O strajkach chłopskich na Mazowszu
Ubiegłotygodniowy felieton redaktora Ryszarda Maruta o chłopach i chłopkach, a właściwie to o najnowszej ekranizacji powieści Władysława Reymonta „Chłopi” oraz o książce Joanny Kuciel-Frydryszak „Chłopki” zachęcił mnie do przypomnienia wydarzeń, którymi żyła w latach trzydziestych cała Polska, a które miały również swoją północno-mazowiecko odsłonę, czyli o strajkach chłopskich i najbardziej zapamiętanym „wielkim strajku chłopskim” z 1937 r.
Natomiast nawiązując do felietonu redaktora Maruta chciałem przywołać pewne wydarzenie z października 1936 r., kiedy to planowano uroczyste nadanie imienia Ignacego Mościckiego – ówczesnego prezydenta Polski – dla nowo wybudowanego Domu Ludowego w Białyszewie koło Sierpca. Ze sprawozdania przesłanego do Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie dowiadujemy się, że inicjatywa ta spotkała się z protestami części ówczesnych działaczy Stronnictwa Ludowego. Nie obyło się również bez antysanacyjnych wystąpień aktywistów Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici”, a prezes struktur powiatowych tego związku, Lucjan Markowski z Sierpca, w wystąpieniu z 10 października 1936 r. publicznie wyraził swój sprzeciw, twierdząc, że patronem tego domu winien zostać nie prezydent, ale jakiś „prawdziwy przyjaciel ludu”. I kogo wymienił na pierwszym miejscu? No właśnie Reymonta, a dalej Orkana i Żeromskiego. Był więc już wtedy autor „Chłopów” – podobnie jak i dziś – wyrazicielem tego, co dostrzegali zarówno mieszkańcy „wsi spokojnej i wesołej”, jak i wyraziciele tej innej, i chyba bliższej ówczesnej rzeczywistości, „wsi niespokojnej i niewesołej”. I jedni, i drudzy chętnie do naszego noblisty się odwoływali, a on sam mistrzem pióra do dziś pozostał, co zresztą wybrzmiało w przywołanym tu felietonie.
Dziś jednak nie o Reymoncie chciałbym pisać, ale przede wszystkim o Wincentym Witosie, jednym z ojców naszej Niepodległej, który po głośnym „procesie brzeskim”, mającym wyciszyć przeciwników sanacji, wybrał emigrację i od września 1933 r. przebywał w Czechosłowacji, skąd między innymi kierował wspomnianymi strajkami chłopskimi. To on właśnie najpełniej chyba oddał stan ówczesnej polskiej wsi, która kolejny raz – mimo podejmowanych już w latach dwudziestych reform – znajdowała się w stanie kryzysu. Jak pisał: „Wieś odżywia się coraz gorzej. Nawet zamożniejsi gospodarze nie używają cukru. Oszczędzają także na soli, która często stanowi jedyną już okrasę. Przecinanie zapałek na kilka części, krzesanie ognia z kamienia, przenoszenie żarzących węgli w garnku z jednego końca wsi na drugi, stało się rzeczą codzienną i naturalną. (…) Ziemia przestała być dla chłopa owym upragnionym nabytkiem, stała się natomiast koniecznym ciężarem, dla niektórych ruiną i nieszczęściem”. Przesadzone? Chyba nie. W podobnym przecież tonie wypowiadały się także bohaterki przywołanej wcześniej książki Joanny Kuciel-Frydryszak. Również raporty z niektórych powiatów ówczesnego województwa warszawskiego pokazują taki właśnie stan rolnictwa i niespotykany od lat regres gospodarczy polskiej wsi. Nie trzeba więc było wiele, aby wszechobecna nędza w rodzinach chłopskich, i to w atmosferze ciągłych sporów politycznych między sanacją a ludowcami, wywołała powszechne wrzenie w kraju. Co prawda na Mazowszu, w przeciwieństwie do Polski południowo-wschodniej, w czasie strajków sierpniowych 1937 r. nie było ofiar śmiertelnych (w całym kraju zginęło wtedy ponad 40 chłopów, rannych było kilkaset osób, a do więzień trafiło prawie 5 tysięcy buntowników), to jednak hasła w stylu: „Prawa, chleba i pracy dla wszystkich”, połączone z domaganiem się podwyżki cen na artykuły rolne, umorzenia zaległych podatków, oddłużenia wsi, rozwiązania Sejmu i Senatu oraz wprowadzenia demokratycznej ordynacji wyborczej, zmiany proniemieckiego kierunku polityki zagranicznej, likwidacji dyktatorsko-biurokratycznego systemu rządów, uwolnienia więźniów politycznych oraz przywrócenia pełnych praw dla byłych więźniów twierdzy brzeskiej, pobudzały wielu mazowieckich chłopów i działaczy ludowych.
