Salezjańscy męczennicy
Ponad stuletnia obecność członków Towarzystwa Salezjańskiego na północnym Mazowszu, a dokładnie w Czerwińsku (1923), Jaciążku (1928) i w Płocku (1929) – wraz z dwuletnim okresem pracy salezjanów w Ciechanowie, o którym pisałem ostatnio – na trwałe zapisała się już w dziejach Kościoła na Mazowszu.
Duch św. Jana Bosko już od wieku towarzyszy wielu inicjatywom wychowawczym i działalności społecznej podejmowanej przez salezjanów w różnych zakątkach naszego regionu. Ich historia ma jednak również tragiczne epizody, a jednym z nich były represje, jakie spotkały to zgromadzenie w okresie okupacji hitlerowskiej, kiedy miejscowi salezjanie – podobnie jak pasjoniści z Przasnysza – nie tylko musieli przerwać swoją działalność wychowawczą, ale również opuścić zajmowane przez nich domy zakonne wraz kościołami, a członków tego zgromadzenia związanych przed wojną z północnym Mazowszem poniosło śmierć.
Już we wrześniu 1939 r. lotnicy z Luftwaffe zajęli siedzibę salezjanów w Jaciążku, gdzie przed wojną działało „małe seminarium”, i właściwie przez cały czas aż do 1943 r. – z małymi przerwami – była ona miejscem stacjonowania żołnierzy niemieckich, którzy zaledwie tolerowali obecność pozostałych tam czterech salezjanów. Później miała tam powstać placówka szkolenia chłopców z Hitlerjugend, co było przyczyną ostatecznego usunięcia stamtąd salezjanów. Do września 1943 r. w Jaciążku mieszkali: ks. Paweł Liszka, przed wojną dyrektor „małego seminarium”, ks. Wojciech Krzyżanowski oraz dwaj koadiutorzy – Władysław Kalinowski i Piotr Śmietanka. Kilkunastu innych księży, braci oraz kleryków z tego zakładu żyło w rozproszeniu, pracując między innymi na terenie sąsiednich parafii, gdzie z powodu niemieckich represji brakowało księży. Wśród nich był ks. Tadeusz Bartuzi, przed wojną prefekt w Jaciążku, i koadiutor Adam Zawadzki, z zawodu technik elektromechanik, a z zamiłowania instruktor harcerstwa, którzy osiedli przy kościele filialnym w pobliskiej wsi Podoś, na terenie parafii Płoniawy. Na początku września 1941 r. – po wykryciu przez Niemców nielegalnej drukarni – wraz z mieszkańcami Podosia zostali oni aresztowani w czasie nocnej obławy i przewiezieni do obozu w Działdowie. Tam zginęli w zbiorowej egzekucji 4 września 1941 r., rozstrzelani w pobliskich lasach. W chwili śmierci ks. Tadeusz Bartuzi miał 34 lata, a brat Adama Zawadzki 35 lat.
