Pan pies i jego towarzysz
W ubiegłym tygodniu obchodziliśmy Dzień Psa. Z tej okazji ukazało się w mediach społecznościowych, na profilach moich znajomych, i znajomych znajomych⌠wiele wzruszających, dowcipnych historii, ilustracji i memów o przyjaźni między nami - człowiekiem i psem.
Postanowiłem też skorzystać z okazji i opowiedzieć o moich towarzyszach.
W moim dziecięcym i dorosłym życiu zwierzęta były zawsze. Ale tak się składało, że nigdy ja nie wybierałem sobie psów - to one (podrzutki, znajdy, przybłędy) decydowały o tym, że będą moimi (i moich domowników) towarzyszami. Bardzo szybko stawały się nieomal członkiem rodziny. O dzieciństwie już nie będę za dużo wspominał, w pamięci pozostał obraz wilczuropodobnego Reksa, z perspektywy czasu wydaje mi się, że był w naszym, wiejskim gospodarstwie od szczeniaka, od zawsze. Był psim królem wsi.
A w dorosłym życiu⌠Najpierw była znajda, która otrzymała od nas imię Dżeki. Mały kundelelek, czarny podpalany, z niskim podwoziem i puszystym ogonem (a wtedy panowała moda na cocker spaniele). Przyprowadziła go w grudniowy wieczór koleżanka z pracy - Ania, stał na przystanku autobusowym zmarznięty na psią kość. Dżeki był towarzyski, szybko wybił się na osiedlowego cwaniaka, wszędzie czuł się jak u siebie: w domu, na klatce, u sąsiadów naprzeciw, na całym osiedlu. Po okolicy często poruszał się sam; zawsze po chodnikach, zapuszczał się nawet do śródmieścia. Rozróżniał kolory sygnalizacji świetlnej, ustępował pierwszeństwa przejścia i przejazdu. Zaglądał też do osiedlowego sklepu w poszukiwaniu gospodarzy (którzy wtedy przestawali w kolejkach), a raz nawet wpadł na mszę do kościoła. W tamtych czasach psy miały jeszcze więcej swobody i radości - nie ścigali ich strażnicy miejscy, nie polowali na nich pracownicy schroniska.
Drugi to przybłęda - Midas. Olbrzym z sylwetką i pyskiem malamuta, ale o ubarwieniu złotym (stąd to imię). Trafił do naszej rodziny za sprawą kolejnej koleżanki Janeczki. Koczował kilka dni pod redakcją dokarmiany przez zespół. Patrzył wdzięcznie na każdego, kto się odezwał do niego przechylając przy tym zabawnie głowę. Ale widać było, że przeżył wiele, bo panicznie bał się męskiego, nawet lekko podniesionego głosu.
Nasza rodzina mieszkała już za miastem na sporej działce, więc Midas na dzień dobry dostał wielką budę, z której był strasznie dumny. Nie cieszył się jednak z niej zbyt długo. Zszedł tragicznie gdy bawił się dojrzałymi, spadającymi z drzewa gruszkami, w których żerowały osy. Jedna z nich ugryzła go w gardło.
Trzeci to podrzutek - suka Dziunia. Została znaleziona pod jedną z ciechanowskich restauracji, gdzie cierpliwie czekała, aż zakończy się pora obiadowa - na resztki z ludzkiego stołu. Syn koleżanki pracował w tym lokalu, ulitował się i zabrał sukę do swojego domu. Jego mama, a moja redakcyjna koleżanka Barbara (to już trzecia!), nie mogła jej adoptować, bo miała już swojego psiaka. Przyprowadziła ją do redakcji tylko żeby... pokazać, bo "trzeba chyba oddać do schroniska". No i Dziunia znalazła schronisko, dostała w spadku budę po Midasie Odpłacała się pilnowaniem posesji, przykładnie obszczekiwała listonosza i wszystkich poborców.
Lata płynęły, dla psa podobno trzy-pięć-siedem razy szybciej niż dla felietonisty. Dziuńka się zestarzała, zachorowała i zaniedbywała swoje obowiązki. W rodzinie zaczęto przebąkiwać, że trzeba będzie rozejrzeć się za nowym - modnym, rasowym, z papieramiâŚ
Ledwo się rzekło, zjawił się Flimek (skąd imię - nie wiem,wymyślił syn), tym razem bez udziału koleżanek. Przygnały go na naszą ulicę styczniowe mrozy 13 lat temu. Chudy i drżący, na wysokich cienkich nóżkach z wdzięcznym pyszczku, dostał miskę strawy, nie pytał, czy może zostać. Od razu się zdecydował. Najpierw był uczniem i wiernym towarzyszem Dziuńki, a kiedy ta odeszła do psiego raju przejął funkcje znajdy, przybłędy i podrzutka, czyli gospodarza. Został panem pana. Ostatnio podupadł na zdrowiu: słabo słyszy, kiepsko widzi (z węchem za to w porządku) ale po dwóch operacjach i intensywnej opiece miejscowego centrum weterynarii doszedł do siebie. Porusza się za to wdzięcznie, krokiem podobnym do ruchów⌠konia z pokazów konkursowych WKKW (wszechstronny konkurs konia wierzchowego).
Takiego to mamy psa!
RYSZARD MARUT
Ciechanów, 4 lipca 2023 r.
Komentarze obsługiwane przez CComment