Teologia dla bidoków
Przeglądając media, natrafiłem na całą litanię narzekań na poziom polskiej teologii rzymskokatolickiej. Żale na ten temat zamieszcza zarówno „Polityka", jak również fanpage Instytutu Pustynnego Demona, w tym doktorzy teologii jak Piotr Popiołek czy Angelika Małek(nie mówiąc o "teologach wyklętych", takich jak Stanisław Obirek czy Tadeusz Bartoś, ci dawno już porzucili habity).
Uważa się że po złotym okresie Jana Pawła II panuje powszechna mizeria. Brak jest kreatywnych uniesień. Myśl teologiczna jest w okowach dogmatów, „zawsze wierna, niestety mierna". Tej tezie chciałbym się przeciwstawić i zaproponować własne remedium.
Pamiętamy rządy PiS i ministra Czarnka. Teologia zdawała się błyszczeć. Otrzymała szansę by wzbić się ponad poziomy, hen w kosmos. Pan minister znalazł na to sposób. Zmienił zasady punktacji publikowanych tekstów i dysertacji naukowych. Teksty publikowane w krajowych czasopismach teologicznych otrzymywały największą liczbę punktów. Nigdy niższą, niż te publikowane w najbardziej renomowanych czasopismach zagranicznych. No i bingo! Już tylko to spowodowało wykwit myśli teologicznej na niesłychaną skalę.
Nie sposób opisać tutaj wszystkie wyczyny naszych teologów. Sięgnęli wysoko, a nawet wyżej. Ks. Krzysztof Gryz na łamach „Polonia Sacra" zajął się nawracaniem kosmitów. Dociekał także czy obejmuje ich „zbawcze dzieło Chrystusa" i czy dziedziczą grzech pierworodny. Choć, to akurat powinno być jasne... "Studia Sandomierskie" udowodniły więcej. Przypisywane świętym zjawiska jak aureole, lewitacje, promieniowanie wonne czy zamiana serc, to „fakt bezsporny". Kwartalnik „Teologia i człowiek" w pracy zbiorowej analizował frapującą sytuację kapłana dokonującego konsekracji chleba w pojeździe kosmicznym oddalającym się od Ziemi z tą samą szybkością, w odległości około 60 milionów lat świetlnych. Okazuje się, że taka konsekracja odbywałaby się „w tym samym momencie co śmierć Chrystusa na krzyżu". A to już wymagało wyższej refleksji kosmologicznej, na którą nie każdego stać, z niżej podpisanym włącznie.
Żeby te prawdy wyłożyć zwykłym „bidokom", nie studiującym teologii ani fizyki kwantowej, trzeba kogoś znanego, uduchowionego, kreatywnego i z dobrym piórem. W USA sprawdził się w tym dziele James David Vance, autor bestselleru pt „Elegia dla bidoków". Nie jest to może traktat teologiczny, ale ma teologiczną tezę: ora et labora (módl się i pracuj). Vance udowodnił że biedni ludzie z regionu Appallachów sami są sobie winni bo nie praktykowali tego. A mogli przejść drogę „od pucybuta do milionera". On zaś, choć z biednej rodziny, ukończył studia na słynnym Yale, wkroczył do biznesu i do polityki, a teraz Donald Trump wybrał go na swojego wiceprezydenta. Sky is the limit! Czyli wszystko możliwe! Dwa lata temu ochrzcił się jako katolik. Wspaniały przykład transformacji duchowej, tym bardziej że jeszcze wcześniej, w czasie kampanii 2016 r. znieważał Trumpa jako „idiotę" oraz "nowego Hitlera". Teraz go gloryfikuje.
Kogoś takiego brakuje nam w kraju. Mam wszakże kandydata, a raczej kandydatkę. To dziennikarka telewizyjna Joanna Kurska, żona byłego prezesa TVP. Dlaczego ona? Bo dobrze wiemy, jak trudne miała pierwsze małżeństwo, zarówno ona jak i jej obecny mąż, Jacek Kurski, oboje w sakramentalnych związkach, z dziećmi. Dzięki ich gorliwości religijnej oraz wstawiennictwu Kościoła kat. osiągnęli szczęście, wzięli ponowny ślub kościelny w Łagiewnikach, bo KK stwierdził nieważność ich poprzednich związków. Pomimo wszystko... Bo Jacek Kurski był z pierwszą żoną Moniką Mucek 24 lata, mieli troje dzieci, a małżeństwo po ośmiu latach trwania pobłogosławił sam papież Jan Paweł II i to w Watykanie! Są zdjęcia, dowody, to miał być wg Kurskiego „najważniejszy dzień w życiu". Była też krytyka, nawet ze strony księży.Np.ks. Isakowicz-Zaleski twierdził, iż w ciągu 40 lat posługi nie spotkał przypadku, aby Kościół unieważniał tak długo trwający związek. Joanna Kurska była tym zbulwersowana, ale nie chciała wchodzić z księdzem w polemikę. Teraz gdy ksiądz już nie żyje, polemizować nie może, wyznała w rozmowie z „Faktem" że bardzo ją zranił tą swoją krytyką. Bo przecież „mówi tak jakby nie miał pojęcia o czym mówi", nigdy nie był w takiej sytuacji. Powołała się za to na Dzienniczek Św. Siostry Faustyny, podając cytat:" W każdej duszy dokonywam dzieła miłosierdzia, a im większy grzesznik tym ma większe prawa do miłosierdzia Mojego".
I to jest memento, to lepsze rozumienie teologii, czego i ksiądz czasem nie czuje. Można by sparafrazować tytuł książki Vance'a i ogłosić „Teologię dla bidoków", czyli dla tych bez gruntownych podstaw a mających na koncie jakże liczne grzechy. Na autorkę traktatu typuję Joannę Kurską. Pomimo tego że tak wielu łaje ją i jej męża i chcieliby "zepsuć" ich szczęście małżeńskie, ona wyraźnie mówi że nikomu to się nie uda, nikt nigdy ich małżeństwa "nie zepsuje". Ale gdyby jednak, gdyby coś kiedyś z jakiejkolwiek przyczyny pękło w tym tak dobranym związku, gdyby trzeba go nie daj Boże znowu w Kościele unieważniać (apage, Satanas!) to ona już wie do kogo się odwołać, bo będzie nosić przy sobie Dzienniczek Św. Siostry Faustyny i znajdzie pocieszenie. Im większy grzesznik tym ma większe prawa... Jak tu nie lubić takiej teologii? Niechże to dotrze do nas wszystkich!
Komentarze obsługiwane przez CComment