ul. ks. Ściegiennego 2, 06-400 Ciechanów 23 672 34 02 sekretariat@ciechpress.pl Pon.-Pt.: 8.00 - 16.00

Euro nadchodzi

Nadchodzi Euro. I nie chodzi tu o przyjęcie europejskiej waluty, ani też o wybory do europarlamentu, ale o coś, co tygryski lubią najbardziej – mistrzostwa w piłce kopanej. I nic to, że w Niemczech, że grupa śmierci, że Lewy już nie ten, a koń jaki jest, każdy widzi.

Ważne, że znowu będą emocje, hektolitry piwa i ta niepowtarzalna czerwcowa atmosfera piłkarskiego święta. Trzeba tylko pamiętać, żeby zawczasu kupić kwiaty żonie i zapewnić rozrywkę dzieciom (ewentualnie wysłać wszystkich na wczasy do teściowej) i można żyć. Ba, nawet tak trzeba żyć, parafrazując pewnego klasyka.

Jako przedstawiciela wyżu demograficznego lat 80. młodość moja była naznaczona kompletnym brakiem sukcesów naszej kadry narodowej, poprzedzonych sławetną klątwą Bońka i Piechniczka. Dlatego pierwszy za mojego świadomego życia tak wielki sukces, jakim był awans na wielką piłkarską imprezę – mundial w Korei i Japonii w 2002 roku – był przeżyciem niezapomnianym. Moja ekscytacja była tak wielka i widoczna, że nawet matka uznała, iż nie warto z nią walczyć, ulegając presji i kupując mi dekoder Polsatu, albowiem zaistniał wtedy proceder zakodowania tejże imprezy przez Solorza. Ponieważ, z uwagi na różnicę czasu, transmisje z meczów były w godzinach porannych, przed faktem dokonanym braku obecności na zajęciach szkolnych stawiana była moja wychowawczyni. Co prawda było to tuż po maturze, co umniejsza wagę tych nieobecności, ale klnę się na wszystko, że gdyby dzień meczu przypadał wtedy w dniu matury – zdawałbym ją rok później. Do dziś pamiętam ten dreszcz w momencie pierwszego gwizdka w meczu z Koreą. I do dziś słyszę słowa Maleńczuka „mundialeiro, mundialeiro, na początek zero dwa z Koreirą”. 

„W naszej reprezentacyi cymbalistów było wielu”, dlatego te kolejne wielkie imprezy były przeważnie pasmem kolejnych rozczarowań. I „Ja nas nie chcę usprawiedliwiać”, ale… „że Dudka nie wzięli...?” Przynajmniej jednak zazwyczaj na te mundiale i euro udawało nam się awansować. Lepsza grupa w garści, niż play-off na dachu. 

I wtedy niespodziewanie, pewnie nawet dla nich samych, przyszła era Lewego, Kuby i Nawałki. I tak skurczybyki zawyżyli standardy, że do dziś nam się czkawką odbija. Wyobraźcie sobie, że jest rok, powiedzmy, 2010 i ja wam mówię, że za kilka lat Polska dotrze do ćwierćfinału mistrzostw Europy i to w świetnym stylu? A to jeszcze nic, dodaję też, że za kilka lat będziemy mieli piłkarza lepszego nawet niż Boniek, który otrze się o Złotą Piłkę i będzie grał w słynnej Barcelonie? Kto by uwierzył takiemu bajkopisarzowi? Dopiero co Juskowiak szalał w Wolfsburgu, dopiero co Olisadebe prawie stał się gwiazdą światowej sławy, dopiero co był Ebi z Dortmundu i Żurawski z Wisły i Celticu. Zaszalał trochę Krzynówek, zatańczył Dudek, i tyle.

Nawet gdy ten Lewy wparował do tej naszej Ekstra Klasy i na dzień dobry został królem strzelców, żaden Jackowski nie przewidziałby jego dalszych losów. I choć to nie Smuda uczynił cuda, to dalej nastąpił niewiarygodny splot zbiegów okoliczności – życiowa forma schodzącego powoli ze sceny Kuby Błaszczykowskiego, prime Krychowiaka, Grosickiego, Glika, wejście z futryną Ministra Obrony Narodowej, czyli Pazdana, do tego wciąż wielki Piszczek, jeszcze skuteczny Milik i oczywiście Lewy. Ach, cóż to były za mistrzostwa… 

Nadchodzące Euro będzie inne z jednego powodu – mało kto ma teraz jakieś oczekiwania. Nie pompuje się tego balona tak jak dotychczas, bo i reprezentacja nie ta, i przeciwnicy z kosmosu. Fatalne eliminacje, drużyna w permanentnej budowie, nowy trener, a ze starej ekipy tylko równie starzy Lewy, Milik i Grosik. 

I może właśnie dlatego to będą dobre mistrzostwa. Bez presji wyniku, gdzie każdy urwany punkt będzie miarą sukcesu. Nic nie musimy, a ewentualnie możemy. Być może to będzie spektakularna porażka, ale… co z tego, skoro i tak nikt na nas nie stawia? A nuż objawi się jakiś nowy Pazdan, a może nawet jakiś... następca Lewego? Jak bajać, to na całego, a raz na dwadzieścia lat jakaś bajka może okaże się prawdą. 

Cholera, czyżbym właśnie rzucił klątwę?

Komentarze obsługiwane przez CComment