Kanibale i czarne łabędzie
W poprzednim felietonie odniosłem się krytycznie do słów Donalda Tuska odnośnie „demokracji walczącej". Samo pojęcie nie jest obciążone złą konotacją, przeciwnie, kojarzy się z koniecznością walki z totalitarną władzą, z nazizmem. Przewidywałem jednak że liderzy PiS wykorzystają okazję do frontalnego ataku na koalicyjny rząd a w szczególności premiera Tuska.
I już się dzieje. PiS niemiłosiernie smaga Tuska za rzekome gwałcenie prawa i ludziom nieznającym historii „pierze mózgi". Nieważny kontekst, nieważne intencje mówiącego, ten jeden przymiotnik dodany demokracji potraktowano jako zawołanie bojowe żeby zniszczyć rzekomo państwo, prawo, Polskę. W tym przeginaniu i reinterpretacji słów Tuska celuje oczywiście sam Jarosław Kaczyński oraz jego pretorianie.
Do tego chóru zatroskanych o Polskę dołączył ostatnio prezydent Andrzej Duda i to na ważnym międzynarodowym Forum Krynica 2024. Przemawiając w ubiegły czwartek nie mógł nie zauważyć szalejącej powodzi, ale potraktował ją tylko jako „czarnego łabędzia" który testuje przygotowanie rządzących. O czarnych łabędziach mówią ekonomiści, którzy przewidują trendy, ale zwykle zastrzegają się że nie mogą wykluczyć zjawisk wyjątkowych, takich jak wojny czy katastrofy naturalne. Prezydent wiedział o powodzi od tygodnia, ale wolał się najpierw bawić na dożynkach, a wizytę na terenach popowodziowych złożył późno i symbolicznie, co mu wygarnął nawet prezes Kaczyński mówiąc o jej propagandowych aspektach i o tym że uściśnięcie ręki prezydentowi nie jest najważniejsze z punktu widzenia mieszkańców.
Ale w Krynicy Duda powiedział więcej: „Gdy Tusk mówi o "walczącej demokracji", obywatele z trwogą słuchają tych słów, gdyż usprawiedliwia on łamanie standardów konstytucyjnych, usprawiedliwia łamanie prawa, łamanie wszelkich zasad praworządności w sposób absolutnie skrajny."
Prezydent pozwolił sobie na grube nadużycie. Można by zapytać, w którym miejscu Tusk „usprawiedliwia" łamanie prawa, do tego w sposób „skrajny". Tusk, owszem, mówił na spotkaniu z prawnikami iż przywracanie praworządności może okazać się trudne i różne autorytety prawne mogą chrząkać nosem, ale tak się dzieje zawsze gdy rząd podejmuje się przeprowadzenia istotnych reform. Reform koniecznych po pisowskich demolkach. Duda udaje, że tego nie rozumie. Ale to przecież jest ten sam Duda, który jeszcze kilka tygodni temu publicznie zarzucał Tuskowi współpracę z rosyjskimi służbami (FSB). Ten sam Duda, który po kryjomu, w nocy, zaprzysięgał sędziów-dublerów, a nie chciał zaprzysiąc sędziów legalnie nominowanych przez Sejm. Ten, który dwa razy ułaskawiał Kamińskiego i Wąsika, prawomocnie skazanych przestępców, który podpisywał ewidentnie niekonstytucyjne ustawy (np. tzw kagańcową), ten który razem ze Zbigniewem Ziobro, Julią Przyłębską oraz Małgorzatą Manowską niszczył polskie sądownictwo i polską praworządność. Powiedzieć zwyczajowo że przyganiał kocioł garnkowi, to nic nie powiedzieć.
Duda, pomimo wyraźnych animozji do Kaczyńskiego (i vice versa), śpiewa ciągle w tym samym chórze co PiS, najwyraźniej licząc na objęcie przywódczej pozycji na prawicy już po zakończeniu prezydentury. Dlatego w swoim przemówieniu przeciwstawił rządy Tuska 8-letnim rządom PiS. I przyłączył się do jeremiady w sprawie powodzi. A od ludzi PiS-u, często w amoku, usłyszeliśmy i przeczytaliśmy niemało. Jak to premier je zupę szczawiową a powinien wysłać ją powodzianom, jak to wykorzystał okazję żeby sprowadzić niemieckie wojsko, jaki to on jest całkowity nieudacznik i w ogóle wywołał specjalnie powódź, żeby uwiarygodnić zmiany klimatyczne. Ten ostatni zarzut pochodzi od warszawskiego działacza PiS, ponoć uniwersyteckiego intelektualisty, którego nazwisko pominę żeby mu oszczędzić sromoty. Politycy PiS, powołujący się kiedyś chętnie na pokorę, tutaj nie wykazali się tą cnotą i uważają zapewne że osiem lat ich rządów nie musi ich skłaniać do jakiejkolwiek samokrytyki.
Podobnie prezydent Duda nie przeanalizował ośmiu lat rządów PiS, ani pod kątem rujnowania praworządności, ani zaniedbań w walce z powodziami. A przecież to pisowski minister Marek Gróbarczyk oświadczył kilka lat temu że zbiorniki są „psu na budę", a inna pani minister, Anna Zalewska (nomen omen) przyczyniła się do zalewów poprzez swoje negatywne stanowisko w sprawie zbiorników retencyjnych w Kotlinie Kłodzkiej. Pewnie, że i politycy PO mają na swym koncie różne wypowiedzi w tej sprawie, a sam Tusk jeszcze 13 września mówił że „prognozy nie są przesadnie alarmistyczne", ale opierał się na prognozach otrzymanych od specjalistów danego dnia, a poza tym w tej samej wypowiedzi stwierdził, że musimy być przygotowani na najgorsze. Tym niemniej politycy PiS będą się czepiać każdego słowa, dlatego tym bardziej premier powinien je ważyć. PiS i PO to nie jest „jedno zło". Różnica jest fundamentalna i odnosi się głównie do praworządności. Każdą próbę jej naprawy liderzy PiS będą nadgryzać jak kość. Świetnie ujął to profesor prawa Marcin Matczak pisząc o kanibalach (PiS) krytykujących mięsożerców (PO). Zaś prezydent Duda sam jawi się jako ten „czarny łabędź" między kanibalami wzywający do wszelkiej niecnoty.
Komentarze obsługiwane przez CComment