Na scenie i na kolei – mniej znane epizody z życia Władysława Reymonta
Jednym z patronów roku 2025 – o czym przypomniał tydzień temu redaktor Marut w swoim cotygodniowym felietonie – jest Władysław Stanisław Reymont (1867-1925). W przeciwieństwie do Stefana Żeromskiego, o którego związkach z północnym Mazowszem pisałem na łamach TC kilka lat temu, a zwłaszcza o jego pobycie w dworze Cypryńskich w Szulmierzu latem 1887 r., o romantycznej wyprawie do Opinogóry, by złożyć hołd Zygmuntowi Krasińskiemu, o jego „romansowych” wizytach w Przedwojewie u Eleonory Dębińskiej i u Heleny Radziszewskiej w Mławie, a także o pobytach autora „Przedwiośnia” w Wólce Mławskiej, gdzie dożywała swych dni jego przybrana matka, Antonina Żeromska, zmarła 14 października 1920 r., i gdzie do dziś znajduje się jej grób, to o śladach pobytu Reymonta w naszym regionie prawie w ogóle nie słychać.
Może więc warto przypomnieć kilka mniej znanych kart z biografii pisarza, która miała też swoje północno-mazowieckie epizody, związane z karierą aktorską przyszłego noblisty i jego pracą na kolei. I choć pewnie zaskoczę tym niejednego z Czytelników, dla których zazwyczaj autor „Chłopów” i „Ziemi obiecanej” to przede wszystkim wybitny pisarz, który pokonał w rywalizacji o nobla samego Żeromskiego, nie mówiąc już o Thomasie Mannie czy Maksymie Gorkim oraz kilku innych kontrkandydatach z 1924 r., muszą dodać, że w swym życiu nie tylko pisarstwem się on parał. W młodości był bowiem krawcem, a dokładnie czeladnikiem krawieckim wyzwolonym w 1884 r. w Warszawie, po czteroletnim terminie u swego szwagra, mistrza krawieckiego Konstantego Jakimowicza. Ponadto jako dwudziestolatek pałał wielką miłością do teatru, kilkakrotnie próbując swych sił jako aktor, co jednak skończyło się dla niego niepowodzeniem i jak sam przyznał po latach: „talentu scenicznego nie miał”. Dzięki koneksjom ojca był też kilka lat pracownikiem Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, co dało mu potem miano „najsłynniejszego polskiego kolejarza”. A jakby tego było mało, miał w planach wstąpienie do paulinów na Jasnej Górze, po czym dość szybko związał się ze środowiskiem spirytystów, podróżując jako medium do Londynu i Paryża. Ostatecznie jednak to właśnie praca literacka stała się jego życiową pasją, co okazało się pożyteczne nie tylko dla niego, ale i dla kultury polskiej końca XIX i pierwszego ćwierćwiecza XX wieku.
Przypomnijmy, że Władysław Stanisław Reymont (Rejment) urodzony we wsi Kobiele Wielkie koło Radomska, spędził dzieciństwo w Tuszynie pod Łodzią, gdzie jego ojciec był organistą. W 1880 r., w wieku trzynastu lat, wyjechał do siostry do Warszawy i to właśnie z tym miastem związał swoje życie, choć już w 1885 r. jako „buntownik” opuścił stolicę, błąkając się wraz z wędrowną trupą aktorską po prowincji, kilka razy znajdując schronienie w domu rodziców, którzy w tym czasie mieszkali w Wolbórce koło Tuszyna, a także próbując swych sił jako pracownik kolei, po czym w 1893 r. powrócił do Warszawy, i odtąd był jej wierny aż do śmierci. Co prawda w 1920 r. zakupił majątek ziemski w Kołaczkowie koło Wrześni, gdzie chętnie mieszkał od wiosny do jesieni, ale pory zimowe spędzał niezmiennie w stolicy, i tam zmarł 5 grudnia 1925 r., rok po otrzymaniu nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Do tego dochodziły jego liczne podróże zagraniczne do Francji, Anglii, Włoch, Stanów Zjednoczonych, ale także krótkie pobyty w Zakopanem, na Podlasiu czy nad Bałtykiem. Kiedy więc pojawił się na północnym Mazowszu?
