Trąd w pałacach władzy
Polityka jest surrealistyczna. Nie tylko u nas ale i na antypodach. W Ameryce mistrzem absurdu jest Donald Trump. W ciągu krótkiego czasu potrafi zadziwić krańcowo sprzecznymi zachowaniami.
Na jednym z wieców głosił „Ukraina przepadła. Ukrainy już nie ma", na innym przechwala się, że może w jednej chwili zakończyć wojnę Rosji z Ukrainą. Jeszcze gdzie indziej woła, że nie spotka się z przebywającym właśnie w Stanach prezydentem Zełeńskim, żeby wreszcie z fanfarami, w Nowym Jorku spotkać się z nim w ubiegły piątek. Prezydentem rzekomo nieistniejącego kraju.
I jeszcze prawić mu dusery na temat „piekła", przez które musi przechodzić Ukraina.
Ale Trump nie znalazł czasu żeby w polskiej Częstochowie, w Doylestown, spotkać się z prezydentem Dudą, rzekomo jego serdecznym przyjacielem.
Andrzej Duda bawił w tym czasie w Nowym Jorku i na szczycie ONZ apelował o „poszanowanie prawa". Jasne, jest przecież doktorem prawa. Tyle, że nawet jego promotor z UJ, profesor Jan Zimmerman ujawnił że Duda popełnia takie błędy prawne, których by nie wybaczył studentowi na egzaminie. Czy ktoś kto regularnie obraża porządek konstytucyjny we własnym kraju może być wiarygodny dla świata?
Ale ostatnio dostaje się wszystkim świętym, nawet papieżowi. Przemawiając w Singapurze do młodzieży Franciszek powiedział że „różnice między religiami są niczym różnice pomiędzy językami". Franciszek uważa że „różne religie są różnymi drogami do Boga". Z laickiego punktu widzenia takie stwierdzenia są słuszne. Religie są częścią kultury narodów i wszystkie muszą być szanowane, tym bardziej że Kościół kat. od lat próbuje prowadzić działania ekumeniczne. Ale Kościół ma też tradycje związane z prozelityzmem i fundamentalistycznym przekonaniem o jedynej słuszności tej wiary. Najlepiej wyraża to Deklaracja Dominus Iesus, o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa, dokument Kongregacji Nauki Wiary Kościoła. Papież go zignorował i wzbudził wielkie wrzenie pośród katolików, także tych w purpurze. U nas w kraju wielu na prawicy zaczęło się głośno zastanawiać czy papież w ogóle jest jeszcze katolikiem. W naszym kraju jest jak w Matrixie, wszystko się może zdarzyć. Szczególnie w relacjach rząd - sądy. Jak wiadomo, sądy są podzielone, tak jak całe środowisko prawnicze. Obecna Krajowa Rada Sądownictwa zadeklarowała że rząd jest… nielegalny, bo trzy panie ministry, zastosowały właśnie ten feminatyw w czasie zaprzysiężenia, a tego konstytucja nie przewiduje. Zostały jednak zaprzysiężone przez prezydenta i on na to nie zareagował. Prezydent wielokrotnie stwierdzał w rozlicznych wywiadach, że jeśli on komuś da zielone światło, to słowo się rzekło… nie ma odwrotu. W tym przypadku zarówno prezydent jak i rząd nie przejmują się widać opinią KRS.
Inaczej będzie z uchwałą Izby Karnej Sądu Najwyższego w sprawie przywrócenia do czynnej służby Dariusza Barskiego, kolegi Zbigniewa Ziobry, który najpierw przeszedł w stan spoczynku, a później wrócił na stanowisko Prokuratora Krajowego. Minister Adam Bodnar zwolnił go z tego stanowiska gdy uznał, że Ziobro powołał Barskiego na mocy nieważnej już ustawy. Teraz, Izba Karna, w składzie złożonym wyłącznie z neosędziów (a więc powołanych przez nową, niekonstytucyjną KRS), uznała że przywrócenie Barskiego odbyło się prawidłowo, na gruncie prawnym i ustrojowym. Minister Bodnar nie uznał tego orzeczenia… właśnie dlatego że neosędziowie nie mają mandatu. Profesorowie prawa są oburzeni. Jerzy Zajadło z Uniwersytetu Gdańskiego uważa że jego „skutki mogą być katastrofalne". Sędzia SN Michał Laskowski jest zdania, że takie orzeczenia nie są „absolutnie bezstronne i niezawisłe". Ale obecny prezes Izby Karnej SN, Zbigniew Kapiński, twierdzi że to co robi minister Bodnar to są „metody esbecko- ubeckie". Dodajmy, że rząd nie uznaje już TK, a Trybunał pani Przyłębskiej odwdzięcza się pięknym za nadobne torpedując nawet komisje śledcze. Państwo prawa nie istnieje.
Profesor Andrzej Zoll, największy bodaj autorytet prawny, w wywiadzie na łamach ostatniego „Plusa Minusa" bardzo surowo ocenia poprzednią władzę oraz sędziów którzy przez nią promowani, nadal są na jej usługach.
Ale tak się dzieje nie tylko w obszarze Temidy. Nawet w kulturze nie jest lepiej. Okazuje się, że Jan Żaryn, były dyrektor byłego Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej, zakupił rzekomy fortepian Ignacego Paderewskiego za ponad trzysta tysięcy, gdy jest on wart nie więcej niż kilkanaście tysięcy. Nie było żadnych ekspertyz dotyczących instrumentu, ani też żadnego dowodu że Paderewski miał cokolwiek wspólnego z tym instrumentem.
I na podobnych zasadach działał Fundusz Patriotyczny, Fundusz Sprawiedliwości, fundusz willa plus. To wszystko było do niedawna „politycznym złotem", które przekształciło się w polityczne błoto.
Otacza nas wielosłowie i wzniosłosłowie. Kakofonia i polifonia. Entropia i postmodernistyczny szum. A mówiąc całkiem po ludzku, po prostu cyrk. Na mocno uszkodzonych kółkach.
Komentarze obsługiwane przez CComment