Jak być Trumpem (w Polsce)
Zaraz po imponującym zwycięstwie Donalda Trumpa w Ameryce, politycy w Polsce i na świecie poczuli, że muszą się do zwycięzcy odnieść w taki sposób, żeby go nie urazić, najlepiej zaś żeby się z nim utożsamić.
Niektórzy robili to już zresztą przed wyborami. Na przykład prezydent Andrzej Duda planował się z Trumpem spotkać w amerykańskiej Częstochowie w Doylestown, podczas swojej niedawnej wizyty w Stanach, ale niestety do wizyty nie doszło bo Trump tam nie dotarł, był zajęty gdzie indziej. Natomiast już po wyborach, prezydent Duda zamierzał udać się do posiadłości Trumpa Mar-a- Lago na Florydzie, żeby celebrować zwycięstwo, także z Victorem Orbanem, innym wiernym przyjacielem Trumpa. Niestety jednak, znowu z powodów niewyjaśnionych do wylotu nie doszło. Tylko Roman Giertych stwierdził złośliwie:" Zakończyła się najkrótsza zagraniczna wizyta Andrzeja Dudy. Wsiadł do samolotu, aby lecieć do Trumpa, gdy ten nagle odwołał spotkanie".
Jeśli nawet tak było osobiście bym się tym nie przejmował. Jak wiadomo Donald Trump ma opinię człowieka nieprzewidywalnego, co może wyjść nam na dobre. Jeśli nas Polaków potrafi czymś zaskoczyć to i naszych wrogów zaskoczy. Na przykład umówi się z nimi na wystawny obiad, jak to już kiedyś zrobił z północnokoreańskim przywódcą Kim Dzong Unem. Najpierw na niego psioczył, wyzywał od zbrodniarzy, a potem pił z nim wódkę i jeszcze klepał po plecach. Kim był tym zachowaniem - nomen omen, rozbrojony. A uzbrojenie ma ten kraj nuklearne… Tak może być i z Putinem, który zachowuje się teraz niepewnie. Nie wie czego się może po Trumpie spodziewać. Z pewnością się wkrótce spotkają, ale jaki alkohol będą pili? I co to będzie znaczyć? To są wciąż pytania, na które trudno znaleźć odpowiedź.
Wracając na polskie podwórko... Wszyscy chcieliby fraternizować się z Trumpem. Niektórym to się nawet udało. Polityk PiS Dominik Tarczyński brał udział w wiecach wyborczych Trumpa w Ameryce, był z nim na scenie i wykrzykiwał slogany. Już choćby z tego względu został uwzględniony w gronie pisowskich kandydatów na kandydata (na urząd prezydenta).
Wszyscy pospieszyli z gratulacjami, jeden przez drugiego. Taki Sławomir Mentzen, oficjalny już kandydat Konfederacji na prezydenta, porównał trumpowe zwycięstwo do największej bitwy u Tolkiena, tej o Helmowy Jar. Pamiętam tę bitwę w kinie, była monumentalna. Tyle że w filmie scenę tę kręcono w Nowej Zelandii a Trump swoje bitwy toczył na ziemi Waszyngtona. I wątpię czy George Washington byłby zachwycony jej wynikiem. Był demokratą.
Drugi nasz, jak do tej pory, oficjalny kandydat do najwyższego urzędu, Marek Jakubiak, to porte parole Donalda Trumpa. Przynajmniej on sam tak się przedstawia. Bo bezpośrednio nawiązał do hasła wyborczego republikanina: "Make Poland great again". A co tam, Polska ma być wielka i już. "Nawet jeśli to się komuś nie podoba, to ja mówię co myślę" - deklarował Jakubiak w programie "Debata Dnia". Osobiście też nie mam nic przeciwko wielkości Polski, choć nie wiem czy akurat Jakubiak jest do tej misji predestynowany. Chociaż, też był jak Trump przez lata przedsiębiorcą, tyle że nie w nieruchomościach a w branży piwnej. Piłem ten "Ciechan" przez lata… i przestalem.
