją pierwszej instancji (kara w zawieszeniu) został zaostrzony.
Zatrzymajmy się na chwilę na stwierdzeniu pani sędzi z Gdańska o tym, że „zwierzę jest istotą żyjącą, odczuwającą także ból, cierpienie”. Były polityk, wybraniec elektoratu z Kaszub mógł o tym nie wiedzieć, bo zapewne zatrzymał się na lekturze (jeśli w ogóle w takich miejscach się zatrzymuje) XVII-wiecznego filozofa Kartezjusza, który, uważał, że zwierzęta „nie odczuwają bólu, strachu, cierpienia ani przyjemności”. Dopiero dwa wieki później Karol Darwin w swojej pracy pt. „O wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt” zakwestionował całkowicie twierdzenie Kartezjusza, tego skądinąd wybitnego intelektualisty („Myślę, więc jestem!) i porównał (zrównał) odczucia czworonoga z dwunogiem.
Ukazanie się tego dzieła Darwina było asumptem do powstania ruchów w kierunku obrony praw zwierząt. Za pierwszą na świecie organizację prozwierzęcą uważa się założone w Londynie w 1824 roku Królewskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu Wobec Zwierząt (RSPCA). A wielkie zasługi w tym kierunku położył również poseł Richard Martin, który w Izbie Gmin przedstawił ustawę o ochronie koni. Projekt wywołał kpiny innych posłów, którzy wyśmiewali ten pomysł i wieszczyli, że stwarza on w przyszłości możliwość przyznania praw... psom i kotom.
No i wykrakali. Ale musiało jeszcze upłynąć sporo wody w Tamizie, a w Wiśle jeszcze więcej zanim psy, koty, konie oraz pozostałe zwierzęta, które towarzyszą ludziom w domach, na podwórkach i w zagrodach doczekały się ludzkiego traktowania.
Nie cieszmy się jednak nadmiernie. Nie wiem jak jest w Anglii, ale u nas wciąż spotyka się karygodne, okrutne, bezmyślne lub niedbałe traktowanie czworonogów przez człowieka, szczególnie w środowiskach wiejskich.
Ale budujące jest już to, że w 200 lat po szyderstwach parlamentarzystów w Izbie Gmin o ochronie kotów i psów, w Polsce były parlamentarzysta został (za to?) ukarany.
Komentarze obsługiwane przez CComment