Prawdziwkami jesień się zaczyna…
Tak mógłby napisać w naszych czasach Julian Tuwim, a Czesław Niemen wyśpiewać, gdyby jeden z nich zasiadał do pisania, a drugi do interpretacji muzycznej utworu pt. „Wspomnienie”. Nie mimozami, a prawdziwkami...
Cała Polska czekała na te dni, a tu przyroda się zaparła. Lato było uparcie upalne, burzowe, a jak zdarzały się deszcze to ulewne i niszczące. Nie mówiąc już o powodziach. Ani śladu grzybni, grzybka, podgrzybka. Oczekujący na wysyp grzybiarze dawali upust swojemu zniecierpliwieniu w mediach społecznościowych, w licznych wpisach co rusz przypominali jakie to zbiory mieli onegdaj i ubolewali nad tegorocznym niegrzybnym sezonem.
Ale w końcu przyszedł wysyp w lasach, a jeszcze bardziej na fejsubukach. Na profilach moich znajomych i nieznajomych istne szaleństwo: „Mam i ja!” - wykrzykuje znajoma Hanna z olbrzymem„prawym”w ręku.„Uff...jestem na półmetku…” - informuje umęczona, ale szczęśliwa Bożena ze stosem świeżo wykarczowanych borowików, koźlarzy, maślaków, kurek. Anna prezentuje zdjęcia szeregu już gotowych słoiczków z marynatami, a w centralnym miejscu dymiącą patelnie pełną krajanki grzybowej. Z jajecznicą. Gdyby ktoś nie wiedział, co można jeszcze zrobić z jesiennymi darami lasów.
Stary znajomy fejs-grzybiarz poszedł dalej w las. Wynalazł grzyba, którego mało kto zbiera.Wielka biała bulwa z informacją, że to czasznica olbrzymia „grzyb bardzo smaczny pod warunkiem, że w środku jest biały”. Jak przyrządzać?. „Kroić na 2,5 cm plastry, panierować i smażyć jak sznycle.”
- Czy twoim zdaniem zbieranie grzybów jest zajęciem ciekawym? Zapytał jeden z popularnych portali swoich czytelników. 87 proc. odpowiedziało, że tak, 8 proc – nie, tylko 5 proc. nie miało zdania.
Wiadomo. Polacy uwielbiają zbieranie grzybów i obok Ukraińców są mistrzami w tej dziedzinie. Przetwarzają je w wielkich ilościach, suszą, mrożą, marynują. Wydaje się, że nie mają w tym umiaru (sądząc choćby z tych licznych fotografii i filmików na social mediach, tudzież przechwałkach znajomych). Nie wiem tylko jak to znoszą nasze lasy, bory, zagajniki. Jak wiadomo, w naszym kraju „pozyskiwanie” grzybów w lasach państwowych jest darmowe i...nieograniczone. Ale nie wszędzie w Europie tak jest. W wielu krajach, szczególnie na zachodzie Europy w ogóle nie uprawia się takiego hobby, grzyby kupuje się po prostu w sklepach, już przetworzone. Dostarczają je tam „wyspecjalizowane firmy”. Tak jest np. w Norwegii. Mój kuzyn, który przez kilka lat tam mieszkał i pracował w małej miejscowości, nie mógł się nadziwić ile w okolicznych lasach „marnuje” się tego bogactwa. Owszem, mieszkańcy spacerowali po lesie , ale nikt nie schylał się po dorodne borowiki.
Są też kraju, w których obowiązują limity dla zbieraczy. Np. w Niemczech można zebrać tylko 1-2 kg grzybów określonych gatunków na jedną osobę, w zależności od regionu. Poza tym wiele obszarów leśnych jest w ogóle wyłączonych z grzybobrań. Przekroczenie limitów wiąże się nie tylko z utratą zbioru, ale również wysoką karą finansową. Doświadczyła tego ostatnio grupa Szwajcarów, którzy wybrali się na grzyby do Schwarzwaldu i nacięli borowików niczym Wojski muchomorów w „Panu Tadeuszu”. Naładowali pełne kosze do samochodu i kiedy zdążali już do swojego kraju zatrzymały ich służby leśne. Zważono i policzono grzyby i gdy okazało się, że było o wiele za dużo niż pozwalają przepisy, naliczono karę w wysokości... 7,2 tys. euro, grzyby zarekwirowano. Nadleśnictwo w Waldshut, gdzie to zdarzenie miało miejsce przyznało, że przypadki ponadnormatywnych zbiorów zdarzają się w ich okolicy bardzo często. I że służby nie mają tylu ludzi i środków, żeby zaglądać wszystkim grzybiarzom do koszyków. Al;e ci, którzy zostaną ujawnieni mogą słono za to zapłacić.
Wracając jednak do polskich realiów i „fejsbukowych zbiorów”. Całą tą modę potraktowała dowcipnie znajoma Dorota, która udostępniła post:„Wynajmę wiadro grzybów do sesji zdjęciowej. Bo wszyscy mają zdjęcia, a ja nie…”.
Komentarze obsługiwane przez CComment