PiS i KO jeszcze nie ogłosiły kandydatów na najwyższy urząd. Ale już nakręcają spiralę emocji. I Trump się tu też przydaje. Najpierw Błaszczak, za nim Kaczyński (później przyłączyli się do nich posłowie Kanthak i Bochenek), żądają aby rząd Tuska podał się do dymisji, ponieważ w przeszłości sam premier oraz niektórzy inni ministrowie wyrażali się krytycznie o Trumpie. Cenzura następcza… w państwie gdzie obowiązuje konstytucyjna swoboda wyrażania opinii. Cóż, PiS także na niwie konstytucyjnej jest jakieś inne. Warto przypomnieć że wybrany przez Trumpa na wiceprezydenta J. D. Vance, nazywał Trumpa "amerykańską wersją Hitlera" oraz "intelektualną heroiną". Jakoś to Trumpowi nie przeszkadzało w popieraniu Vance'a na najwyższe funkcje w Stanach. Zapewne nie będzie mu też przeszkadzać w relacjach z przedstawicielami polskiego rządu.
Tymczasem Koalicja Obywatelska zdecydowała się na prawybory, jak w Ameryce. W szranki stają Rafał Trzaskowski i Radek Sikorski. Ciekaw jestem, jeśli ten drugi zwycięży, jak będzie sobie radził z pytaniami o swoją żonę. Bo Ann Applebaum, skądinąd świetna dziennikarka, wcale nie ukrywa antypatii do Trumpa i porównuje go do Hitlera, Stalina, Mussoliniego… Ale, jak mówi jej mąż, żona nie jest "przedłużeniem męża". Tyle że… nieważne jak jest, ważne jak to wygląda. Ciekawe, jak polscy wyborcy odbiorą taki rozziew poglądów między małżonkami. Bo sam Sikorski jest pragmatyczny i zawsze zabiegał o dobre kontakty w Stanach. Ale i on dziwił się przed laty w restauracji "Sowa i przyjaciele" że robimy Amerykanom "loda"...
PiS tymczasem już zrezygnował z prawyborów, Kaczyński nie lubi demokratycznych zwyczajów. Podobno, jak twierdzi były premier Mateusz Morawiecki, jest tam nadal "niewielu więcej niż pięciu kandydatów" na kandydata. Każdy chciałby być polskim Trumpem. Sam Morawiecki jest trochę podobny, bo podobnie jak Trump "oszczędnie gospodaruje prawdą", za co został już dwukrotnie napiętnowany przez sądy. Ale gdzie mu do Trumpa, który musiał się bronić w sądach przed dziesiątkami zarzutów, zarówno cywilnymi jak i karnymi. Dwa razy próbowano urządzić mu impeachment w Kongresie. A on przezwyciężył to wszystko w cuglach. Prawdziwie niezwyciężony rycerz błogosławionej obłudy.
Pewne szanse miałby może Przemysław Czarnek. Też jest jak Trump: chłop na schwał, do tego szorstki, bezczelny, nieprzejednany, chamski. Tacy są teraz w modzie. I zwyciężają. Ale Czarnek nie ma 190 cm wzrostu ani takiej tuszy, nie ma też legendy playboya. Ważne jednak że w internecie wyrobił sobie renomę polskiego Trumpa. Moim zdaniem, on wygra, bo nie ma skrupułów. Inni, chyba nie mają szans. Nawrocki, Bogucki, Bocheński to młody narybek, niech się jeszcze uczą. Do Trumpa im jeszcze daleko, ale czy Jarosław Kaczyński nie mógłby poprosić pana prezydenta o przyznanie im tytułu "małego trumpka"? I tak przecież nie będziemy Ameryką, ale możemy być małym wielkim krajem....
Komentarze obsługiwane przez CComment