ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Prowincya prowincyi nierówna

Antoni Muracki

Mieszkając na prowincyi i żyjąc lokalnymi sprawami, często zapomina się, że obok może być trochę inna prowincya, lepsza lub gorsza, ale inna.

Jest w naszej okolicy, a dokładniej w otoczeniu, kilka miast, które również zasłużyły na miano prowincyi i odpowiedni sobie wiodą żywot. Jednym z takich miast, spośród pięciu powiatów, które graniczą z ciechanowskim, jest Przasnysz. A więc, może tak wycieczka do Przasnysza? No tak, tylko trzeba by znaleźć jakiś bardziej szczegółowy powód. Czekałem, aż takowy się znajdzie i dowiedziałem się, że w kwietniu, w Bibliotece Miejskiej, będzie miał występ Antoni Muracki, znany mi skadinąd bard i twórca śpiewający piękne literackie teksty. 

Z Ciechanowa dostałem się do Przasnysza autostopem, bo tak trzeba chyba nazwać obecną komunikację autobusową między tymi dwoma miastami. Pozytywnym elementem tej podróży był fakt, że zobaczyłem prawdziwy dworzec autobusowy, bo istnieje takowy w Przasnyszu i nawet zatrzymują się na nim prawdziwe autobusy kursujące według jakichś prawdziwych rozkładów jazdy. Po drodze przypominałem sobie znane z młodości okolice, kiedy gnałem po szosie przasnyskiej rowerem, trenując przed jakimś lokalnym wyścigiem o mistrzostwo, na pierwszym i jedynym profesjonalnym dwukołowcu o nazwie Huragan, który kupił mi ojciec za dobre wyniki w nauce. Szczytem bólu był podjazd na wzniesienie w Dzboniu, które dziś wygląda na zabawnie maleńki wzgórek.

Dotarłem na miejsce dużo przed czasem i od razu udałem na Rynek. Chodzę sobie wokół Rynku w Przasnyszu, w jedną stronę i z powrotem, i nie wierzę własnym oczom, mają tylko jednego, jedynego kebaba! Sięgam pamięcią do ostatniego spaceru wokół Rynku (choć przemianowanego) w Ciechanowie i jak nic, w którą stronę bym nie poszedł, widzę trzy kebaby. Tak bardzo bywalcy tej części miasta Ciechanowa uwielbiają te potrawy. Przychodzi mi nawet do głowy, że gdyby skomercjalizować Zamek w Ciechanowie, to pierwszym biznesem, jaki by się tam otworzył byłby niewątpliwie kebab! To jest o tym, czego na Rynku w Przasnyszu nie ma, ale warto wiedzieć też co jest. Na myśl przychodzi mi taka rymowanka: są tam na Rynku kawiarnia, księgarnia i kwiaciarnia. Na ciechanowskim Rynku próżno by szukać jakiejkolwiek z tych „k-arni”, wszystkie lokale rynkowe zajmują kebaby. No cóż, prowincya prowincyi nierówna.

Co jeszcze jest na przasnyskim Rynku, tego nie wiem, bo wstąpiłem od razu do kawiarenki o nazwie Cafe Rynek i zjadłem rogaliki pistacjowe. No, po prostu, palce lizać! Tak mi posmakowały, że zamówiłem nawet drugą porcję, prosząc jednocześnie, żeby się moja rodzina nie dowiedziała o tym, jak się opycham słodyczami. Kafejka niezwykle przyjemna, po prostu urocza, tylko kilka stolików, przemiłe kelnerki i tak świetna atmosfera, że wypiłem jeszcze espresso i chwilę posiedziałem zagłębiając się w przyniesionej lekturze.

Szczupła salka widowiskowa w Bibliotece Miejskiej, oddalonej ledwie parę kroków od Rynku, była już prawie pełna, gdy tam dotarłem, więc zacząłem się rozglądać za jakimś sensownym miejscem, ale wkrótce mnie dostrzeżono i zapytano, czy można mi w czymś pomóc? Wypaliłem jednym tchem, że tak, potrzebuję jedno miejsce w pierwszym rzędzie, no i takowe zaraz się znalazło. Widzieć i słyszeć wykonawcę z pierwszego rzędu, dla jednych jest bardzo pożądane, a inni nie bardzo to lubią, bo wtedy dostrzega się dokładnie mimikę twarzy i prawie czuć oddech. Ja, akurat, za tym przepadam, więc skwapliwie skorzystałem z zaoferowanego mi przywileju.