Również w Czerwińsku na terenie klasztoru, gdzie mieścił się przed wojną nowicjat, kwaterowali od 13 września 1939 r. niemieccy żołnierze, którzy starali się początkowo nie ingerować w życie miejscowej wspólnoty. Jednak w listopadzie 1939 r., a więc już po oficjalnym wcieleniu północnego Mazowsza do III Rzeszy i utworzeniu rejencji ciechanowskiej, w której znalazły się wszystkie domy salezjańskie z terenu dawnej diecezji płockiej, dotychczasowe stosunki między sąsiadami zmieniły się diametralnie. Wieczorem 9 listopada – krótko przez nachodzącym i zakazanym przez Niemców do obchodzenia Świętem Niepodległości – jako zakładników aresztowano pięciu salezjanów, którzy wraz z innymi zatrzymanymi zakładnikami trafili do więzienia w Płońsku. Szczęśliwie po pięciu dniach wszyscy wrócili do Czerwińska. Jednak już 21 listopada 1939 r. wszystkich nowicjuszy i kleryków oraz większość księży Niemcy wywieźli samochodami na teren Generalnego Gubernatorstwa i pozostawili w szczerym polu za Nowym Dworem. Jeden z ówczesnych nowicjuszy, Franciszek Stasik, po powrocie w rodzinne strony (pochodził spod Jarocina) został zadenuncjowany przez pewną dominikankę, która okazała się agentką Gestapo, i w maju 1940 r. trafił do obozu w Dachau, a następnie do Mauthausen-Gusen, gdzie zginął rok później w wieku 24 lat. Po akcji przymusowego wysiedlenia salezjanów w listopadzie 1939 r. w Czerwińsku pozostawiono jedynie dwóch księży, którzy mieli opiekować się miejscową parafią oraz trzech koadiutorów (braci) do prowadzenia gospodarstwa rolnego, przeznaczając dla nich kilka pomieszczeń klasztornych. Natomiast na terenie miasta mieszkał i pracował w miejscowej piekarni jeszcze jeden koadiutor. W gronie braci pozostawionych na terenie dawnego opactwa znalazł się Wacław Sepełowski, z zawodu stolarz, który po wypadku w czasie prac przy młockarni musiał opuścić Czerwińsk i podjął pracę w fabryce mebli w Pułtusku. Tam został przez Niemców aresztowany 21 grudnia 1944 r. Po krótkim pobycie w więzieniu w Płońsku przewieziono go do obozu w Stutthofie. Zmarł w czasie słynnego „marszu śmierci”, który – dodajmy – był ostatnią życiową drogą dla wielu więźniów pochodzących z naszego regionu, najprawdopodobniej 31 stycznia 1945 r., w wieku 38 lat.
Szczególnym miejscem wśród domów salezjańskich na terenie północnego Mazowsza była płocka „Stanisławówka”, gdzie aż do stycznia 1941 r. bez większych przeszkód funkcjonował prowadzony przez zakonników dom dziecka, a do połowy lutego 1941 r. Niemcy pozwalali na prowadzenie w kaplicy św. Stanisława Kostki normalnej pracy duszpasterskiej, oczywiście z zachowaniem przepisów okupacyjnych. W tym czasie dom (klasztor) płocki był ostoją dla wielu salezjanów, którzy z różnych powodów musieli opuścić swoje macierzyste placówki, a na terenie zakładu przy Groβe Allee (okupacyjna nazwa ulicy Jachowicza) na stałe przebywało sześciu księży, trzech kleryków-asystentów oraz czterech braci-koadiutorów. Jednak już w czasie akcji skierowanej przeciwko polskiej inteligencji – a dokładnie 8 kwietnia 1940 r. – w czasie obiadu zostali aresztowani przez Gestapo czterej salezjańscy klerycy: Wiktor Jacewicz, Antoni Jezierski, Antoni Zdunek i Stefan Pawlaczyk. Razem z innymi duchownymi oraz płockimi nauczycielami byli przez trzy dni przetrzymywani w miejscowym więzieniu, po czym 12 kwietnia przewieziono ich ciężarówkami do obozu w Działdowie. Rano 19 kwietnia każdy z nich otrzymał pół bochenka chleba oraz jedną butelkę wody na czterech i ruszyli pociągiem w kierunku obozu w Dachau. Po drodze w Norymberdze od sióstr Czerwonego Krzyża otrzymali po kubku gorącej herbaty i jeszcze tego samego dnia (20 kwietnia) późną nocą dotarli do Dachau, skąd 26 maja zostali przewiezieni do obozu w Mauthausen-Gusen, do pracy w kamieniołomach. Jeden spośród nich, kleryk Wiktor Jacewicz, 8 grudnia 1940 r. został przywieziony z powrotem do Dachau, gdzie trafił do „bloku dla księży”. Szczęśliwie cała czwórka doczekała końca wojny, a po oswobodzeniu z obozów i powrocie do Polski, każdy z nich przyjął święcenia kapłańskie i przez wiele lat owocnie pracował w Towarzystwie Salezjańskim (ostatni z nich – ks. Antoni Jezierski zmarł w 2008 r. w Pile, w wieku 95 lat).
