Kot, pszczoły i książki
Małomówna zwykle kotka rozgadała się w ostatni wtorek. Zaskoczyła nas, bo z reguły cicho podchodzi, trąca domownika łebkiem, po czym widząc jego zainteresowanie, prowadzi: do miseczek, wody, kuwety, na balkon albo do akwarium.
Dzięki temu przypomina nie tylko o swoich potrzebach, ale i o tym, że trzeba nakarmić rybki lub włączyć im światło czy, po karmieniu, filtr. Nie strzępi języka lub, inaczej mówiąc, nie gada po próżnicy. We wtorek powiedziała nam, że chętnie zje jakiś smakołyk, a nawet dwa, wyraziła zgodę na głaskanie, lecz tylko przez wybraną osobę, a około dwudziestej trzeciej zgłosiła gotowość do uprawiania sportów domowych typu skakanie po meblach i bieganie po mieszkaniu, oczywiście w asyście człowieka. Ostatniemu zadaniu ciężko było sprostać, bo i pora nie ta, sąsiedzi śpią, i domownicy zmęczeni.
– Co ona taka dzisiaj rozmowna? – zapytał mąż, wróciwszy z pracy o nieludzkiej porze. Syn, który już wcześniej zadał sobie to pytanie, odkrył na nie odpowiedź z pomocą internetowego wujka i oznajmił, że 8 sierpnia przypada Międzynarodowy Dzień Kota. Oboje z mężem się zdziwiliśmy. – Przecież Dzień Kota przypada w lutym – przypomniałam sobie. Mąż stwierdził: – To nie ma dzisiaj Wielkiego Dnia Pszczół? Całą drogę słuchałem o tym w radiu. – Tym razem ja zajrzałam do sieci, a tam i o kotach (w lutym dzień światowy, obchodzi się głównie w naszym kraju i we Włoszech), i o pszczołach, i dodatkowo o Międzynarodowym Tygodniu Psa Asystującego. Wyjęliśmy miodek na degustację, smakołyk dla pupilki i odbyliśmy ludzko-kocią rozmowę. Ktoś z nas przypomniał sobie przypisywane nobliście Albertowi Einsteinowi zdanie: „Gdy zginie ostatnia pszczoła na kuli ziemskiej, ludzkości pozostaną tylko cztery lata życia”. Pszczół podobno coraz mniej. Wróciło do mnie wspomnienie stojących w pobliżu leszczyny uli w gospodarstwie moich dziadków. Pasiekę prowadził wuj mojej babci, a brat prababci – Konstanty, który przed wojną miód woził do Ciechanowa, a stamtąd koleją wysyłał do stolicy. Po nim nikt nie przejął pałeczki, ule rozpadły się, a może zostały sprzedane. Na szczęście, kilku znajomych ma pasieki i od nich przywozimy słoiki z miodem. Pszczółki się uwijają, nie bez kozery zostały symbolem pracowitości. „Jeśli jesteś pracowity jak pszczółka, silny jak niedźwiedź, harujesz jak wół, a do domu wracasz zmęczony jak pies, idź do weterynarza! Prawdopodobnie jesteś osłem”, kartka o takiej treści stała kiedyś na półce w naszym gabinecie, ale gdzieś się zawieruszyła; interpretację jej treści zachowam dla siebie.
Po zdjęciach kotów, częściej, i pszczół tudzież uli, rzadziej, w świecie wirtualnym pojawiły się zdjęcia książek, zapełnionych nimi półek i całych bibliotek. Jak się okazało, 9 sierpnia obchodzimy Światowy Dzień Miłośników Książek (Book Lovers Day). Nie wiem, dlaczego w minionych latach go przeoczyłam. Jeśli świętujemy, czytając, to u mnie ten dzień trwa cały rok. Jako bibliofilka nie mogłam się powstrzymać i przyniosłam do domu książki z odzysku, za uśmiech, za inną książkę. Domownicy, włącznie z kotką, nie byli zadowoleni. Cóż, mimo moich usilnych zabiegów, zaklęć, szukania ukrytego przycisku wśród książek, salon i jadalnia w jednym, służący również jako biblioteka, nie chce się powiększyć. Zawsze mogę powiedzieć, że mamy za mało półek, a nie za dużo książek, ale to nie zmienia sytuacji, że część z nich zamiast stać, dumnie prężąc grzbiety, leży lub jest przenoszona z miejsce na miejsce. Przydałby się dom z oddzielną biblioteką, może być łącznie z gabinetem, z widokiem na drzewa. Tymczasem są inne, pilniejsze i ważniejsze potrzeby znane wszystkim, którzy mają na domowym pokładzie studentów.
Komentarze obsługiwane przez CComment