Spotkanie otworzyła dyrektorka, p. Małgorzata Sobiesiak, i co mnie uderzyło w jej krótkim wystąpieniu, to nie wprowadzenie barda, Antoniego Murackiego, bo o nim akurat już swoje wiedziałem, ale niespodziewana deklaracja intencji ścisłej współpracy Biblioteki z dwoma innymi instytucjami kulturalnymi w mieście, Muzeum Historycznym i Miejskim Domem Kultury, co nazwała „partnerstwem dla kultury”. Uderzyło mnie to stwierdzenie dlatego, że natychmiast dopatrzyłem się porównania z działaniem odpowiednich instytucji ciechanowskich. Co prawda, gdy w mieście istnieją dwa domu kultury, co najmniej dwie biblioteki i co najmniej dwa muzea (włączając Muzeum Romantyzmu w Opinogórze), a do tego obiekty sportowe, koordynacja działań jest dużo trudniejsza, bo liczba możliwości konfliktowych terminów rośnie wykładniczo, ale zbyt często zdarzało mi się, że musiałem wybierać jedną z trzech imprez odbywających się tego samego dnia, bo zachodziły na siebie w czasie. W rezultacie, na ogół nie szedłem na żadną.

No ale wreszcie zaczął się koncert. Muracki to klasa sama w sobie i tym razem nie zawiódł. Aczkolwiek przedstawił mieszankę swoich piosenek, to znając dobrze jego repertuar mogę je zgrupować w trzy tematy: żartobliwe, dydaktyczne i nostalgiczne, choć wątków tematycznych ma więcej, ale te wspomniane przejawiły się w przasnyskim koncercie. Wątek żartobliwy, to niewątpliwie utwór „Karaiby”, którego tekst zaczyna się tak:

Gdy mam dosyć polityków
I za zimno mi w Bałtyku
Kalibruję swoją głowę
Na kierunki południowe

po czym w rytmie podobnym do piosenki Rudi Schubertha “Monika – dziewczyna ratownika” autor kontynuuje epicką opowieść o karaibskich przygodach, prozaicznie, bez specjalnego podtekstu. Były też inne utwory w tym stylu, np. „Rosołek” – o smakowitej zupce.

Wątek dydaktyczny u Murackiego istnieje ledwo zauważalnie, i żeby nie zniechęcić słuchacza, przybiera też formę żartobliwą, jak w piosence „Sklep” o nieudacznikach spod wiejskiego „marketu”:

Pomiędzy wiatrakiem a szkołą
opodal przystanku jest sklep
tam dają na kredyt miejscowym aniołom
to wino, to chleb
    A chleb jest okrągły jak księżyc
    a wino jest ostre jak szkło
    miejscowe anioły gdy nie ma pieniędzy
    to śpią

Dokładnie w tym samym stylu brzmi tekst piosenki „Czarny parowóz”, wyśmiewający osobliwą postawę koleżki Bogdana, który nie uwzględniał szlabanów na przejazdach:


Bogdan jak strzała zwykł przejazdy te przecinać
Bo miał teorię osobliwą dość
Że jeśli krócej znajdujemy się na szynach
Tym mniejsza szansa, że nas na nich walnie coś

Jak u każdego barda, u Murackiego wiele jest piosenek nostalgicznych, przepełnionych tęsknotą. W Przasnyszu śpiewał na przykład „Z Cisowej Góry dmie wiatr”, „Jak jaskółka”, ale najbardziej utwił mi w pamięci utwór „Pod czerwonym księżycem”, który biegnie następująco:

Pod czerwonym księżycem
Pośród krzywych uliczek
Żyją ludzie szczęśliwsi niż my
Chociaż mają niewiele
To potrafią się dzielić
Swym bogactwem z zieleni i mgły

Właśnie tym w Przasnyszu podzielił się z nami Antoni, znany jako Tolek, Muracki, choć warto wspomnieć też o jego tłumaczeniach i wykonaniu utworów Jarka Nohavicy i Karla Kryla. Jego trzy tomy wierszy i piosenek można nabyć przez witrynę muracki.pl. Definitywnie jest to twórca niszowy, ale gdyby komuś się spodobał tak jak mnie, to warto zaprosić go do Ciechanowa. 

Komentarze obsługiwane przez CComment