Wojnę przeżył również proboszcz płockiej Stanisławówki, ks. Stefan Pływaczyk, którego Niemcy aresztowali 10 lutego 1941 r. i przez Inowrocław i Berlin, wywieźli do obozu koncentracyjnego w Dachau. Po wyzwoleniu obozu 29 kwietnia 1945 r. nie powrócił on jednak do Polski, tylko udał się do Francji, a w 1947 r. wyjechał na stałe do Stanów Zjednoczonych (zmarł w 1981 r. w Ramsey). Tydzień po księdzu Pływaczyku, a dokładnie 17 lutego 1941 r., Niemcy aresztowali na Stanisławówce dziesięciu salezjanów (pięciu księży, jednego kleryka i czterech braci), natomiast trzem innym udało się uniknąć aresztowania. Podczas akcji prowadzonej przez Gestapo na Stanisławówce został brutalnie pobity ks. Jan Kurdziel. Wszyscy zatrzymani do 30 marca 1941 r. przebywali w płockim więzieniu, a następnie przewieziono ich ciężarówkami do obozu w Działdowie. Po kilkudniowym pobycie Niemcy zwolnili kleryka i czterech braci, nakazując im natychmiastowe udanie się na teren Generalnego Gubernatorstwa. Natomiast pięciu pozostałych salezjanów dzieliło gehennę obozową z wszystkimi więzionymi tam kapłanami i biskupami płockimi. Cała piątka zginęła w obozie w ramach „walki” z szalejącą epidemią tyfusu. Według oficjalnych dokumentów Gestapo 22 sierpnia 1941 r. zmarli – zostali zamordowani w pobliskich lasach – ks. Jan Kurdziel (lat 50) i ks. Stanisław Stępowski (lat 38). Natomiast ks. Emil Łuczeczko zginął 9 lub 18 września 1941 r. w wieku 31 lat. Z kolei ks. Tadeusz Kaliszka (34 lata) został zamordowany 10 lub 18 września. Natomiast ostatni z tej piątki, starszy brat proboszcza ze Stanisławówki, który już wtedy przebywał w obozie w Dachau, ks. Wojciech Pływaczyk (lat 50), poniósł śmierć męczeńską 19 września 1941 r. Więcej szczegółów na ich temat można znaleźć w wydanej przez Instytut Pamięci Narodowej pracy księdza profesora Jana Pietrzykowskiego (UKSW), „Towarzystwo Salezjańskie w Polsce w warunkach okupacji 1939-1945”, z której również i ja korzystałem.
Na zakończenie chciałem dodać, że żaden z dziewięciu opisanych tu męczenników salezjańskich okresu II wojny światowej nie pamiętał zakładania placówek w Czerwińsku, Ciechanowie, Jaciążku i Płocku. Natomiast początki te dobrze znał późniejszy arcybiskup poznański i męczennik czasów stalinowskich, ks. Antoni Baraniak, salezjanin, sekretarz dwóch prymasów – Augusta Hlonda i Stefana Wyszyńskiego, który w połowie lat dwudziestych XX wieku był wychowawcą nowicjuszy w Czerwińsku. Dlatego wielokrotnie do sanktuarium czerwińskiego przyjeżdżał, również oficjalnie jako sekretarz Prymasa Tysiąclecia i jako arcybiskup poznański, i przy tych okazjach wspominał o bohaterstwie swych współbraciach zakonnych i wychowankach, którzy zginęli w czasie wojny. Pamięć męczenników podtrzymywał też przez lata wspomniany tu ks. Wiktor Jacewicz – aresztowany na Stanisławówce w 1940 r. – który po wojnie był współautorem monumentalnego dzieła poświęconego martyrologii polskiego duchowieństwa w okresie drugiej wojny światowej, z którego korzysta już trzecie pokolenie historyków badających dzieje Kościoła polskiego minionego stulecia. To dzięki nim, a także wielu innym świadkom i badaczom historii, pamięć o męczennikach salezjańskich z Czerwińska, Płocka i Jaciążka, podobnie jak o siódemce pasjonistów z Przasnysza, o których pisałem rok temu, pozostaje wciąć żywa i godna przypomnienia, zwłaszcza w kontekście modnych dziś w mediach „kościelnych afer”.
Komentarze obsługiwane przez CComment