ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Święty Izydor i mazowieckie paśniki

Centrum Żuromina w okresie I wojny światowej

W ubiegłym tygodniu, dokładnie 15 maja, przypadało wspomnienie liturgiczne św. Izydora Oracza, patrona rolników, do dziś czczonego w niektórych parafiach diecezji płockiej i łomżyńskiej. Ten hiszpański święty, żyjący na przełomie XI i XII wieku, do chwały ołtarzy wyniesiony dopiero na początku XVII wieku, szybko stał się popularny w wielu częściach ówczesnej Rzeczpospolitej, w tym również wśród mazowieckich rolników.

Apogeum jego kultu przypadło jednak dopiero na wiek XIX i pierwszą połowę XX wieku. Przypomnijmy, że wtedy została erygowana w diecezji płockiej parafia św. Izydora w Drążdżewie (1911) – drewniany kościół z Drążdżewa wraz z obrazem świętego znajduje się obecnie w Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu - a także przeniesiono z Janowa do Skierkowizny drewniany kościół św. Izydora (1936). Jeszcze długo po zakończeniu drugiej wojny światowej kult patrona rolników podtrzymywany był w wielu parafiach, także tych miejskich, czego najlepszym dowodem są zachowane chorągwie procesyjne, na przykład z kościoła Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Ciechanowie, czyli ciechanowskiej fary (z 1957 r.) czy z kościoła Świętej Trójcy w Mławie (z 1972 r.). Nie zmienia to faktu, że już znacznie wcześniej – od XVII wieku począwszy – świętego Izydora chętnie obierano za patrona istniejących na Mazowszu od średniowiecza bractw rolników (oraczy), które poza parafiami wiejskimi działały również w wielu parafiach miejskich. Trzeba bowiem tu koniecznie podkreślić, że jeszcze do XIX wieku włącznie mieszkańcy większości miast północnego Mazowsza, takich jak Przasnysz, Ciechanów, Mława, Pułtusk, Płońsk, Sierpc, Bieżuń czy nawet Płock, poza rzemiosłem i handlem zajmowali się rolnictwem, które dla sporej części mieszczan było podstawowym źródłem utrzymania w miastach średniej wielkości.

Święty Izydor na chorągwi z ciechanowskiej fary (fot. ks. W. Piętka)

Przykładem północnomazowieckiego miasteczka związanego z rolnictwem, i to już od chwili jego lokowania (w tym wypadku od XVIII wieku), jest Żuromin, co dobrze widać na pochodzącej z początku XX wieku widokówce, przedstawiającej miejscowy kościół i rynek, a w ich pobliżu miejskiego pastucha, który prowadzi stado krów miejscowych gospodarzy w kierunku pastwisk zwanych „paśnikami”. To właśnie o tych „paśnikach” opowiadał niedawno Adam Ejnik w jednej z radiowych audycji,  podkreślając, że mieszkańcy Żuromina tak nazywali łąki na obrzeżach miasta (okolice dzisiejszej ulicy Zielonej), rozciągające się po obu stronach drogi wiodącej do Poniatowa, gdzie jeszcze do czasów ostatniej wojny pasły się krowy, a w okresie powojennym – już po zalesieniu części tych łąk – teren ten był ulubionym miejscem rekreacji mieszkańców oraz organizowanych tu imprez miejskich. Co ciekawe określenie „paśniki” pozostało ciągle żywe w języku mieszkańców Żuromina, choć nazwy tej próżno szukać na planach tego miasta. Natomiast nazwa ta znana jest w Płocku i tam pojawia się na planach miasta, gdyż jest nazwą jednej z ulic na dawnym przedmieściu wyszogrodzkim, zwanym w okresie nowożytnym Grabówką, a w XIX wieku Cholerką. Jak wynika z akt miasta Płocka jeszcze w 1953 r. „Paśniki” były nazwą terenową obejmująca dość znaczny obszar, na którym wytyczono wówczas ulice o nazwach Łączna, Żytnia i Zielna. Tereny wokół tych ulic mieszkańcy ciągle jednak nazywali „Paśnikami” i ostatecznie w 1964 r. Rada Miejska Płocka nazwę tę nadała nowo wytyczonej ulicy, do dziś istniejącej. Nie ma więc wątpliwości, że to właśnie w tym rejonie – i to zapewne już od późnego średniowiecza – istniały pastwiska, które były wykorzystywane przez płockim mieszczan, a także innych posiadaczy gruntów miejskich.

O licznych na północnym Mazowszu pastwiskach miejskich mówią nam różne dokumenty oraz lustracje dóbr książęcych (królewskich) z okresu średniowiecza oraz epoki nowożytnej. Często już w dokumencie lokacyjnym miasta zaznaczano, że mieszczanie mają prawo do korzystania z „wolnych pastwisk” w granicach miasta lub na jego przedmieściach. Taką wzmiankę odnajdujemy między innymi w dokumencie księcia mazowieckiego Wacława Bolesławowica dla miasta Płocka z 1322 r., czy w dokumentach lokacyjnych księcia Siemowita V wystawionych w 1434 r. dla Sochaczewa, a w 1437 r. dla Gąbina. Również książę Władysław I w dokumencie z 1435 r. potwierdzał dawne prawo mieszczan płockich do korzystania z miejskich pastwisk. Z późniejszych dokumentów – pochodzących z czasów Zygmunta Starego – wiemy, że pastwiska te nazywano wówczas „błoniami” (campo communi, qui Blonye vocatur). Błonia znajdujemy również w nowożytnej topografii Ciechanowa, Płońska czy Mławy. W ostatnim z wymienionych miast „Błonia” leżały na południowych krańcach miasta, tuż nad strugą, natomiast na północnych krańcach miasta znajdowały się łąki zwane „Rozgardem”, które były użytkowane jako pastwiska dla koni (stąd ich nazwa pochodzenia pruskiego). Z kolei w nowożytnych lustracjach Gostynina pastwisko miejskie określano nazwą „pastewnika”. W lustracji z 1564 r. znajdujemy zapis: „Jest pod zamkiem pastewnik wielki, może w nim chodzić koni 40 przez lato; bywa trawy dosyć, bo nad rzeką na wilgotnej ziemi”. ZZ innych źródeł wiemy, że już w tym okresie – o czym świadczą na przykład lustracje Płońska, Bielska czy Chełpowa – używano współczesnej nazwy „pastwiska”. Terminem tym określano zarówno łąki używane do wypasu koni i krów, jak i dla wypasania świń. Niekiedy tereny te były przedmiotem sporów między mieszczanami a właścicielami miast lub okoliczną szlachtą, o czym dowiadujemy się z osiemnastowiecznych dokumentów dotyczących Płońska czy Bielska. Dziś już tylko w potocznej mowie – wyjątkiem jest tu wspomniana ulica Płocka – mieszkańcy miast mazowieckich używają nazw „błonia” czy „paśniki”. Ale dzięki temu właśnie nazwy te, wraz z coraz bardziej zanikającym w Polsce kultem świętego Izydora Oracza, ciągle pozostają żywym reliktem dawnej przeszłości północnego Mazowsza.

PS. Bardzo dziękuję Czytelnikom za wielkie zainteresowanie moim ostatnim felietonem o Konradzie Wallenrodzie, a szczególnie dziękuję za ciepłe słowa Pani redaktor Barbarze Tokarskiej-Wójciak z KRDP, i obiecuję, że w następnych felietonach do tematyki mazowiecko-krzyżackiej powrócę. 

Komentarze obsługiwane przez CComment