Olga Zmudczyńska-Pabich: Moje Boże Narodzenie
- Jedną z ciekawszych tradycji, która jest w moim domu, i o którą do dzisiaj pewne spory z małżonkiem prowadzimy, to danie, które nazywa się „gruszczanka” - mówi Olga Zmudczyńska-Pabich, wiceprezydent Ciechanowa. - Trafia ono na stół wigilijny na koniec wieczerzy. Jest to pewnego rodzaju kompot wigilijny, który nie jest podawany w szklance, tylko w misce.
Do tego są robione ręcznie kluski i taką zupę z kluskami symbolicznie, każdy po łyżeczce lub dwie z jednej miski spożywa. To jest kompot podany w postaci wspólnej zupy owocowej.
Poza tym jest podobnie jak wszędzie. Jest sianko pod obrusem, barszcz z uszkami, jest karp smażony, ale jest także fasola, która trafia na stół. Jedną fasolkę głowa rodziny podrzuca, żeby rodzinie dobrze w przyszłym roku się żyło. Czy to ma jakieś znaczenie? Nie, po prostu taki mamy zwyczaj. Podobnie jak umieszczanie pieniążka po którymś z talerzy wigilijnych. Może to oznaczać majętność osoby, która go znajdzie. W tle słychać kolędy, a po wieczerzy moja córka pianistka grywa na fortepianie i wszyscy je śpiewamy razem.
Komentarze obsługiwane przez CComment