Parada na 11 listopada, gęsina na św. Marcina
Co można robić 11 listopada? Wiadomo – obchodzić Święto Niepodległości. Jak? A to już jak kto woli… Uroczyście, patetycznie na akademii. Marszowo na warszawskiej paradzie, z okrzykami i racami. Spokojnie, religijnie w kościele. Rekreacyjnie sportowo, wyczynowo...
Trzy lata temu firma Kantar Polska przeprowadziła sondaż wśród naszych rodaków pytając o sposób obchodzenia narodowego święta. Co czwarty Polak (z reprezentatywnej próby ponad tysiąca respondentów) wywiesił flagę państwową, co szósty poszedł na mszę za ojczyznę, co jedenasty wziął udział w jakichś uroczystościach publicznych w swojej okolicy, a 2 proc. odpowiedziało enigmatycznie - „tak, obchodzę to święto, ale inaczej”. W sumie wyszło, że tylko połowa Polaków w jakiś sposób zaakcentowała ten dzień.
Hmm…, to chyba dobrze. Niech każdy obchodzi 11 listopada, jak uważa, w końcu mamy demokrację, a od 15 października tego roku nawet demokrację plus.
O tradycji obchodów tego dnia przez Polaków pisałem przez kilka lat w tych felietonach. To w sumie nowe święto w naszym kraju, myślę, że jeszcze przez jakiś czas będzie nabierało nowych treści, ewaluowało. Wierzę, że w dobrym kierunku.
Za to dziś o innym święcie. 11 listopada to dzień św. Marcina, patrona ubogich, żebraków, dzieci, jeźdźców, kawalerii, hotelarzy, i wielu innych.
Dokładnie w tym dniu, w roku 397 odbył się pogrzeb biskupa Marcina z Tours. Jego kult rozpowszechnił się we Francji (został patronem tego kraju), przedostał się na Niderlandy, Wyspy Brytyjskie, Niemcy, w końcu na Europę Środkowo-Wschodnią.
Znany wizerunek świętego Marcina to jeździec na siwym koniu (był wówczas młodym, wysokim rangą legionistą rzymskim), który odcina i oddaje połowę swojego żołnierskiego płaszcza żebrakowi, żeby ten okrył się przed chłodem (tzw. miłosierdzie św. Marcina). Często widzimy go też na obrazach w towarzystwie… gęsi (o tym - niżej).
Żywot Martina z Tours, po porzuceniu wojska, był bogaty w wydarzenia, cuda, i dobre uczynki. Zanim został biskupem i świętym był ubogim mnichem-pustelnikiem, leczył i pomagał ubogim. Zgodnie z prawem nie mógł wstąpić do stanu duchownego, bo wcześniej był żołnierzem. Ale okazał się być taumaturgiem (cudotwórcą niosącym zarówno dar i brzemię), powierzono mu egzorcyzmy, w trakcie których miał spotkać się nawet z... samym diabłem.
Jak więc został biskupem nie będąc księdzem? Ano mógł, bo tak życzyli sobie mieszkańcy Tours, którzy go bardzo poważali. Kiedy zmarł poprzedni zwierzchnik kościoła w tej prowincji, wierni zaoferowali mu ten urząd, mimo sprzeciwu kleru. Sam Marcin też nie kwapił się, aby zostać biskupem i gdy dowiedział się, że przybyli posłańcy z wiadomością o nominacji, ukrył się w schowku z gęsiami. Te jednak zdradziły go, tak głośno i długo gęgały, że posłańcy odnaleźli go i posadzili na tronie biskupim. Stąd też św. Marcin często przedstawiany jest w sztuce w otoczeniu gęsi.
„Na świętego Marcina…”. To data przełomowa w jesiennym kalendarzu wsi. Opatrzona wielką ilością przepowiedni i przysłów. Był to, i nadal jest dzień oznaczający koniec prac na roli, corocznych zbiorów. Kończono wypasanie bydła i połów ryb. Rozpoczynały się zimowe prace gospodarcze. Naturalny koniec jesieni.
W tym czasie były już gotowe uwarzone wcześniej piwa i wina, zakończone uboje zwierząt. Okres sprzyjał zabawom, był okazją do celebrowania darów ziemi. Organizowano uczty, na której jedzono najtłustsze gęsi.
W Polsce święty Marcin czczony jest co najmniej od XVI w. Jednak prawdopodobnie jest to wcześniejsze święto pogańskie, które Kościół dopasował i zmienił w święto religijne.
Jest jeszcze, równie stara, związana z tym dniem tradycja, głównie poznańska, wypiekania rogali świętomarcińskich, z ciasta francuskiego z białym makiem i kandyzowanymi owocami. No i pochód… To coś innego niż marsz. Na czele Marcin na siwym koniu, w stroju legionisty (ale nie legionisty Piłsudskiego, tylko rzymskiego), za nim różne, poprzebierane grupy artystyczne. Radosny pochód podąża w stronę ulicy... święty Marcin. Na całej długości ulicy znajdują się tego dnia stoiska, na których można kupić przede wszystkim rogale. Pochód kończy się pod Zamkiem Cesarskim, gdzie Marcin otrzymuje klucze do bram miasta od prezydenta miasta. Gęsi nie gęgają.
Tak sobie myślę – a jakby tak połączyć pochód świętomarciński z marszem niepodległości…
Komentarze obsługiwane przez CComment