Już w 1936 r. podczas Święta Ludowego (31 maja) w różnych miastach Mazowsza północnego gromadziły się setki, a nawet tysiące, działaczy ludowych i chłopów z okolicznych wsi, których niezadowolenie wyrażali znani mówcy spośród władz krajowych i wojewódzkich Stronnictwa Ludowego. Tak było na przykład w Gostyninie, gdzie na wiec przybyło prawie 3 tysiące chłopów, których do obalenia sanacyjnego rządu wzywał prezes Zarządu Wojewódzkiego SL w Warszawie Andrzej Czapski. Pod koniec czerwca przedstawiciele mazowieckich chłopów brali też udział w ogólnokrajowej manifestacji zorganizowanej w Nowosielcach koło Przeworska, gdzie gościem honorowym był marszałek Rydz-Śmigły. Kiedy około 150 tysięcy uczestników tej manifestacji coraz wyraźniej dawało wyraz swemu niezadowoleniu marszałek pospiesznie opuścił to zgromadzenie. Jeszcze więcej niezadowolenia i buntu dało się zauważyć podczas manifestacjach zorganizowanych na Mazowszu 15 sierpnia 1936 r., ogłoszonego jako Święto Czynu Chłopskiego, a mającego na celu przypomnienie o roli mas chłopskich i ówczesnego premiera Wincentego Witosa w pokonaniu Sowietów w 1920 r. W Sierpcu już w przeddzień tych uroczystości policja aresztowała nauczyciela Zygmunta Wolskiego, związanego z ruchem ludowym i z nielegalną Komunistyczną Partią Polski, który wzywał do zbliżenia działaczy ludowych z komunistami i wspólnej walki z rządem sanacyjnym. Podobne hasła głosił płocki działacz lewicowy Julian Wieczorek podczas manifestacji urządzonej w Borowiczkach koło Płocka (znajdowała się tam znana na Mazowszu cukrownia). Jego również w późniejszych miesiącach aresztowano. Z kolei w Nowej Wsi pod Mławą na sierpniowej manifestacji zgromadziło się około 350 osób, którzy zwrócili się do władz państwowych z rezolucją w sprawie uniewinnienia Wincentego Witosa. Natomiast przemawiający tam ludowcy krytykowali rząd za złe traktowanie chłopów w urzędach, korupcję wśród urzędników oraz zbyt wygórowane pobory pracowników administracji.
Dalszą radykalizację chłopskiego buntu przyniósł rok 1937. W czasie zapowiedzianego w całym kraju „wielkiego strajku”, który miał trwać 10 dni, począwszy od 16 sierpnia, wzywano chłopów do nieudawania się na targi, a także do niedostarczania produktów rolnych do miejsc odbioru. Ci zaś, którzy strajk łamali byli zatrzymywani przez specjalne „piątki bojowe”, złożone z młodych i przeszkolonych wiciowców, i siłą zawracani do domów. Tym, którym udało się dotrzeć na targowiska niszczono przywożony przez nich towar, okaleczano konie oraz rozbijano wozy i furmanki. Również „badylarzom” próbującym handlować warzywami oblewano naftą ich towary i palono. Sporo takich zdarzeń odnotowano na terenie powiatu gostynińskiego, ciechanowskiego, płockiego i przasnyskiego. Zdarzały się również akcje sabotażowe. Na przykład w Bogatem koło Przasnysza w nocy z 19 na 20 sierpnia Jan Szulc wymontował jedno z urządzeń w miejscowej mleczarni, aby uniemożliwić przerób mleka dostarczonego przez łamistrajków. W niektórych miejscowościach policja aresztowała najbardziej radykalnych chłopów. Wśród 53 uwięzionych w całym województwie warszawskim znalazł się między innymi rolnik Stanisław Gwarecki z Sarnowej Góry koło Ciechanowa. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że były takie powiaty, gdzie strajk chłopski z 1937 r. spotykał się z mniejszym poparciem (np. w powiecie mławskim), a nawet prawie wcale nie występował, jak chociażby w powiecie makowskim, płońskim, pułtuskim czy sierpeckim. W tamtejszych wsiach i miasteczkach akcja strajkowa sprowadzała się właściwie do kolportażu ulotek i organizowania manifestacji w Dniu Czynu Chłopskiego. Niektórzy z mówców podczas tych manifestacji wzywali do otwartej walki z rządem sanacyjnym, domagali się realizacji postulatów zgłaszanych przez ludowców (była już o nich mowa), a także – jak uczynił to Michał Pluciński z Ciemniewka w powiecie ciechanowskim – w ostrych słowach krytykowali miejscowe ziemiaństwo i kler za bierną postawę wobec ruchu ludowego. Ogólnie jednak Mazowsze w sierpniu 1937 r. znacznie odstawało od tego, co działo się w niektórych częściach kraju. Jak czytamy w dokumentach Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie „ogólnie ludność wiejska nie zajęła zbyt przychylnego stanowiska względem strajku” i poza powiatami gostynińskim i łowickim „spadek frekwencji na targach i jarmarkach był bardzo nieznaczny”. Dlaczego? Może na wsi mazowieckiej nie było wtedy aż tak źle, a może – historycy bardziej biorą to pod uwagę – miejscowi działacze ruchu ludowego byli mocno podzieleni, tym samym mniej sprawni politycznie, powiązani niekiedy różnymi lokalnymi układami i tym samym niezbyt chętni do radykalizacji swoich postaw względem władz. Ale to już temat do innych rozważań.
Komentarze obsługiwane przez CComment