Przedświąteczne zaskoczenia
Wydaje nam się, że na jakiś temat wiele wiemy, a przynajmniej, że mamy właściwe wyobrażenia. Dopiero rozmowa z drugim człowiekiem, lektura książki czy artykułu, udział w wydarzeniu, własne doświadczenie albo podcast, wpis na blogu, audycja, program uświadamiają nam, że tak naprawdę nic nie wiedzieliśmy, a jeśli już posiadaliśmy wiedzę, to niewielką lub mniejszą niż sądziliśmy.
Jeśli mieliśmy wyobrażenia, to mylne lub nieco odbiegające od rzeczywistości, bo na przykład oparte o filmy i książki, i to wcale nie dokumentalne, wysnute z naszych odmiennych doświadczeń czy ubarwione przez wyobraźnię.
Przekonałam się o tym w ostatnim czasie kilka, a może nawet kilkanaście razy. Okazało się, że choć mam sporą wiedzę o zwyczajach i przesądach związanych z adwentem, Wigilią, Bożym Narodzeniem i czasem od świąt do Trzech Króli, to jeszcze można mnie zaskoczyć. Na przykład informacją o braku pierogów na wigilijnym stole Kurpi Białych, za to robiono je w lecie i zanoszono żniwiarzom na pole. Zaskoczyła mnie też informacja dotycząca prażuchy (to „bryja z mąki, ugotowana na wodzie, obficie okraszona tłuszczem wieprzowym i skwarkami”), którą dziewczęta smarowały ręce sąsiadów, składając im życzenia, a którą chłopcy dodawali do sadzy lub błota i mazali nią szyby domów, w których mieszkały dziewczęta. Takie ciekawostki opowiedziała mi pani Beata Pasińska. Zaskoczyły mnie również wypowiedzi osób, które zaprosiłam do naszej świątecznej sondy: każda interesująca i każda inna. Wyobrażenia znajomych na temat zawodu dziennikarza czy pisarza (ach, ta wena, dwie-trzy godziny pracy dziennie i luz blues oraz zarobki przekraczające średnią krajową, a może nawet rzędu kilku średnich krajowych miesięcznie, co nie jest prawdą). Wiedza samych ciechanowian czy mieszkańców regionu, a właściwie jej brak, o dawnej szkole rolniczej w Sokołówku, jej fundatorze i założycielach, mimo książek, artykułów, audycji itp. Ale najbardziej zaskoczył mnie przysłany przez bliską mi osobę artykuł dotyczący perfekcyjnie ukrytej depresji, czyli PHD (Perfectly Hidden Depression). Napisała o niej Margaret Robinson Rutherford, amerykańska psychoterapeutka, w książce „Perfekcyjni do bólu”. Zauważyła, że depresja nie zawsze przejawia się̨ tak samo, że oficjalne kryteria nie muszą być dokładnie spełnione, aby można było stwierdzić jej wystąpienie. Wskazała na powiązanie ukrytej (często za uśmiechem) depresji z perfekcjonizmem i opisała zespół zachowań maskujący prawdziwą depresję. Wśród nich znalazło się dążenie do perfekcji i nieustannie towarzyszący nam krytyczny głos wewnętrzny, w dodatku nas zawstydzający; nieumiejętność przeżywania bolesnych emocji, przemilczanie ich i świadome odrzucanie; zamartwianie się przy jednoczesnej potrzebie kontroli samych siebie i otoczenia; nie dopuszczanie innych do swojego wewnętrznego świata; nie okazywanie sobie samym współczucia. Te i inne zachowania czy przekonania w nadmiarze mogą prowadzić do perfekcyjnie ukrytej depresji, która jest, jak stwierdza psychoterapeutka, brakiem samoakceptacji i wiąże się z traumą. Za to kluczem do wyleczenia staje się samoakceptacja, co oznacza dla niej „przekonanie, że nie określają nas ani zalety, ani wady”.
Przedświąteczne zaskoczenia. I jeszcze kolejne, że istnieją grona kobiet, które mimo innych charakterów, wieku, sytuacji życiowej, pracy, doświadczeń, chcą się ze sobą spotykać opłatkowo, przedświątecznie. To małe cuda, w których organizacji uczestniczę i które stają się moim udziałem od lat. Z okazji Bożego Narodzenia życzę Państwu ich dostrzegania oraz, jeśli przeżyjecie zaskoczenie, niech ono prowadzi do dobra.
Komentarze obsługiwane przez CComment