Jesień nadciąga z Brukseli
Wciąż mamy w pamięci letnie objazdy po kraju czołowych polityków rządzącej partii, z premierem Mateuszem Morawieckim na czele, opowiadających piękne rzeczy o polskim ładzie, krajowym planie odbudowy.
Słowem - o gigantycznych pieniądzach, które będą płynąć do Polski wartkim strumieniem, głównie z Unii Europejskiej. Wynegocjowaliśmy, załatwiliśmy, już prawie są - twierdził premier, podkreślając swoją rolę w tym dziele. Na jesieni miało sypnąć euro niczym liśćmi z drzew.
Tymczasem⌠jesień przyszła szybciej niż się spodziewaliśmy i stało się to, przed czym przestrzegali niektórzy "brukselczycy" oraz inni "zdrajcy z opozycji", którzy jak wiadomo życzą Polsce źle - możemy tych środków nie otrzymać! Fundusze mogą być wstrzymane dla kraju, w którym nieprzestrzegana jest praworządność, łamane są prawa mniejszości, obchodzone przepisy konstytucji. Takie zapisy przyjęli przywódcy Unii Europejskiej na jednym ze szczytów unijnych (proszę zgadnąć, który kraj miał najwięcej problemów z zaaprobowaniem tej uchwały?). Tak się jakoś składa, że od dłuższego czasu dotyczy to dwóch krajów: Polski i Węgier.
I o to w połowie lipca czarny sen premiera zaczyna się spełniać - Komisja Europejska zamroziła wynegocjowany z polskim rządem projekt Krajowego Planu Odbudowy (chodzi o 57 mld euro) z powodu nagłego zaognienia sporu o nadrzędność prawa unijnego w Polsce, nierespektowanie orzeczeń TSUE w dziedzinie sądownictwa (m.in. w sprawie działania stworzonej przez PiS Izby Dyscyplinarnej).
Do wstrzymania przelewu walnie przyczynił się sam premier, który skierował do Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej zapytanie w sprawie nadrzędność polskiego prawa nad unijnym. Trybunał znalazł się w pułapce, więc zwleka, przekłada terminy, robi uniki.
Ale to jeszcze nie wszystkie nasze zmartwienia. Okazuje się, że jeszcze szybciej może być problem z kolejnymi środkami unijnymi, które już powinny być dostępne. To pieniądze przeznaczone dla regionów, m.in. na opiekę zdrowotną, dofinansowanie szpitali i wsparcie dla małych i średnich firm w związku z pandemią koronawirusa. Ale Bruksela stawia warunek - jeśli samorządy nie wycofają się z homofobicznych uchwał anty-LGBT (strefy wolne od LGBT) tych funduszy nie otrzymają.
Jak wiadomo, w ub. tygodniu Komisja Europejska zawiesiła rozmowy z pięcioma polskimi województwami na temat wypłat środków z programu REACT-EU. Chodzi o Małopolskę, Podkarpacie, Lubelskie, Łódzkie i Świętokrzyskie.
"Działania waszych władz regionalnych, które przyjęły deklaracje, uchwały czy rezolucje nazywające społeczność LGBTIQ "ideologią" i uznały swoje terytoria za nieprzyjazne dla osób LGBTIQ, kwestionują ich zdolność do zapewnienia zgodności z zasadą niedyskryminacji. A ta jest warunkiem funduszy wspierających rozwój gospodarczy" - czytamy w liście KE, który upublicznili w weekend aktywiści z internetowego Atlasu Nienawiści.
W niektórych województwach podjęto już próby wycofania się z tych nieszczęsnych uchwał, ale opcja anty-LGBT jest tak silna (np. w Małopolsce) że ponowne głosowanie nie przyniosło rezultatu. Straszak LGBT, którym szczególnie operuje Instytut Ordo Iuris wciąż działa.
Ale w tej sprawie jest optymistyczny akcent - Polska tych pieniędzy (z programu REACT-E) nie straci całkowicie, zostaną one rozdysponowane pomiędzy inne regiony, te które nie walczą z mniejszościami. Ale generalnie polskie władze nie będą mieć spokojnej jesieni, zimy, wiosny... Bo nawet gdy już Bruksela zatwierdzi KPO, to i tak instytucje UE co pół roku będą mogły blokować kolejne transze z Funduszu Odbudowy. W jesiennym powietrzu snuje się pytanie (do rządzących) - czy warto było?
RYSZARD MARUT
Ciechanów, 7 września 2021 r.
Komentarze obsługiwane przez CComment