Związki Reymonta z naszym regionem przypadły na okres jego młodości. Najpierw był teatr, a w nim Reymont jako aktor. Jako kilkunastoletni chłopak, wraz z kolegą szkolnym Edwardem Oleśniewiczem, postanowił bowiem porzucić krawiectwo i na przełomie 1884/1885 r. przystąpił do wędrownej trupy teatralnej, występującej na prowincji. Z jego dziennika wiemy, że występował między innymi w grupie Feliksa Ratajewicza, aktora i kierownika kilku objazdowych trup scenicznych. W sezonie 1885/1886 r. występował pod nazwiskiem Urbański, i właśnie wtedy, przez sceny w Ozorkowie i Łęczycy, trafił po 8 stycznia 1886 r. do Gostynina. Wiosną 1886 r. występował z kolei na scenach w Ciechanowie i Przasnyszu. Niestety, w którym miejscu dokładnie, tego nie wiem. W czerwcu był już w Lublinie, a potem w Puławach. Natomiast jesienią, załamany i rozczarowany swymi scenicznymi występami, wrócił do domu rodziców do Wolbórki koło Tuszyna. Jak wspominają jego towarzysze z wędrówek teatralnych odznaczał się zbyt słabym głosem jak na aktora, niewysokim wzrostem i do tego bardzo krótkim wzrokiem, co powodowało, że jego sceniczne występy wzbudzały raczej śmiech widzów niż podziw, a zwłaszcza pewnego razu, gdy z powodu słabego wzroku pomylił drzwi, i zamiast zejść ze sceny, wszedł do szafy! Praktykował też jako sufler, ale i „budka suflera” nie była jego przeznaczeniem. Czy to dziewiętnastowieczni mieszkańcy Gostynina, Ciechanowa czy Przasnysza byli tego świadkami, czy mieszkańcy jakiejś innej miejscowości na prowincji, nie chciałbym tu rozstrzygać, ale sam Reymont się nie poddał. Jeszcze w 1889 r., wiedziony bakcylem teatralnym, wstąpił do Towarzystwa Dramatycznego w Piotrkowie Trybunalskim, a w 1891 r. – już jako pracownik kolei – występował w amatorskim teatrze w Skierniewicach, i dopiero później poddał się ostatecznie, pisząc w jednym z listów do brata: „dawny czar, jaki otaczał teatr, prysnął, dawny zapał, jaki czułem ku scenie, ulotnił się bezpowrotnie”. Kto jednak czytał jego „Komediantkę” – a zdaniem specjalistów to jedna z ważniejszych jego powieści – zapewne zauważył, że choć aktorem Reymont był mizernym, to jednak obserwatorem dobrym i mistrzem w przelewaniu na papier swoich życiowych doświadczeń.
Kolejny epizod północno-mazowiecki w życiu przyszłego noblisty związany był z jego pracą na kolei w latach 1888-1893. Kiedy bowiem przyszło pierwsze rozczarowanie teatrem, i kiedy dzięki protekcji i zapewne pieniądzom ojca, Reymont otrzymał w 1888 r. posadę pomocnika dróżnika na małej stacji w Lipcach (tu będzie toczyć się akcja „Chłopów”), a potem w Rogowie, pojawił się na krótko w Mławie. W tamtych latach nadgraniczna stacja kolei warszawsko-wiedeńskiej w Mławie była jedną z najbardziej okazałych i najważniejszych – jako graniczna – stacją tejże kolei, uroczyście otwartą w 1877 r. Krótki pobyt przyszłego pisarza w tym mieście, o czym głośno mówiono i przypomniano sobie po wręczeniu mu nobla, związany był z nauką młodego pomocnika dozorcy plantowego Reymonta w tutejszej szkole kolejowej bądź z praktykami, których wymagano od tych, którzy zamierzali pracować na kolei. O fakcie pobytu pisarza w Mławie często przypominał miejscowy społecznik i poeta, Janusz Dylewski, zmarły przedwcześnie, który został zapamiętany między innymi z tego, że w czasie różnych oficjalnych obchodów występował zawsze w mundurze kolejarza. Jak się okazało monotonna i niezbyt dobrze płatna w przypadku szeregowego pracownika, służba na kolei, nie dawała Reymontowi pełnej satysfakcji. Może po latach, czy po zabieganiu o awans byłoby inaczej? Ale czy tak rozumuje dwudziestoparolatek żądny przygód i szukający szybkiej stabilizacji finansowej, która dałaby mu szansę rozwijać jego marzenia? Co prawda Reymont z sentymentem wspominał po latach darmowe podróże, zwłaszcza wypady do Warszawy, do których jako pracownik kolei miał prawo od czasu do czasu, ale nudna na co dzień praca dróżnika, a także romans jaki miał z żoną zawiadowcy stacji w Skierniewicach, były przyczyną jego ostatecznego pożegnania się z pracą na kolei. I tak w 1893 r., poszukując swego miejsca w życiu, oddał się ostatecznie literaturze, żyjąc początkowo w opłakanych warunkach. Dopiero po wypadku kolejowym, którego doświadczył w 1900 r. we Włochach pod Warszawą, rocznej rekonwalescencji i wysokiemu odszkodowaniu, jakie adwokat wywalczył mu w sądzie, mógł wreszcie zmienić swoje życie, stając się człowiekiem niezależnym finansowo i mogącym poświęcić się ukochanym podróżom i pisaniu. Tak powoli dojrzewał nasz Reymont noblista. Czy pamiętał o swoich dawnych przygodach z Gostynina, Ciechanowa, Przasnysza, Mławy, i pewnie jeszcze niejednej mazowieckiej mieściny? To już pozostanie jego tajemnicą.
Komentarze obsługiwane przez CComment