ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Kamienne gody Państwa Ciachowskich

Państwo Zygmunt i Krystyna Ciachowscy z Kadłubówki (gm. Nowe Miasto, pow. płoński) są ze sobą już 70 lat. Mimo podeszłego wieku trzymają się dobrze, mieszkają sami, radzą sobie z podstawowymi czynnościami. Można ich spotkać w kościele lub na cmentarzu. Do niedawna pan Zygmunt jeszcze sam przygotowywał drewno na zimę. 

Zygmunt 
Pan Zygmunt Ciachowski urodził się w folwarku Ogonowo (par. Dziektarzewo, k. Glinojecka), ale miejsca tego nie pamięta, ponieważ po jakimś czasie jego rodzina przeniosła się do folwarku Przepitki (obecnie gm. Nowe Miasto), gdzie właścicielem majątku był Stefan Romański, właściciel firmy budującej organy i fortepiany z Lublina. 

Ojciec pana Zygmunta, Antoni Ciachowski, pracował przy koniach, matka, Aleksandra, zajmowała się domem. Mieszkali w czworaku. Państwo Romańscy byli dobrzy dla swoich pracowników. 

W czasie okupacji Przepitki wraz z kilkoma okolicznymi folwarkami znalazły się pod zarządem niemieckiego „folwaltera” Skowronka. 

Dalszy ciąg artykułu pod zdjęciem

W pamięci pana Zygmunta szczególnie utkwił dzień, w którym został pobity przez Niemca, pod uderzeniem bata pękła koszula. Skowronek był wściekły, że chłopak zgubił paczkę od jego żony (ktoś ją ukradł), która rezydowała w pobliskim Gościminie. 

Po jakimś czasie Niemcowi złość przeszła, przyznał mu nawet w przypływie szczerości, że do wymierzenia srogiej kary namówiła go dziedziczka jednego z zarządzanych przez niego majątków.

Gdy wojska radzieckie były już blisko, Skowronek ewakuował się, zabierając ze sobą czterech pracowników, wśród nich pana Zygmunta. Za Płońskiem zatrzymał się na nocleg. Zygmunt został w stodole, miał pilnować koni. „Spaliśmy na lnie” – wspomina. W nocy uciekli. Ukryli się u jednego z okolicznych gospodarzy. Rano Niemcy w pośpiechu pojechali dalej. Wkroczyli Sowieci. Człowiek, który udzielił im schronienia, nie był zadowolony z obecności wyzwolicieli. „Jeden skur… odszedł, drugi przyszedł” – miał powiedzieć srodze zdenerwowany..Na podwórku leżała zarżnięta jałówka, po świniach tylko wnętrzności… 

Pan Zygmunt szczęśliwie wrócił do domu, ale ledwo ochłonął po wojennych przeżyciach, przyszło mu stawić czoła kolejnemu wyzwaniu. Otrzymał kartę mobilizacyjną. Został skierowany do służby wojskowej w 17 Pułku Piechoty 5 Saskiej Dywizji. Trafił do karnej kampanii, gdzie większość stanowili „żołnierze frontowi w podartych płaszczach”. Tam było piekło. Na szczęście zyskał sympatię pewnego sierżanta, który pomógł przenieść go do jednostki stacjonującej na granica Odra-Nysa, gdzie było dużo lżej. W wojsku służył ponad dwa lata. 

Krystyna 
Pani Krystyna z Moszczyńskich Ciachowska urodziła się w 1932 r. w Salomonce (obecnie gm. Nowe Miasto). Wkrótce jej dziadek kupił ziemię w sąsiednim Jędrzejewie. Była to sąsiadująca z Kadłubówką ekslawa leżącej obok Sochocina wsi, oddzielona od macierzy polami Bolęcina (przy drodze Nowe Miasto-Płońsk). 

Ojciec, Feliks Moszczyński, był murarzem, stawiał piece kaflowe i domy. Matka, Apolonia z Gerwatowskich, pochodziła z Baboszewa, gdzie jej rodzina miała masarnię i sklep warzywny. Niestety, zmarła, gdy córka miała zaledwie trzy lata. Ojciec żenił się potem jeszcze dwa razy. „Ale wie pan, jak to jest z macochą…” – mówi ze smutkiem pani Ciachowska. Gdy zmarła druga żona ojca, pozostawiła ośmioletnią córeczkę. Krystyna wychowywała siostrę. 

W doli i niedoli 
Tych dwoje ludzi, doświadczonych przez życie, poznało się na prywatnej zabawie, które często wtedy organizowano. 

Ślub odbył się w ich kościele parafialnym, w Królewie 25 października 1953 r. Sakramentu udzielił ks. Józef Dziki. Ten dobry i pracowity kapłan – bo takim zapamiętali go parafianie – zwolnił młodych z egzaminu z katechizmu, w zamian poprosił panią Krystynę o pomoc w doprawieniu kapusty… 

Formalności w Urzędzie Stanu Cywilnego w Nowym Mieście dopełnili 29 grudnia 1953 r. 

W następnym roku urodziło się ich pierwsze dziecko, Jerzy, ale zmarł po trzech tygodniach. W 1955 r. urodziła się Ewa, po roku Edward Marek, a w 1966 Krzysztof. 

Ok. 1960 r. stracili wszystko, spalił się dom, budynki gospodarcze, inwentarz. Przez kilka lat wynajmowali mieszkanie w Przepitkach. 

Feliks Moszczyński pobudował nowy dom, po drugiej stronie drogi na Płońsk. Wkrótce kolonię Jędrzejewa włączono do sąsiedniej Kadłubówki. 

Życie było ciężkie. Dochód z gospodarstwa niewielki. Pan Ciachowski pracował także przy budowie dróg, ale pensja nie była wysoka. Dorabiali, zbierając jagody. 

Los nie oszczędzał im zmartwień i łez. W 2003 zmarł ich syn Marek, a w 2019 Krzysztof. Pan Zygmunt ze łzami w oczach mówi, że ma tylko jedno życzenie: „Żeby moja córka żyła”… 
Mimo tylu ciężkich przeżyć i doświadczeń są to ludzie pełni optymizmu. Zawsze życzliwi, uśmiechnięci, żartują. Gdy pytałem panią Krystynę o początek ich związku, odpowiedziała ze śmiechem, że „przychodził i przychodził, ja go nie chciałem, aż mi się w końcu naprzykrzył” . Mąż nie pozostaje jej dłużny: „Jeżeli pan jeszcze nie jest żonaty, to panu radzę, żeby pan dobrze szukał i nie trafił tak jak ja.” 

To wszystko tylko żarty. Znam ich od kilku lat i podczas żadnej wizyty nie słyszałem złośliwości względem siebie. Widać, że są ze sobą bardzo związani. Nie pozostaję nic innego, jak życzyć zdrowia i sił na kolejne lata wspólnego życia.

Komentarze obsługiwane przez CComment