Wrzesień zrekonstruowany
Za parę dni obchodzić będziemy kolejną rocznicę wybuchu II wojny światowej. Mimo upływu 85 lat, data ta, jak cierń, tkwi w świadomości zbiorowej Polaków.
Przez te dekady powojennych lat w różny sposób realizowaliśmy pamięć o wrześniu 1939 r. Były akademie, apele poległych, msze, spotkania z byłymi żołnierzami, tablice, pomniki, obeliski… Również bogata literatura, kinematografia.
Potem, gdzieś tak od początku lat 2000, kiedy nasze budżety trochę wzrosły, nadszedł czas odtwarzania, rekonstrukcji, inscenizacji. Widowiska historyczne, głównie dotyczące bitew, zwycięstw i klęsk rozlały się po kraju. Nie dotyczyło to tylko II wojny światowej, ale całej naszej historii. Szczęk oręża pod Grunwaldem, grzmią pod Stoczkiem armaty, hej, kto Polak na bagnety, rozdziobią nas kruki i wrony, jeszcze słychać śpiew i rżenie koni...
Przyznam się, że od początku miałem do tego rodzaju imprez stosunek dość ambiwalentny. Z jednej strony niby dobrze, że w ten sposób - wręcz trójwymiarowy, przypomina się sławę i chwałę naszych przodków, pokazuje okoliczności w jakich im przyszło żyć i walczyć. Taka otwarta lekcja historii. Z drugiej strony, próba odtwarzanie pewnych scen i epizodów (np. z Powstania Warszawskiego, albo bratobójczych walk po II wojnie) budziło, nie tylko mój, sprzeciw i niesmak. A już szczególnie gdy odtwarzały je dzieci.
Ale w naszym regionie szczególną popularnością cieszyła się „Bitwa pod Mławą”, rekonstrukcja zmagań żołnierzy Armii „Modlin” z dywizjami niemieckimi we wrześniu 1939 roku. Weszła ona do corocznego kalendarza, w najlepszym swoim okresie inscenizacyjnym, jakieś 10 lat temu, w pokazach uczestniczyło kilkuset aktorów-amatorów z wielu stowarzyszeń rekonstrukcyjnych, angażowano wielką ilość sprzętu wojskowego, z końmi, czołgami i samolotami włącznie, do tego specjalne grupy pirotechniczne. Na pola bitewne ciągnęły tłumy, żeby osobiście zobaczyć „prawdziwą” wojnę, poczuć klimat tamtych dni i zapach bitewnego zgiełku. Nie tylko zresztą na polu bitwy, na oryginalnej linii bunkrów i umocnień pod Uniszkami Zawadzkimi, ale również żeby przeżyć niemiecki nalot bombowy na miasto, doświadczyć gehenny ludności cywilnej, okrucieństwa najeźdźcy.
W tych dniach Mława gościła też weteranów, prawdziwych żołnierzy walczących tu w 1939 roku. Co roku przyjeżdżało ich coraz mniej, i mniej…
W 2017 roku zjawił się tylko jeden, liczący 102 lata kpt. Józef Węgiel.
Inscenizacje pod Mława trwały nieprzerwanie przez kilkanaście lat, z coraz większym rozmachem, angażowały władze miasta, wiele osób i instytucji, środki finansowe, i nie tylko.
Po pewnym czasie entuzjazm i natężenie rekonstrukcyjne osłabło. Spowodowane to było z jednej strony pewnym zmęczeniem organizatorów, trudnościami ze znalezieniem chętnych do pracy (społecznej), rosnącymi kosztami inscenizacji, a z drugiej strony - coraz wyższymi oczekiwaniami widzów, którzy przyzwyczaili się do oglądania profesjonalnie zrealizowanego widowiska. Ucichł zgiełk bitewny...
Wielkiej inscenizacji w Mławie w tym roku nie będzie. Zaplanowano za to otwarcie wystawy fotografii „Rekonstrukcja w moim obiektywie”. Ponadto organizatorzy zapraszają, po oficjalnych uroczystościach w mauzoleum, na marsz linią fortyfikacji polowych z 1939 r. A stamtąd uczestnicy mogą jeszcze pomaszerować 3-kilometrową trasą wprost do… zagrody żubrów w Krajewie.
Ale widowisko związane z wrześniem 1939 r. jednak było… Tym razem na oddalonej od Mławy o kilkanaście kilometrów tzw. „pozycji rzęgnowskiej”. Grupa regionalistów, miłośników historii i broni z gmin Grudusk, Czernice B. i Dzierzgowo postanowiła ocalić w pamięci okolicznych mieszkańców jeden z wrześniowych epizodów bitewnych, który rozgrywał się na oczach ich rodziców i dziadków – i zademonstrować obronę przez ułanów-kolarzy ciechanowskich stanowiska (bunkra polowego) w Żabokliku. Obronę w sumie tragiczną, beznadziejną, ale bohaterską... Taką, jaką była cała kampania wrześniowa.
(Przeczytajcie o tym w „Tygodniku Ciechanowskim” i obejrzyjcie na naszym portalu).
Chwała zwyciężonym!
Komentarze obsługiwane przez CComment