Wybory tu i tam, czyli jak można wykoleić demokrację w Polsce i w USA
Jakkolwiek zostało sporo czasu, wybory prezydenckie zarówno w Polsce (w maju przyszłego roku), jak również w Stanach Zjednoczonych (w listopadzie br.) zajmują wiele miejsca w mediach. Bo nieformalna kampania wyborcza, choć w Polsce nie ma jeszcze zgłoszonych kandydatów, trwa już teraz w najlepsze.
Impulsem do wzmożenia kampanii w Polsce była, jak sądzę, uchwała PKW sprzed kilku dni, odrzucająca sprawozdanie finansowe PiS z kampanii parlamentarnej 2023 r. Uchwała łatwa do przewidzenia, biorąc pod uwagę przebieg kampanii jak ją pamiętamy. Przecież PiS wydawał środki publiczne na cele wyborcze bez opamiętania, także ze źródeł nielegalnych, które się absolutnie do takich celów nie kwalifikowały, jak choćby Fundusz Sprawiedliwości, przeznaczony dla osób pokrzywdzonych działaniami przestępców. W dodatku, wydawał głównie na cele wyborcze polityków zatrudnionych w resorcie sprawiedliwości. Niektórzy zaś pracownicy urzędów, takich jak Rządowe Centrum Legislacji pracowali wyłącznie na rzecz wyborczego sukcesu swojego szefa (Krzysztofa Szczuckiego).
Te praktyki należało ukrócić i napiętnować, aby się w przyszłości nie powtarzały bo w demokracji wybory mają być równe, a w czasach rządów PiS z całą pewnością takimi nie były. Uchwała PKW może mieć konsekwencje dla partii i jej szans w kolejnych wyborach, tym razem prezydenckich, jeśli się utrzyma. PiS-owi grozi utrata dziesiątków milionów złotych gdy straci część dotacji oraz państwową subwencję. Partia złoży skargę do Sądu Najwyższego i tym razem znowu łatwo przewidzieć że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, do której ta skarga trafi (na mocy pisowskiego prawa), zapewne opowie się po jej stronie. To jednak nie zamknie sprawy. Bo ostatecznym dysponentem funduszy będzie minister finansów. Ten z kolei zapewne nie uzna werdyktu Izby, obsadzonej przez neosędziów i nieuznawanej przez oba główne unijne trybunały (Sprawiedliwości oraz Praw Człowieka), jak również legalnych sędziów Sądu Najwyższego.
PiS oczywiście nie przyjmuje do wiadomości decyzji administracyjnych czy orzeczeń sądowych, które są dlań niekorzystne. W ten sposób niszczy się podwaliny demokracji i praworządności.
Uchwała zapadła większością głosów, przy czym sam przewodniczący Komisji (powołany przez NSA za czasów PiS) prof. Sylwester Marciniak wstrzymał się od głosu. Politycy PiS odsądzają członków Komisji, którzy głosowali za uchwałą od czci i wiary, grożąc im nieokreślonymi karami gdy powrócą do władzy. Główny atak przypuścili na premiera Tuska i Koalicję Obywatelską, jak gdyby to rząd podjął tę uchwałę albo sterował głosami członków Komisji.
posypały się inwektywy. Rząd to jest sitwa, banda, rosyjscy agenci i w ogóle wrogowie Pana Boga i straszne „typy", według posłów Błaszczaka czy Boguckiego. Rząd nie jest w stanie zrobić niczego dobrze, PiS nie jest w stanie zrobić niczego źle. Taki manichejski obraz Polski demonstrują posłowie prawicy. Wróży to bardzo źle polskiej demokracji.
Ale i w Ameryce nie dzieje się lepiej. Po rezygnacji prezydenta Bidena z udziału w tegorocznych wyborach Donald Trump (na którego PiS stawia), wymierzył kanonadę w jego zastępczynię Kamalę Harris. Ona jest według niego i innych trumpistów brzydka, szalona, głupia jak but (dumb as a rock) i realizuje program komunistyczny. Poza tym jest oszustką. Zatrudniła sztuczną inteligencję i ta generuje sztuczne (a jakże) tłumy. Oczywiście, żadnych dowodów pan Trump nie przedstawia (podobnie jak pan Kaczyński gdy nazywa Tuska niemieckim agentem). Powód gniewu jest wszakże oczywisty. Harris przegoniła Trumpa w sondażach i ostatnio góruje nad nim nawet w stanach „swingujących", które są kluczowe. Trump już teraz daje do zrozumienia że, podobnie jak to było cztery lata temu, w przypadku przegranej, zwycięstwa swojej konkurentki nie uzna.
Tu widzę podobieństwa między wyborami w Polsce i w Stanach. I tu i tam będzie na ostro, to jasne. Ale są granice, prawne i etyczne których przekraczać nie wolno, a które są i będą przekraczane. Trump już na początku kampanii ogłosił, że chce być dyktatorem. Kaczyński nie wyobraża sobie życia bez władzy. Każdy kto mu się sprzeciwia jest wrogiem Pana Boga, zdrajcą i agentem. Gdyby mógł posłałby te „kanalie" do piekła. Ale piekło dopiero będzie, jeśli „wartości" tych panów wygrają i zaczniemy myśleć i działać ich kategoriami, obrzucając błotem inaczej myślących. To się nie rymuje z demokracją w żaden sposób. W ten sposób demokracje więdną i umierają .
Bo sama władza jest fałszywym bożkiem.
Komentarze obsługiwane przez CComment